wtorek, 30 października 2012

9. kolejka - Miszmasz


W 9. kolejce hiszpańskiej Primera Division zobaczyliśmy wszystko to, co mogą nam zaoferować mecze piłkarskie. Było więc i nudnawe 0:0 na Cornella El-Prat i walka prowadzona cios za cios w poniedziałkowym pojedynku Sociedad z Valladolid. Były spodziewane i wysokie zwycięstwa faworytów (Barcelona, Real i to mniej okazałe Atletico), ale nie obyło się i bez niespodzianki w postaci wygranej ambitnych zawodników Saragossy z faworytem z Sevilli. Zdarzyły się i mecze, w których jedna z drużyn budziła się za późno by swe straty do rywala odrobić i musiała przełknąć gorycz porażki. Rozegrano też szeroko komentowane przed tą kolejką Derby Galicji, których rezultat wypaczył nieco arbiter tego spotkania.

Co można zaliczyć na plus?

Juan Carlos Valeron przywraca magię Derbom Galicji - wszyscy zapewne mieliście w dzieciństwie swoich piłkarskich idoli. Ba, nie jednego. Każdy przynajmniej z pół tuzina. Tacy futbolowi bohaterowie, przynajmniej w moim wypadku, różne mieli profile i różnymi sposobami zaskarbiali sobie moją sympatię. Wśród nich znaleźć można było i gwiazdorów, zawodników pierwszego planu  i piłkarzy znajdujących się w cieniu, którzy dzięki swojej mrówczej pracy pchali swoje zespoły do przodu. Właśnie w tej drugiej grupie moich ulubieńców był zawodnik Deportivo. Odpalając FIFE musiałem mieć tego rozgrywającego u siebie w składzie. Ciężko mi powiedzieć jak to się stało, że wówczas Hiszpan tak mi imponował. Nie mogłem przecież jego gry ocenić tak świadomie, moje spojrzenie na jego zagrania nie miało charakteru analitycznego. Grywał w reprezentacji, ale nie od niego zaczynano tam ustalanie składu. Deportivo osiągało sukcesy, ale gole strzelali Diego Tristan, Makaay czy Victor i to na nich skupiała się uwaga ogółu. Taki właśnie był ten Valeron - niedoceniony geniusz.

Dziś Valerona można cenić również za wierność barwom klubowym. Chociaż urodził się i wychował (także piłkarsko) na Wyspach Kanaryjskich, a międzyczasie zwiedził Baleary i pokopał piłkę w Atletico, to dziś po 12 latach gry w jednej drużynie większość sympatyków piłki identyfikuje go wyłącznie z Deportivo, którego nie opuścił, gdy spadło do Segunda (pisząc opuścił mam na myśli raczej zakończenie kariery aniżeli transfer) i któremu w powrocie do ekstraklasy wydatnie pomógł. Mimo 37 lat były reprezentant Hiszpanii wciąż ma miejsce w "11" kompletowanej przez niewiele starszego od siebie Jose Luisa Oltre. Nie mogło być inaczej, gdy przyszła pora na pojedynek derbowy.

Valeron to jedyna postać biorąc pod uwagę obecne kadry obu drużyn, która miała szansę wystąpić w sobotnich derbach, a która pamięta czasy gdy starcia te były absolutnym hitem w kalendarzu Primera (w Deportivo jest jeszcze Manuel Pablo, ale on nie wyleczył na czas urazu). I jeśli ktoś próbował przywrócić magię derbom to był to właśnie ten weteran. Dla wytrawnych obserwatorów był to prawdziwy koncert gry mistrza. Valeron jak to ma w zwyczaju poruszał się oszczędnie, ale każdy ruch był przemyślany. Świetna asysta przy jedynym trafieniu dla gości (to przyjęcie i zwód!) + kilka innych doskonałych podań (w tym jedno, po którym sędzia niesłusznie odgwizdał spalonego). Gdy w 77. minucie opuszczał boisko, żałowałem, że to nie El Riazor, bo zamiast gromkich braw, jakie mu się należały, dostał solidną porcję gwizdów od miejscowych ultrasów. Na twitterze ktoś napisał, że wobec tego wstał i zgotował mu owację na stojąco we własnym domu. Miałem podobnie.



Niezawodna czarna krew na szpicy Levante - od kilku lat w tym mniej popularnym walencjańskim klubie przepis na napastnika jest prosty: ma być silny, co oczywiste bramkostrzelny i...czarnoskóry. Zaczęło się w sezonie 2010/2011 od Felipe Caicedo. Wypożyczony z Manchesteru City atakujący strzelił dla ówczesnego beniaminka 13 goli, bez których ciężko byłoby się utrzymać w lidze. Poza zdobytymi bramkami, Ekwadorczyk zasilił kasę klubu sporą ilością gotówki. Wszystko to dzięki sprawnemu resellingowi. Najpierw za drobne wykupiono go z angielskiego klubu, by potem za dużo większe pieniądze oddać go do Lokomotivu. 

Jego miejsce zajął, również wypożyczony (z Sevilli) Arouna Kone i spisał się jeszcze lepiej, umieszczając piłkę w siatce w lidze aż 15 razy (w tym jedyna bramka w wygranym meczu z Realem). Ponownie skorzystano z korzystnej pod względem finansowym klauzuli zawartej w umowie wypożyczenia i reprezentant WKS stał się pełnoprawnym zawodnikiem Levante tylko po to, by po pewnym czasie przenieść się na wyspy, do Wigan. Warto zaznaczyć, że dla obu napastników nie była to pierwsza przygoda z La Liga, ale dopiero w barwach Grantoes spisywali się na miarę oczekiwań. Bilans tych operacji: 28 bramek w 2 sezony i około 10 mln euro czystego zysku.

Na Ciutat de Valencia stwierdzono, że nie ma sensu niczego zmieniać. W ramach wolnego transferu przybył do klubu Obafemi Martins. Zawodnik nieanonimowy, aczkolwiek nieco zapomniany. Transakcja ta nie rzuciła mi się w oczy - nie widziałem tej dość wyraźnej analogii. I to był mój błąd. Nigeryjczyk okazuje się być kolejnym strzałem w dziesiątkę miejscowych działaczy. W 5 dotychczasowych spotkaniach ustrzelił już 4 gole. I to nie byle jakie - każdy z nich na wagę 3 punktów. Począwszy od debitu z Sociedad, przez derby Walencji, na dwukrotnym upolowaniu Granady skończywszy. Martins do spółki z innymi groszowymi  transferami - Michelem i Pedro Riosem - odpowiadają za aktualną dobrą passę Levante. A ja na przyszłość muszę pamiętać, by bardziej wnikliwie przyglądać się ruchom dyrektora sportowego drużyny z Walencji (w transferowymi podsumowaniu określiłem ich przecież "przegranymi").



Trafienie Alvaro Vasqueza - samo widowisko na San Mames jakoś nie porwało, ale dwóch aspektów tego wydarzenia nie sposób nie docenić. Pierwszą z nich są dośrodkowania ze stałych fragmentów Pedro Leona, które za każdym razem powodowały powstanie zagrożenia pod bramką Gorki Iraizoza i przyniosły drużynie Azulones pierwsze trafienie. Drugą - bramka nr 2, pokazująca skalę talentu Alvaro. Żałosna postawa formacji defensywnej Athletiku to jedno, ale sposób w jaki reprezentant młodzieżówki tę nieporadność wykorzystał - budzi podziw.

Triumf Manolo Jimeneza i jego walecznej Saragossy - kolejność nieprzypadkowa. W moim odczuciu głównym wygranym rozegranego w niedzielę, wczesnym popołudniem spotkania był szkoleniowiec drużyny ze stolicy Aragonii. Paradoks, bo jak wspominałem w zapowiedzi - na ławce trenerskiej w tym spotkaniu go zabrakło. Widać było jednak, że przez cały tydzień nie próżnował. Nie tylko przygotował podopiecznych do tego spotkania pod względem fizycznym (tu akurat można do jego pracy mieć zastrzeżenia - w końcówce gospodarze opadli z sił), ale przede wszystkim pod względem mentalnym. Oprócz niesamowitego zaangażowania, jakie zaprezentowali Blanquillos, zobaczyliśmy nokaut w wojnie psychologicznej. Jimenez jako były trener Sevilli posiadał doskonałe rozeznanie w słabych punktach rywala. Bez problemu zlokalizował takowe w psychice zawodników gości. W związku z tym podczas każdej możliwej przerwy w grze piłkarze Saragossy robili wszystko by doprowadzić rywala do szewskiej pasji, a w działaniach tych przodował Helder Postiga. Opłaciło się. Podopiecznym Michela z emocji plątały się nogi, popełniali błędy, które przeciwnicy skwapliwie wykorzystywali. Dzięki temu Saragossa po 9 kolejkach ma na koncie 12 punktów. Celem ich opiekuna jest zdobycie 22 punktów w rundzie jesiennej. Po niedzielnym triumfie wydaje się to być zupełnie realne.



Kolejny udany "grany poniedziałek"- odkąd grania na początku tygodnia zaprzestano na boiskach angielskiej Premier League, hiszpańska "dogrywka" kolejki to jedyna poważna propozycja w telewizyjnej ramówce tego dnia. Nie jest żadną tajemnicą, że mecze poniedziałkowe rzadko kiedy są hitami danej serii gier. Z występu w ten dzień z miejsca wykluczone są zespoły, które reprezentują Hiszpanie w europejskich pucharach. Nie zawsze musi się to jednak odbijać na jakości tego rodzaju spotkań. Po ubiegłotygodniowym zaciętym boju Sevilli z Mallorką, tym razem przyszło nam obejrzeć kolejny pojedynek, w którym wynik do końca pozostawał niewiadomą. O pierwszą wyjazdową zdobycz starała się drużyna Realu Sociedad. Popularnym Txuri-urdin z obiektu Valladolid udało się wywieźć punkt, głównie za sprawą rewelacyjnego w tym sezonie Francuza Antoine Griezmanna. Mogło być lepiej, ale wirtuozerii reprezentanta Trójkolorowych (posiadającego także baskijskie korzenie) gospodarze przeciwstawili równie imponującą jakość innego internacjonała - Patricka Eberta. Dodatkowo gospodarzom sprzyjało w ostatnich minutach szczęście. Niesamowite próby strzałów z potężnego dystansu Inigo Martineza, a przede wszystkim Jose Angela cudem nie znajdowały bezpośredniej drogi do siatki. Mecz nie obfitował może w ataki z jednej i drugiej strony, ale gdy obie jedenastki zabierały się do pracy, efekty były bardzo konkretne. Ponownie mogę stwierdzić, że nie straciłem tych 2 godzin w poniedziałkowy wieczór.



A co na minus?

Mallorca i Rayo nie dają rady - gdy klubom o skromniejszych aspiracjach przychodzi mierzyć się z tymi europejskimi potęgami zawsze zadajemy sobie to samo pytanie. Zaatakują czy będą murować bramkę? A może najpierw jedno, a potem drugie? Absolutne przejęcie inicjatywy zwykle nie wchodzi w grę. W przypadku Rayo Vallecano Paco Jemez otwarcie mówił, że jego drużyna nie zamierza okopywać się na własnej połowie i będzie starała się wziąć sprawy w swoje ręce. Twardo przeciwstawiał się środkom z jakich w spotkaniu Ligi Mistrzów przeciwko Katalończykom skorzystał Celtic. Jego zapowiedzi znalazły odzwierciedlenie w grze gospodarzy, choć nie poskutkowały osiągnięciem korzystnego rezultatu. O tym, że warto się wstrzymać ze zmasowaną krytyką wycelowaną w szkoleniowca drużyny z Vallecas bardzo ciekawie pisał Dariusz Wołowski, więc by nie kopiować, odsyłam do analizy tego przypadku w jego publikacji.

Zupełnie co innego można napisać o Mallorce. Mimo, że wynik osiągnęli taki sam jak madrycki towarzysz niedoli, to napisanie o nich choćby kilku ciepłych słów jest zadaniem niewykonalnym, jeśli chcemy trzymać się realiów . Piłkarze Joaquina Caparrosa albo nie odrobili zadania domowego, albo byli przejęci konfrontacją z utytułowanym rywalem do tego stopnia, że zapomnieli o podstawach piłkarskiego rzemiosła. Przy pierwszym golu szkolny błąd popełnił Conceicao, nie potrafiąc wyekspediować piłki z dala od własnego pola karnego. O ile w tym wypadku można mówić o błędzie indywidualnym, o tyle przy drugim trafieniu nie popisała się cała formacja defensywna. Akcja bliźniaczo podobna do tej, która dała Królewskim prowadzenie na Camp Nou, a mimo to broniący Mallorki wyglądali na totalnie zaskoczonych. Pozbawiony solidnego krycia Ronaldo z łatwością pakuje piłkę do bramki. Tutaj trzeba by zakończyć wyliczankę, gdyż był to w zasadzie koniec emocji w tym pojedynku.

Bura należy się jednak także przednim formacjom, które liczne stałe fragmenty gry seryjnie marnowali, tracąc szansę na wykorzystanie w ten sposób wszystkim znanej słabości gości. Dośrodkowania, czy to z lewej czy z prawej strony nie mijały zwykle nawet pierwszego z rywali. Ciężko w takiej sytuacji marzyć o korzystnym wyniku.

Alexis Sanchez "12. zawodnikiem Rayo" - o ile nastroje w drużynie lidera po ostatnim spotkaniu są doskonałe, o tyle problem dyspozycji chilijskiego skrzydłowego wciąż pozostaje sprawą nierozwiązaną. W sobotę zawodnik pochodzący z Ameryki Południowej w ciągu niespełna 30 minut gry pobił chyba rekord w liczbie spalonych zanotowanych w jednym spotkaniu w tym sezonie. Sprowadzony przed rokiem gracz złamał w ten sposób przepisy nawet przy 4. trafieniu dla jego zespołu - na szczęście Azulgrany, arbiter nie uznał że miało to wpływ na postawę obrony, choć decyzja taka byłaby w pełni uzasadniona. Jeśli dodamy do tego jeden przechwyt zaliczony na konto rywali oraz zmarnowaną 100% okazję po dograniu Jonathana Dos Santosa, otrzymujemy obraz piłkarza któremu daleko do optymalnej dyspozycji. Fanom jego talentu pozostaje wiara, że mamy do czynienia ze zjawiskiem zbliżonym do przypadku Pedro z poprzednich rozgrywek. U Kanaryjczyka zdiagnozować można było podobne objawy. Rozczarowującą postawę tłumaczono drobnymi dolegliwościami wybijającymi gracza z rytmu treningowego, co można utożsamiać z tym co przeżywa obecnie reprezentant Chile. Historia reprezentanta Hiszpanii zakończyła się happy endem. Czas pokaże czy będziemy mieli do czynienia z powtórką z rozrywki.

Na koniec tradycyjnie wrzucam "11" kolejki. Nie umieściłem w niej ani Leo Messiego, ani Cristiano Ronaldo wychodząc z założenia, że jeszcze nie raz będą mieli możliwość w niej zagościć, a ich dobre występy nie są żadną nowością. W zamian doceniłem pracę wspomnianych - Obafemiego Martinsa i Antoine Griezmanna. Wszak w Levante i Sociedad strzelenie 2 bramek jest zadaniem nieporównywalnie cięższym. Nie mogło zabraknąć miejsca dla Cesca Fabregasa. Katalończyk znajduje się ostatnio w wybitnej formie, którą ku uciesze sympatyków Dumy Katalonii prezentuje głównie na wyjazdach. Gromadzenie punktów poza Camp Nou z tak dysponowanym rozgrywającym to dla podopiecznych Tito czysta przyjemność. Na bramce Adrian, którego już raz w podsumowaniu pominąłem, a który tym razem nie miał sobie równych. Na środku obrony bezbłędni tym razem Varane i Demichelis. Po bokach po raz drugi rewelacyjny Martin Montoya i Lago (wielu zaimponowała postawa prawego obrońcy Celty - Mallo, ale dla mnie to zagrania lewego defensora dawały wymierne korzyści). Nie mogło też zabraknąć magicznego Valerona.

*liczba wyborów do "11" kolejki
A już dzisiaj czekają nas emocje związane ze startem zasadniczej fazy rozgrywek o Puchar Króla. Na pierwszy ogień - pojedynki Valencii i FC Barcelony. Warto oglądać.





niedziela, 28 października 2012

9. kolejka - zapowiedź pozostałych spotkań


Real Saragossa - Sevilla FC, La Romareda; niedziela 12:00

Do stolicy Aragonii zawita tym razem drużyna Michela. Podopieczni byłego zawodnika Realu będą mieli prosty cel - wygrać i utrzymać się na pozycji gwarantującej grę w europejskich pucharach.

Spotkanie będzie miało kilka podtekstów. Zespół gospodarzy dowodzony jest przez Manolo Jimeneza, który większość swego życia poświęcił drużynie niedzielnego rywala jego obecnej ekipy - najpierw występował tam jako piłkarz, następnie był opiekunem rezerw, aż zasiadł na ławce trenerskiej pierwszej drużyny, którą prowadził aż do 2010 roku. Bezpośredniej konfrontacji jednak nie będzie. Szkoleniowiec gospodarzy w spotkaniu z Granadą został wyrzucony z ławki przez arbitra i 2 najbliższe mecze będzie obserwował z trybun. W odwrotnej sytuacji jest Michel, który z takowej banicji dopiero co wrócił.

Drugi smaczek to obecność w kadrze Saragossy powracającego po pauzie spowodowanej czerwoną kartką - Romarica. Reprezentant Wybrzeża Kości Słoniowej spędził w Sevilli kilka ładnych lat. Przychodził jako następca Seydou Keity, ale nie spełnił do końca pokładanych w nim nadziei w związku z czym najpierw wypożyczono go do Espanyolu, a przed bieżącym sezonem ostatecznie podziękowano mu za współpracę.

Drużyna gości przyjedzie na La Romareda pokrzepiona remontadą z ostatniej kolejki i wzmocniona w defensywie obecnością wracających po absencji za kartki - Medela i Botii. W szeregi gospodarzy obok wspomnianego Romarica do składu wraca Alvaro Gonzalez.

Rozegrane w południe spotkanie będzie także pojedynkiem dwóch rewelacji tego sezonu. Naprzeciw siebie staną Cicinho i Victor Rodriguez. Ten drugi dzięki swoim dobrym występom uaktywnił klauzulę zawartą w swoim kontrakcie automatycznie przedłużającą jego kontrakt z Los Blanquillos do 2015 roku (klauzula wykupu - 12 mln euro). Obiekt w Saragossie to twierdza absolutnie do sforsowania, ale jeszcze nikomu w tym sezonie nie przyszło to z łatwością.

Mój typ: 1:0 dla Sevilli

Levante UD - Granada CF, Ciutat de Valencia; niedziela 16:00

W niedzielne popołudnie w Walencji na boisko wybiegnie Granada by na trudnym obiekcie Levante szukać straconych w sensacyjny sposób przed tygodniem punktów.

W osiągnięciu tego celu gościom ma pomóc powracający po kontuzji Floro Flores. Były snajper Udinese pojawia się w kadrze meczowej szybciej niż wskazywały na to wstępne medyczne prognozy i wzmocni siłę rażenia drużyny Juana Antonio Anqueli. Szkoleniowiec przyjezdnych ubiegłotygodniową wpadkę usprawiedliwiał brakiem ducha walki, na co wpływ miała mieć gęsta atmosfera wokół klubu, stadionu i kibiców. Tamta porażka może być jednak doskonałą lekcją motywacyjną na mecz w Walencji. W kadrze na mecz zabrakło Irineya, który przed tygodniem wyleciał z boiska. Jest natomiast Brahimi, który swoją karę już odbył.

Gospodarze przystąpią do tego spotkania naładowani pozytywną energią oraz z chęcią podtrzymania dobrej passy. Po wygranych derbach, przyszło wyjazdowe przełamanie w starciu z Getafe, a w czwartkowy wieczór w kluczowym spotkaniu z punktu widzenia awansu do fazy pucharowej, pewnie pokonali 3:0 Twente w Lidze Europy. We wszystkich tych spotkaniach czyste konto zachowywał Munua, na którego dobrą dyspozycje miejscowi liczą i tym razem podobnie jak na skuteczność Martinsa i bomby z dystansu Michela. Za tym ostatnim podobno zdążyła już zatęsknić Valencia, która dopiero co oddała go bez żalu do lokalnego rywala.

Mój typ: 1:0 dla Levante

Athletic Bilbao - Getafe, San Mames; niedziela 17:50

Drużyna gospodarzy podejdzie do spotkania z rywalem spod Madrytu po dwóch niezłych spotkaniach w swoim wykonaniu. Niezłych, ale przegranych. Zarówno w konfrontacji z Valencią jak i z Lyonem brakowało szczęścia, łaskawości sędziego czy skuteczności pod bramką rywala. Dotychczasowe osiągnięcia drużyny Marcelo Bielsy nie rzucają na kolana. Można zaryzykować stwierdzenie, że kolektyw z San Mames zaczął ten sezon w równie słabym stylu co zakończył poprzedni. O tym, że w drużynie źle się dzieje pod względem mentalnym pisałem już nie raz. Nie lepiej jednak jest ze zdrowiem fizycznym piłkarzy. Dopiero co do gry wrócił Jon Aurtenetxe, a już na problemy narzekają wiecznie poniewierany przez rywali Muniain czy Borja Ekiza. Sezon skończył się natomiast dla utalentowanego Ruiza de Galarrety, który doznał zerwania więzadeł w kolanie podczas meczu rezerw. Gdy dodamy do tego brak w kadrze meczowej Andera Herrery, któremu komisja ligi wymierzyła karę 2 spotkań zawieszenia, okaże się że i tym razem chilijski opiekun Basków będzie zmuszony do eksperymentów. Mimo wypracowania gola we Francji do pełni jego łask nie wrócą zapewne Llorente i Ibai Gomez - żelaźni rezerwowi.

Przeciwnik dla Athletiku wydaje się być jednak wybitnie trafiony. Getafe to drużyna, która skutecznością nie grzeszy. Mimo ciekawego zestawu ofensywnych zawodników Luis Garcia Plaza nie jest w stanie wykrzesać ze swoich piłkarzy wirtuozerii, która pozwoliłaby zdobyć więcej niż jedną bramkę w meczu. Do tej pory gościom niedzielnego spotkania taka sztuka udała się tylko raz. Miało to miejsce w spotkaniu z nie byle kim - mistrzem Hiszpanii. Potencjał jak widać jest - brak niestety przełożenia na wyniki. Pomóc w osiągnięciu tego celu ma Abdel Barrada, który odpokutował już za swoje przewinienie w starciu z Saragossą i wraca do kadry meczowej. Jego brak był mocno widoczny w pojedynku z Levante. Azulones mieli swoje okazje, ale brakowało błysku geniuszu, na który Marokańczyka stać jak mało kogo. 

Zwycięży niepoukładana obrona Basków czy nieskuteczna ofensywa Getafe? Przekonamy się już w niedzielny wieczór. Ja stawiam na gospodarzy.

Mój typ: 3:1 dla Athletiku

Atletico Madryt - Osasuna Pampeluna, Vicente Calderon; niedziela 19:45

W niedzielny wieczór kolejne spotkanie rozegrają również kroczący krok w krok za Barceloną Los Colchoneros. Dla drużyny Diego Simeone mecz 9. kolejki wydaje się być spacerkiem, a dla Radamela Falcao okazją by zmniejszyć dystans dzielący go od Leo Messiego w klasyfikacji strzelców. Kolumbijczykowi będzie tym łatwiej, że prawdopodobnie będzie mógł znów liczyć na asysty Ardy Turana. Turek znalazł się na liście powołanych przez Cholo zawodników po tym jak kontuzja uniemożliwiła mu występ na Anoeta. Wtedy El Tigre musiał sobie radzić niemal w pojedynkę, bo pozostali koledzy nie gwarantowali jakości prezentowanej przez Turka.

Drugą okolicznością sprzyjającą popisom strzeleckim wicelidera klasyfikacji Pichichi będą absencje w formacji defensywnej gości. Jose Luis Mendilibar do stolicy Hiszpanii nie zabrał kontuzjowanego Marca Betrana i pauzującego za kartki Damii. Osasuna zastąpiła Espanyol na dnie tabeli i tylko cud może sprawić by po tej kolejce ruszyła z miejsca. Jakoś w ten cud wierzyć mi się nie chce.

Mój typ: 3:0 dla Atletico

RCD Mallorca - Real Madryt, Iberostar Stadium; niedziela 21:30

Tak jak sobotnie spotkania kończyło spotkanie Barcelony, tak niedzielne zmagania w 9. kolejce zamknie pojedynek drugiego faworyta w walce o tytuł - Realu Madryt. Przed Królewskimi zadanie niełatwe. Choć Mallorca ma za sobą 3 ligowe porażki to ciężko mówić o kryzysie w ich zespole. W każdym z tych spotkań piłkarze z Balearów mieli coś do powiedzenia i przynajmniej 2 z nich mogli zakończyć ze zdobyczą punktową. Skoro nie udało się jednak z drużynami, które są w zasięgu drużyny Joaquina Caparrosa, trzeba będzie próbować z rywalem z najwyższej półki. Dwóch zawodników gospodarzy będzie miało dodatkową motywację aby wypaść jak najlepiej. Mowa oczywiście o wychowankach Barcelony - Andreu Fontasie i Giovanim Dos Santosie, którzy rywalizacje z Los Blancos mają w krwi (choć ten drugi nigdy w barwach Blaugrany przeciwko Królewskim nie zagrał). Obaj zadebiutowali w ubiegły poniedziałek, a szczególnie dobrze wypadł Meksykanin, którego podania dały Los Bermellones oba gole. Na taką grę w klubie liczą i tym razem, zwłaszcza że problemów z egzekucją nie mają ani Tomer Hemed ani Victor Casadesus.

W Realu za to spore problemy. Wciąż niedysponowani są Marcelo, Coentrao i Arbeloa. Przegrana z Borussią skomplikowała nieco sytuację ubiegłorocznym półfinalistom w Lidze Mistrzów. Większym problemem po tym spotkaniu jest jednak uraz Samiego Khediry. Mimo ostrzeżeń selekcjonera reprezentacji Niemiec, sztab medyczny Los Blancos zdecydował się go dopuścić do gry w środowym meczu. Pośpieszono się, rację miał Joachim Loew, a Khediry nie zobaczymy przez 2-3 tygodnie. Jakby tego było mało na problemy mięśniowe narzeka Sergio Ramos. Mimo tych wszystkich bolączek dobry humor zachowuje Jose Mourinho. Na przedmeczowej konferencji prasowej Portugalczyk zapewnił dziennikarzy, że lewą stronę obrony obsadzi Gonzalo Higuainem, powołując się na jego siłę, szybkość i umiejętność strzelania bramek przy próbie dośrodkowań. Żarty, żartami, ale po rozgromieniu Rayo, Barcelona ma 11 punktów przewagi nad Realem i jeśli Królewscy na Balearach nie zdobędą kompletu punktów, nie będzie im do śmiechu.

W ubiegłym sezonie na Iberostar gościom mieli spore problemy. Szczęście im jednak sprzyjało i wywieźli 3 punkty. Wszystko wskazuje na to, że podobnie będzie i tym razem.

Mój typ: 2:1 dla Realu

Real Valladolid - Real Sociedad San Sebastian, Estadio Nuevo Jose Zorrilla; poniedziałek 21:30

Spotkanie, w którym żaden wynik mnie nie zaskoczy. Oba zespoły prezentują zbliżony do siebie, ofensywny styl gry. Co prawda goście jak dotychczas fatalnie spisują się na wyjazdach, ale i gospodarzom wygrywanie na własnym stadionie nie przychodzi łatwo. W tym miejscu warto przytoczyć przykład pojedynku z Betisem, w którym Pucela przeważali przez 90 minut, nie potrafiąc strzelić gola, co zemściło się w ostatniej minucie spotkania kiedy to indywidualny błąd Jaime pozbawił zespół punktu (słabo spisującego się golkipera zastąpił zresztą ostatnio między słupkami Hernandez). Sporym ułatwieniem dla przyjezdnych będzie nieobecność Manucho. Angolański wieżowiec w pojedynku z Malagą przebył drogę od bohatera do winowajcy. Najpierw wyprowadził swój zespół na prowadzenie, by na koniec osłabić go, otrzymawszy czerwoną kartkę. Real Valladolid podobnie jak i inne kluby próbował się od tej kary odwołać, ale skutek był ten sam co w pozostałych przypadkach i snajpera gospodarzy w poniedziałek nie zobaczymy - zastąpić ma go Javi Guerra.

Philippe Montanier i napastnik Imanol Agirretxe na konferencjach przedmeczowych podkreślali, że ostatnie wyniki w żadnej mierze nie odzwierciedlają aktualnego poziomu zespołu. Ciężko się nie zgodzić, jednak to taka mowa-trawa i dopóki Txuri-urdin nie przełożą swych predyspozycji na ładną dla oka i przede wszystkim skuteczną grę, będą to tylko puste słowa. Jak na razie spotkania takie jak derbowy pojedynek z Bilbao czy mecz z Celtą stanowią wyjątek. Z Atletico przeważali, ale nie udało im się nadszarpnąć rywala. Z planów francuskiego szkoleniowca baskijskiej drużyny na ten mecz wypadł zmiennik Cadamuro. Na mniejsze dolegliwości narzekali w tygodniu Ruben Pardo i Inigo Martinez. Obaj jednak na poniedziałkowy pojedynek powinni być gotowi.

Drużyna z San Sebastian ma moim zdaniem szansę na przełamanie wyjazdowej niemocy. O zwycięstwo będzie im jednak trudno, więc bezpiecznie obstawiam remis.

sobota, 27 października 2012

9. kolejka - zapowiedź spotkań sobotnich.


Espanyol Barcelona - Malaga CF, Cornella El-Prat; sobota 16:00

9. kolejkę gier otwiera jedno z ciekawiej zapowiadających się spotkań, jakie przyjdzie nam śledzić w ten weekend. Odbijający się od dna Espanyol podejmie wciąż zachwycającą Malagę. 

W obozie gospodarzy wszystko ma się ku lepszemu. Jeśli ufać diagnozom, że problem Pericos był jedynie problemem natury psychologicznej to tę bolączkę Pochettino ma z głowy. Kadra drużyny powołana na spotkanie z trzecią siłą La Liga także prezentuje się okazalej niż przed kilkoma tygodniami. Już na mecz z Rayo powołanie otrzymał Sergio Garcia. Ledwie 21 minut jakie Katalończyk rozegrał w starciu z madrycką drużyną uzmysłowiło wszystkim jak ważnym jest elementem w układance argentyńskiego szkoleniowca. To właśnie jego precyzyjna wrzutka na głowę Stuaniego w doliczonym czasie gry dała Papużkom radość z pierwszych 3 punktów. Powrót Garcii pomoże odciążyć utalentowanego, acz niedoświadczonego Włocha Samuele Longo. W tej kolejce w szeregi 19. drużyny tego sezonu wraca inny rekonwalescent - Sergio Tejera. Pochettino będzie miał również do dyspozycji wracającego po absencji za czerwoną kartkę z Valladolid Victora Alvareza.

Goście do stolicy Katalonii przyjeżdżają po tym jak na La Rosaleda poradzili sobie ze słynnym Milanem. W tym spotkaniu, skrzydłowy Boquerones - Joaquin - skopiował swój wyczyn z minionej kolejki ligowej. Najpierw przestrzelił rzut karny by później zapewnić wygraną trafiając z gry. Bardziej od kolejnych 3 punktów (statystyki drużyny Pellegriniego są oszałamiające - 3 mecze, 9 punktów, bilans bramkowy 7:0) piłkarzy, trenera oraz sympatyków andaluzyjskiej drużyny cieszyć powinna cieszyć deklaracja właściciela klubu, szejka Abdullaha Al-Thaniego, który gratulując ekipie chilijskiego szkoleniowca udanego startu zapewnił, że dalej zamierza inwestować w klub i projekt będzie kontynuowany. Jak widać pieniądze to nie wszystko - Malaga przekonała swego dobrodzieja argumentami czysto sportowymi.

Mimo dobrych sygnałów z Cornella-El Prat to goście będą faworytami spotkania. Dalej będą musieli radzić sobie bez kontuzjowanych Toulalana, Monreala czy Sergio Sancheza, ale ostatnie dwa pojedynki pokazały, że są w stanie te luki w składzie doskonale załatać. Zagadką jest czy szansę dostanie Manuel Iturra. Do tej pory Pellegrini korzystał z usług swojego rodaka głównie w rozgrywkach Champions League. Doskonały występ przeciwko Milanowi, okraszony przepiękną asystą może jednak przekonać szkoleniowca do postawienia na sprowadzonego latem rozgrywającego także w Primera. Jako, że Malaga zagra na wyjeździe, gdzie jest bardziej oszczędna w działaniach ofensywnych, kluczowa może okazać się gra obronna, w której Andaluzyjczycy królują zarówno w Lidze Mistrzów jak na rodzimych boiskach.

Mój typ: 2:0 dla Malagi

Real Betis Balompié - Valencia CF, Estadio Benito Villamarin; sobota 18:00

Starcie Betisu z Valencią to spotkanie z gatunku tych, które mogą być zarówno zapierającym dech w piersi widowiskiem jak i totalną klapą - obie drużyny w tym sezonie prezentują tak nierówną dyspozycję, że nie sposób przewidzieć przebieg tego meczu.

Drużyna Pepe Mela nie zachwyca, ale konsekwentnie gromadzi cenne punkty. Wysnuty przeze mnie na wstępie wniosek poparty jest przede wszystkim analizą spotkań z udziałem Verdiblancos w tym sezonie. Obok pasjonujących, pełnych goli i zwrotów akcji spotkań (Athletic, Rayo, Atletico) można zaobserwować takie, w których o wygranej decydowała jedna bramka. Jeśli chodzi o skład na ten mecz to po raz kolejny okazję do zaprezentowania swoich umiejętności dostanie Adrian, który czerwoną kartkę dla swojego kolegi po fachu - Casto, wykorzystał do wywalczenia sobie miejsca w składzie. Po absencji, spowodowanej nadmiarem żółtych kartek, wraca Benat, co nie jest bez znaczenia, gdy spojrzymy na to jaką rolę w poczynaniach Betisu odgrywają wykonywane przez niego stałe fragmenty gry. Pepe Mel będzie miał także do dyspozycji Mario - pytanie czy obok Paulao zagra on czy bardzo pewny w starciu z Osasuną Damien Perquis.

W ubiegłym tygodniu pisałem o momencie zwrotnym, jakim mogła być dla podopiecznych Pellegrino remontada w pojedynku z Athletikiem. Ich wtorkowa wygrana z BATE na trudnym terenie w Mińsku zdaje się potwierdzać tę teorię. Nie dość, że przełamała się drużyna to przełamał się również Soldado. O ile podsumowując spotkania 8. kolejki pisałem, że indolencja strzelecka wychowanka Realu wciąż jest problemem, o tyle hat-trick z Białorusinami prawdopodobnie przyniósł temu kryzysowi kres. 3 trafienia, przy których widzieliśmy już tę charakterystyczną pewność w poczynaniach urodzonego w Walencji zawodnika. Wyprawa na wschód Europy była także okazją do metamorfozy Guardado. Meksykanin wreszcie pokazał umiejętności, które skłoniły Llorente i Braulio Vasqueza do zaoferowania mu kontraktu. Zmieniły się także rozterki argentyńskiego szkoleniowca - kłopoty ze złożeniem "11" dobrze dysponowanych piłkarzy, zastąpił kłopot bogactwa. By nie było zbyt różowo, warto nadmienić, że z planów Pellegrino na to spotkanie wypadł ponownie kontuzjowany Mathieu, a ostatni mecz kary odpokutować będzie musiał Feghouli. Po wyjazdowej wygranej w Lidze Mistrzów czas na pierwsze zwycięstwo na obcym boisku w lidze, zwłaszcza że Estadio Benito Villamarin nie jest w tym sezonie twierdzą nie do zdobycia.

Mój typ: 2:1 dla Valencii

Celta Vigo - Deportivo La Coruna,  Estadio Balaídos, sobota 20:00

Dlaczego to spotkanie jest dla mnie hitem kolejki? Dlaczego Canal+ decyduje się je transmitować? Ano dlatego, że przed nami rzecz niecodzienna. Po raz pierwszy od sezonu 2006/2007 będziemy mieli przyjemność oglądać derby Galicji w najwyższej klasie rozgrywkowej.

Przed sześcioma laty dwukrotnie górą byli gospodarze sobotniej potyczki, za każdym razem triumfując 1:0. Warto jednak przypomnieć, że nie będą to pierwsze derby od tamtego czasu. W ubiegłym roku obie te ekipy walczyły w Segunda, a w bezpośrednich starciach dla odmiany dwukrotnie lepsi okazywali się piłkarze Deportivo wygrywając 3:2 i 2:1 i to właśnie te mecze odbieram jako doskonały zwiastun tego, co możemy obejrzeć wieczorem. Naturalnie mecz ten nie jest tak elektryzującym wszystkich wydarzeniem dla szerszego grona widzów jak derbowe spotkania z początku wieku, kiedy jedni i drudzy aspirowali do miana nie tylko hiszpańskich, ale i europejskich potęg (Deportivo wygrywało ligę, Puchar Króla i osiągało półfinał Ligi Mistrzów. Celta była drużyną pierwszej "6" w kraju, awansowała nawet do LM). Przez wzgląd na stare czasy nie można jednak przejść obok tego spotkania obojętnie - absolutny klasyk.

O ile w ubiegłym sezonie punkty jakie można było ugrać w tych spotkaniach potrzebne były do awansu z Segunda, o tyle obecnie przydadzą się zarówno Deportivo jak i Celcie w walce o utrzymanie. Obie ekipy przystąpią do spotkania po tym, jak nie udało im się urwać punktów potęgom. Analizując szanse obu ekip na podstawie tych gier faworyta należy upatrywać w gościach, którzy napsuli wiele krwi Barcelonie podczas gdy Celta oddała niemal bez walki mecz Realowi. Celestes u siebie jednak będą dużo mocniejsi i nie zrezygnują łatwo z szansy na podtrzymanie dobrej passy na swoim boisku, a szansą dla nich będzie niewątpliwie katastrofalna dyspozycja defensywy lokalnego rywala.

Mój typ: 3:2 dla Celty

Rayo Vallecano - FC Barcelona, Campo de Fútbol de Vallecas, sobota 22:00

Sobotnie spotkania 9.kolejki ukoronuje konfrontacja lidera z Barcelony z ambitnymi podopiecznymi Paco Jemeza. Gdyby przewidywać wynik tego meczu na podstawie ostatnich pojedynków tych drużyn (4:0 i 7:0 dla Barcelony) oraz rezultatów osiąganych w tym sezonie, wskazanie zwycięzcy nie byłoby problemem. Przeczucie nakazuje mi jednak zachować ostrożność, bo Rayo ma argumenty by sprawić podopiecznym Tito Vilanovy takie problemy jak przed tygodniem Deportivo.

W drużynie Barcelony do gry powraca Dani Alves i prawdopodobnie wybiegnie w sobotni wieczór na boisko. Kibice Blaugrany zadają sobie pytanie jak na dyspozycje Brazylijczyka wpłynęła przerwa w grze. Jak dotychczas prawy defensor nie zachwycał, ale kilka tygodni odpoczynku może wbrew pozorom wyjść mu na dobre. Największym problemem wicemistrzów Hiszpanii pozostaje jednak środek formacji obronnej. Do listy nieobecnych, na której znajdują się wciąż leczący urazy Puyol i Pique, dołączył pauzujący za czerwoną kartkę Mascherano. Wobec absencji Argentyńczyka na środku obrony po raz kolejny zagra najprawdopodobniej Alex Song, a duże szanse na to by zagrać u jego boku ma Marc Bartra, który bardzo udanym występem przeciwko Celtikowi przekonał do siebie trenera. Najmniej problemów przysporzy Vilanovie obsadzenie lewej flanki - zarówno Jordi Alba jak i Adriano znajdują się w doskonałej formie. To ich akcja dała gościom sobotniej potyczki wygraną we wtorek.

Rayo walczy z podobnymi problemami co ich rywal. O ile jednak Azulgrana swe spotkania konsekwentnie kończy triumfami, o tyle Rayo wygrało zaledwie 1 z ostatnich 5 spotkań, w których łącznie straciła aż 16 z 17 bramek w tym sezonie. Drużyna zatraciła gdzieś stabilność w defensywie, prezentowaną na początku rozgrywek, a ich jakość z przodu nie jest tak wysoka, by odrobić poniesione w ten sposób straty. Na domiar złego Paco Jemez nie będzie miał do dyspozycji swojego podstawowego stopera, doświadczonego Mikela Labaki. Jeśli do pełnej dyspozycji na to spotkanie nie powróci, narzekający na drobny uraz Jordi Amat (skądinąd Katalończyk i kolega Marca Bartry z młodzieżówki) trener Madrytczyków zmuszony będzie do eksperymentów tak jak jego vis a vis.

Mój typ: 4:2 dla Barcelony 

środa, 24 października 2012

8.kolejka - witamy w krainie dreszczowców



Jeśli tradycją ma być, że po meczach reprezentacyjnych (które jakby nie było traktuję jako wakacje od prawdziwego futbolu) oglądamy powrót La Liga w jej najlepszym wydaniu to osobiście - nie mam nic przeciwko. 8 serię gier otworzyła trzymająca do końca w napięciu konfrontacja Malagi z Valladolid (której przebieg jakże trafnie antycypowałem), emocje wzmogło pełne zwrotów starcie na Mestalla, a sobotnie pojedynki znakomicie ukoronowało widowisko na El Riazor, po którym każdy kibic długo dochodził do siebie. 

Niedzielne gry w większości rozstrzygały się w ostatnich minutach. Gole Stuaniego (na wagę pierwszych 3 punktów), Michela (pierwsze zwycięstwo wyjazdowe) i pierwsze w karierze trafienie z rzutu wolnego w wykonaniu Falcao (przedłużenie passy Atletico do 7 zwycięstw) były nie tylko efektowne, ale i cenne. W Grenadzie walczono nie tylko o 3 punkty (działka piłkarzy), ale i o stadion (rada miasta chce wykurzyć drużynę z Nuevo Los Carmenes - chyba nie trzeba dodawać, że kibice nie są tym pomysłem zachwyceni. Co ciekawe, to powtórka wydarzeń sprzed 5 lat z tą różnicą, że Granada występowała wtedy...w 4 klasie rozgrywkowej). Nie wiadomo jak rozstrzygną się losy obiektu. Wiadomo jednak, że Granada swej szansy na kontynuowanie marszu w górę tabeli nie wykorzystała sensacyjnie ulegając Realowi Saragossa, wiedzionemu do sukcesu przez odkrycie tego sezonu - Victora Rodrigueza.

Gdy wydawało, się że wszystko co najlepsze w tej kolejce za nami szybko z błędu wyprowadzili nas piłkarze Sevilli i Mallorki. Szybko, bo potrzebowali ledwie 4 minut by wynik 0:0 zmienić w 2:1 dla gości. W pierwszej połowie szalał wracający do Primera i debiutujący tego dnia w Mallorce - Giovani do Santos. Zaliczający trzecie podejście do hiszpańskiej ekstraklasy Meksykanin dodał topornej grze drużyny z Balearów nieco magii, notując dwie asysty (szczególnie pierwsza przedniej urody). Sevilla mogła jednak polegać na swoich liderach. Dzięki dwóm bramkom Negredo stan meczu został wyrównany, a decydujący cios zadał robiący furorę na hiszpańskich boiskach Cicinho. 

10 spotkań i tylko 2, które nie zapadną widzom na dłużej w pamięci. Ciekawe mecze tylko w Premiership? Czas zmienić poglądy. Ja nie przypominam sobie takiego weekendu na Wyspach mimo, iż angielską ligę w miarę możliwości śledzę, nie tylko po to by z nieukrywaną satysfakcją notować kolejne popisy hiszpańskich zawodników (tylko w ten weekend gole i asysta Maty, kolejne trafienie Michu i premierowa bramka Pablo).

Czas wejść w szczegóły. Pozytywów po tej kolejce dostatek, więc konieczna była ich rozsądna selekcja.

Kto, kiedy i z jaką gotówką zgłosi się po Cicinho i dlaczego nie Real? - Brazylijczyk to już stała pozycja w moich podsumowaniach. Nic dziwnego - każde dotknięcie piłki tego chłopaka (znanego do niedawna tylko z tego, że większość myliła go z jego starszym rodakiem) zwiększa jego wartość (Dani Alves ma dokładnie odwrotnie). W poniedziałek Sevilla męczyła się bardziej niż można było się tego spodziewać. Fazio nie był w stanie zapełnić luki po pauzującym Botii. Łatwo stracone dwie bramki trzeba było odrabiać skuteczną grą z przodu. A jak mowa o grze ofensywnej Sevilli to od razu wzrok zwracamy ku prawej flance, gdzie rządzą Cicinho z Navasem. I to właśnie były zawodnik Palmeiras po raz kolejny był z tej dwójki skuteczniejszy. Najpierw wrzutka na nos doskonale dysponowanego tego dnia Negredo, a następnie bomba z dystansu bo zebraniu bezpańskiej piłki. Prawy obrońca jeszcze raz zostaje bohaterem i na obecny moment stanowi on absolutny top na swojej pozycji w Hiszpanii. Real Madryt szuka konkurenta dla Alvaro Arbeloi. W Polsce pasjonujemy się doniesieniami o zainteresowaniu Piszczkiem. Czemu jednak szukać tak daleko, kiedy zawodnik młodszy, tańszy i zapewne łatwiejszy do sprowadzenia jest pod nosem? Plotki transferowe z defensorem Sevilli w roli głównej są tylko kwestią czasu.




Od zera do bohatera czyli jak Verdu dopiął swego - od kilku tygodni było jasne. Jeśli w drużynie Mauricio Pochettino wreszcie jakiś trybik zaskoczy, to będzie to zasługa gry Joana Verdu. 29-letni Hiszpan już dwukrotnie był bliski skutecznego zainspirowania kolegów do przełamania niechlubnej passy. Najpierw w meczu z Bilbao błysnął do przerwy, strzelając bramkę i notując asystę, ale plany pokrzyżowała czerwona kartka dla Longo i błysk geniuszu Aritza Aduriza. W poprzedniej kolejce Verdu rzutem karnym wyprowadził Papużki na prowadzenie. Rywale co prawda odpowiedzieli, ale Hiszpan ponownie umieścił piłkę w siatce w samej końcówce. Jak dobrze wiemy sędzia tamtego trafienia nie uznał, co wzbudziło sporo kontrowersji. Sygnały wielkiej formy były jednak wyraźne. Gdy w pierwszych minutach starcia z Rayo to właśnie Verdu popełnił katastrofalny błąd, podając do rywala co poskutkowało trafieniem Carrilho, wydawało się, że pech zawodników z Cornella - El Prar nie będzie miał końca. Reakcja na niepowodzenie w wykonaniu pomocnika Espanyolu godna była jednak wielkiego sportowca. Wykorzystując swój spryt dwukrotnie pokonał bramkarza rywali. Dzięki temu bramka z 92 minuty, autorstwa Stuaniego była tą, która gwarantowała 3 punkty. Verdu już dwukrotnie zgłaszał akces do "11" kolejki, a jego nieobecność tłumaczyłem tym, że z jego gry nie wynikają w ostatecznym rozrachunku żadne korzyści dla Pericos. Tym razem, nie mam już żadnych wątpliwości.



Kluczowe zwycięstwo Valencii - Przerwa na mecze kadry upłynęła w Valencii pod znakiem małej rewolucji. Spotkanie Pellegrino z Llorente, powroty kontuzjowanych, postawienie na młodzież - te rzeczy, o których pisałem w zapowiedzi tej konfrontacji  miały przynieść zmianę na lepsze. I choć w starciu z Baskami starania Los Ches nie były tak niemrawe jak chociażby na Ciutat de Valencia to drużynie Marcelo Bielsy przez ponad godzinę gry ustępowali . Dobrze wyglądały skrzydła Nietoperzy (sic!) napędzane przez kreatywną młodzież: Viere i Bernata, którzy wspólnie wypracowali rzut karny. Czkawką jednak odbijały się kolejne gole oddanego latem za grosze Aduriza, zwłaszcza gdy widziało się Soldado pudłującego z kilku metrów w sytuacji sam na sam. Gdy gospodarze sami sobie pomóc nie mogli, pomógł im rywal. Słynący z porywczego temperamentu Ander Herrera nie wytrzymał nerwowo i kopnął bez piłki Tino Costę. Decyzja mogła być tylko jedna. Pellegrino postanowił wyzyskać tę przewagę. Na boisku pojawili się Valdez i wracający po Banega. Opuścili je (bardzo niechętnie) Jonas i Bernat. Po ostatnim gwizdku chyba się jednak ze szkoleniowcem przeprosili. Najpierw do siatki w zamieszaniu piłkę skierował Tino Costa, a następnie ten sam zawodnik dośrodkował na głowę paragwajskiego jokera i było 3:2. W meczu drużyn z problemami górą Valencia. Bilbao pokazało się z lepszej strony, ale na następny mecz stracili najprawdopodobniej znoszonego na noszach Muniaina i Herrery.



Partidazo na El Riazor - prawdopodobnie wszyscy widzieli. Pisanie o tym co się działo zdominowałoby to podsumowanie. Ograniczę się więc do wklejenia dobrego skrótu.



Solidny Perquis - Reprezentant Polski wreszcie miał okazję oswoić się z grą w Hiszpanii. Dotychczas, albo pojawiał się na boisku nagle, bez rozgrzewki, w zastępstwie kontuzjowanego Paulao albo trafiał na rozpędzone Atletico z arcytrudnym do zatrzymania Radamelem Falcao i kończył mecz przedwcześnie. W niedzielę miał wreszcie okazję rozegrać pełne 90 minut. Na zawsze wymagającym terenie jakim jest Reyno de Navarra spisał się bez zarzutu, swą pewną grą przyczyniając się do zachowania czystego konta. Może był to najnudniejszy mecz tej serii gier, ale były zawodnik Sochaux był jego pozytywnym bohaterem i jednym z nielicznych obrońców w tej kolejce, który nie może mieć sobie nic do zarzucenia.

Victor Rodriguez,  błyskotliwy no name - człowiek, o którym ciężko znaleźć jakiekolwiek bardziej szczegółowe informacje, wstukując jego dane w wyszukiwarkę, po raz kolejny zaskakuje. Do spółki z Helderem Postigą drugi raz w tej temporadzie zapewniają Saragossie niezwykle cenne 3 punkty. Katalończyk, mający za sobą epizod w La Masii znów asystował przy trafieniu na 1:0, po czym sam podwyższył wynik na 2:0 po dośrodkowaniu innego zawodnika z przeszłością w Barcelonie - Abrahama. Piłkarz, który jeszcze niedawno znajdował się w kadrze drugiej drużyny, pod skrzydłami Manolo Jimeneza robi błyskawiczne postępy i ma spory wkład w to, że Saragossa notuje całkiem udany start sezonu.

A minusów odnotowałem mało i oby tak było zawsze.

Bezbarwna Celta Vigo - anonsowałem mecz beniaminka z mistrzem jako potencjalnie ciekawe widowisko. Spotkać się miał bowiem potentat (ale z licznymi lukami w linii obrony spowodowanymi atakiem wirusa FIFA) z grającym futbol na "tak" beniaminkiem. Przebieg meczu szybko jednak zweryfikował moje przypuszczenia. Ustawienie Realu sugerowało, że Mourinho braki w defensywie zrekompensować będzie chciał ultraofensywnym zestawieniem pomocy. W praktyce wyglądało to jednak zupełnie inaczej. Formacja obronna zafunkcjonowała bardzo dobrze, natomiast gra z przodu pozostawiała wiele do życzenia. Dość powiedzieć, że Madrytczycy oddali przez 90 minut aż 17 strzałów, ale tylko 4 z nich leciały w światło bramki Alvareza. Celności mogliby uczyć się od sobotnich rywali, których każdy strzał zmuszał do interwencji Ikera Casillasa. Nie znaczy to jednak, że reprezentacyjny portero miał dużo pracy. Oczywiście przy strzałach Bermejo czy Aspasa musiał wspiąć się na wyższy poziom, ale poza 3 uderzeniami na bramkę, Celestes nie zaprezentowali nic z futbolu, do jakiego nas dotychczas przyzwyczaili, wielokrotnie mając problemy z przeniesieniem gry na połowę przeciętnie dysponowanego tego dnia rywala. Zawód.

Defensywa Barcelony pod wodzą Vilanovy - do tej pory o katalońskim szkoleniowcu pisałem w samych superlatywach. Wydaje się jednak, że utarte powiedzenie o tym, że zwycięzców się nie sądzi, nie może być w tym wypadku nadużywane. Barcelona pod wodzą Tito uzbierała jak dotąd imponujące 22 punkty w 8 spotkaniach. Za tym wynikiem kryje się jednak nieco bardziej wstydliwa statystyka 17 straconych bramek w 12 rozegranych meczach. Częściowo winę zrzucić można na kontuzje (które zmuszają trenera Blaugrany do eksperymentalnego zestawiania defensywy), częściowo na Valdesa (który za 2 gole odpowiedzialny jest niemal osobiście), ale ciężko dyskutować z opinią, że za tak duże straty odpowiedzialność ponosi sam trener, podejmując decyzje tyle odważne, co czasami karkołomne. O ile wystawienie w środku pola Songa nie budzi zbytnich kontrowersji (wszak sprowadzając Kameruńczyka powoływano się na jego uniwersalność) o tyle robienie na siłę środkowego obrońcy z Adriano jest już działaniem niezwykle twórczym, mając na uwadze fakt, że nawet w przypadku gry na boku obrony Brazylijczyk za mistrza gry defensywnej nie uchodzi. Szczególnie kontrowersyjne i coraz szerzej komentowane jest pomijanie Marca Bartry przy ustalaniu składu w momencie, gdy to on jest jedynym zdrowym, środkowym obrońcą z krwi i kości na ten moment w kadrze. Vilanova tłumaczy się dość pokrętnie, serwując mediom okrągłe zdania o tym, że Bartra zagra kiedy będzie gotowy, Song rozgrywa dobre spotkania na obronie, a gole strzelają sobie właściwie sami lub z pomocą arbitra. Liczb jednak nie oszuka, a wydolność ofensywy nie zawsze będzie taka by wyrównać pomyłki z tyłu tak jak to miało miejsce na El Riazor.

Na koniec "11" kolejki. Na środku obrony - trochę na zachętę, ale i w nagrodę za dobre spotkanie umieszczam Perquisa. Już po raz 3 w drużynie kolejki meldują się Cicinho i często krytykowany, choć jak widać efektywny Cesc (warto zauważyć jego rolę w meczach wyjazdowych, w których zanotował wszystkie swe gole i asysty). Ciekawostką jest obecność Essiena na lewej stronie. Trzeba reprezentantowi Ghany oddać, że na niecodziennej dla siebie pozycji spisał się znakomicie. Reszta wyborów nie budzi raczej kontrowersji. Nie była to runda udana dla obrońców to też ich liczbę zredukowałem do 3 jednostek. Z braku solidnych kandydatów i wobec nadmiaru bohaterów w formacjach atakujących odpuściłem sobie także pomocników defensywnych, decydując się na ultraofensywne i nieco fantastyczne ustawienie 3-4-3.

Munua (1*) - Essien (1), Perquis (1), Cicinho (3) - V.Rodriguez (2), Fabregas (3), Verdu (1), Isco (1) - Messi (2), Negredo (2), Aduriz (1)

*liczba wyborów do "11" kolejki

PS. Podsumowanie to pisałem rzecz jasna przed wtorkowymi spotkaniami w LM, który sens niektórych rozważań zdeaktualizowały (przebudzenie i hat-trick Soldado, debiut i dobre recenzje Bartry). Nie widziałem jednak potrzeby ingerowania z tego powodu w tekst, bo to dwie inne bajki.

niedziela, 21 października 2012

8. kolejka - zapowiedź spotkań niedzielnych i poniedziałkowych


Świeżo po obejrzeniu pasjonujących, sobotnich spotkań, ciężko się skoncentrować i napisać kilka składnych zdań, które zachęciłby do śledzenia jutrzejszych pojedynków. Przez głowę przeszła myśl by rzucić to w cholerę, dostosować się mentalnie do szalonych tych meczów  i napisać, że skoro w 4 wczorajszych konfrontacjach padło 19 bramek, pokazano 3 czerwone kartki i odgwizdano 4 rzuty karne, więc w dzisiejszych 5 nie może być gorzej. Zdrowy rozsądek nakazuje jednak zagłębić się w szczegóły.

Getafe CF - Levante UD, Coliseum Alfonso Pérez; niedziela 12:00

Tym razem ukłon w kierunku kibiców z krajów Dalekiego Wschodu wystosują dwa kluby środka tabeli - Levante i Getafe.

W obozie gospodarzy nastroje mieszane. Z jednej strony zespół powinien być zbudowany zwycięstwami nad Mallorcą i Saragossą. Z drugiej, styl jaki zaprezentowali w tych pojedynkach Azulones jest daleki od ideału, by nie napisać, że w obu triumfach największy udział mieli sędziowie, pochopnie wyrzucając z boiska rywali, czy jak to miało miejsce w przypadku starcia z Saragossą - dyktując rzut karny. Na domiar złego w ich szeregach zabraknie najjaśniejszego punktu podmadryckiej drużyny - Abdela Barrady, pokutującego za bezmyślny wślizg w końcówce poprzedniej batalii. Cała nadzieja, więc w innych zawodnikach, którzy potrafili rozruszać momentami grę podopiecznych Luisa Garcii Plazy - Castro, Colundze i Pedro Leonie, a także w Alvaro Vasquezie, który dobrą formę zasygnalizował w ostatnim meczu reprezentacji u-21 (2 gole). Bezbarwna gra Getafe to wciąż spora niespodzianka, jeśli weźmiemy pod uwagę ich działalność na rynku transferowym, którą wszem i wobec chwaliłem...

...w przeciwieństwie do tego, co w wakacje wyczyniał sztab ich niedzielnych rywali. W Levante jak niejednokrotnie podkreślałem zrobiono rewolucję pod hasłem "sabotaż". Przynajmniej tak się mogło wydawać, bo póki co działaczom Żab (tak, tak, fatalny przydomek) daleko do skuteczności ich odpowiedników w Espanyolu, jeśli chodzi o robienie bałaganu na własnym podwórku. Nie da się ukryć, że goście niedzielnego pojedynku nie są w stanie nawiązać do rewelacyjnego startu z poprzedniej temporady, ale ich gra trafia do mnie bardziej niż popisy Azulones. Co więcej, jeden z ich nabytków - Obafemi Martins, wyrasta na godnego następce innego przedstawiciela Czarnego Lądu w drużynie Juana Ignacio Martineza - Arouny Kone. To właśnie trafieniom Nigeryjczyka drużyna z Ciutat de Valencia zawdzięcza dwa niezwykle cenne zwycięstwa na własnym stadionie: z Realem Sociedad San Sebastian i w derbach z Valencią. Teraz przyszedł czas na to by ukłuć rywala na obcym boisku.

Mój typ: remis 1:1

Espanyol Barcelona - Rayo Vallecano, Cornella-El Prat; niedziela 16:00

O tym spotkaniu można napisać jedno - starcie dwóch szkoleniowców, którzy są specjalistami od robienia czegoś z niczego. Różnica objawia się w stażu obu tych trenerów. Mauricio Pochettino w swej niewdzięcznej misji trwa już ładnych kilka lat, by wspomnieć o tym, że spośród wszystkich fachowców w La Liga okupuje swoje stanowisko najdłużej. Jego niedzielny adwersarz - Paco Jemez to absolutny świeżak w tej dziedzinie. Wspólną cechą obu tych panów jest też fakt, że obaj jeszcze niedawno kopali piłkę na hiszpańskich boiskach i to w barwach klubów, które dane jest im aktualnie trenować.

Argentyński coach, mimo tego iż w trudach pracy w tak zdezorganizowanym klubie jak Espanyol jest zahartowany, w bieżących rozgrywkach od opiekuna Vallecanos sporo mógłby się nauczyć. To właśnie piłkarze reprezentujący madrycki klub zbierają same pozytywne recenzje i mimo iż zaliczają wpadki to całokształt ich gry w 7 pierwszych kolejkach należy oceniać więcej niż pozytywnie. Duża w tym zasługa łysego szkoleniowca, który przede wszystkim nauczył swych zawodników gry piłką, dzięki czemu nawet w starciu z lokalnym kolosem z Madrytu nie wyglądali oni na ubogich krewnych. Paco ma pomysł na tę drużynę, a jednocześnie stara się nie przywiązywać do schematów i rotować zestawieniem składu w zależności od rywala. Efektem tego, widzieliśmy już w tym sezonie nawet Rayo grające trójką w obronie. Tę drużynę naprawdę chce się oglądać, mimo tego że odeszli z niej odpowiedzialni za większość bramek zdobytych w ubiegłym sezonie Diego Costa i Michu.

Po latach względnie efektywnej pracy na jałowej ziemi Pochettino zdaje się mierzyć z problemami, których nie jest w stanie przezwyciężyć. Strata tak istotnych dla poszczególnych formacji zawodników jak Didac Vila, Coutinho czy Alvaro Vasquez odbija się na drużynie. Nie jest jednak prawdą, że wszyscy w ekipie Pericos zawodzą. Przeciwnie, gdy prześledzimy osiągnięcia poszczególnych zawodników dojdziemy do wniosku, że pod względem personaliów to nie wygląda źle. Jest świetnie spisujący się Verdu, przebłyski miewają Wakaso i Rui Fonte, zaskakująco dobrze do drużyny wprowadził się Samuele Longo, a wciąż pewnym punktem w bramce jest Cristian Alvarez. Przyczyna tak fatalnej gry siedzi w głowach tych zawodników i nie wydaje się by Mauricio Pochettino dysponował środkami by tę barierę przełamać. Papużki muszą po prostu wygrać. Gdyby udało im się to tydzień temu z Valladolid (a należało im się) dziś widziałbym ich w roli faworytów. W obecnej sytuacji, mam jednak wątpliwości.

Mój typ: remis 1:1

Granada CF - Real Saragossa, Los Carmenes; niedziela 17:50

Trzeci niedzielny pojedynek będzie czymś więcej niż walką o ligowe punkty. Będą to także swego rodzaju manewry rozpoznawcze, albowiem los skojarzył ze sobą te dwie ekipy podczas losowania par 1/16 finału rozgrywek o Puchar Króla. Stawką będzie więc nie tylko zwycięstwo, tak istotne dla obu ekip z punktu widzenia walki o utrzymanie (tzw. mecz za 6 pkt), ale i uzyskanie pewnej przewagi psychologicznej przed walką w Copa del Rey.

Będzie to także pojedynek dwóch teamów, które zaczęły sezon lepiej niż im to wróżono, mimo iż nie do końca odzwierciedla to ich miejsce w tabeli. Saragossę skazywałem osobiście na pożarcie, po tym jak w zeszłym roku cudem uniknęli relegacji do Segunda. Tymczasem w tym sezonie radzą sobie powyżej moich oczekiwań. Manolo Jimenez udowadnia tym samym, że jest kimś więcej niż tylko dobrym "strażakiem". Jego drużyna w pokonanym polu zostawiła już rywali, z którymi zapewne dane im będzie walczyć o utrzymanie - Osasunę i Espanyol, więc Granada nie może czuć się spokojna. 5 porażek nie jest może powodem do dumy, ale w żadnym z tych spotkań drużyna ze stolicy Aragonii nie dała sobie wbić więcej niż 2 gole, psując zarazem dużo krwi dużo silniejszym rywalom: Maladze, Valencii czy Sociedad. W ostatniej kolejce, grając w 9, omal co nie pozbawiła wygranej Getafe skutecznie się broniąc i próbując ataków. W klubie jest może biednie, ale na pewno nie brak ambitnego podejścia i zdrowej rywalizacji. Dzięki temu, obok tak doświadczonych ligowców jak Romaric, Postiga, Apono czy Paredes ma szansę występować wszystkim do niedawna nieznany Victor Rodriguez.

O Granadzie pisałem sporo przy okazji ostatniej kolejki. Nie chciałbym wobec tego się powtarzać, gdyż akurat ich atuty opisałem obszernie przy okazji tamtego artykułu. Tutaj nadmienię tylko, że pomijając wszystkie krzepiące słowa o Saragossie, nie można zapomnieć o tym, że to jednak zespół z Andaluzji jest faworytem niedzielnego starcia. Gospodarze celować będą w 3 punkty, korzystając z tych samych metod co dotychczas, spinając wszystko doskonałym balansem między grą defensywą i atakami oraz wierząc w umiejętności swego portero - Tono Martineza:

Mój typ: 2:1 dla Granady

Osasuna Pampeluna - Real Betis Balompié, Estadio Reyno de Navarra; niedziela 19:45

Spotkanie, w którym ciężko wskazać mi zdecydowanego faworyta, a ostatnim źródłem jakim powinienem się w tym wypadku posiłkować jest tabela. Betis mimo koszmarnej gry i bazowaniu na skutecznym rozgrywaniu stałych gry, przed tą kolejką zajmował wysokie 4. miejsce, przed samym Realem Madryt. W ekipie gości tego pojedynku wyróżnić można przede wszystkim Benata, który te wolne oraz rożne bije (4 asysty) i Paulao, który potrafi je zamieniać na gole i trzyma w ryzach defensywę Verdiblancos, o ile akurat nie leczy jakiejś nowej kontuzji (największy obok Carlesa Puyola pechowiec w tej materii w bieżących rozgrywkach). Ilekroć słyszę więc (a zdarza się to często) w czasie transmisji telewizyjnych ze spotkań Andaluzyjczyków, że ich celem jest imitowanie stylu Barcelony, na mojej twarzy gości uśmiech politowania. Pepe Mel obok trenowania trudni się także pisaniem książek. Wspomniane porównanie do klubu z Katalonii to chyba gatunek fantasy.

O Osasunie przy różnych okazjach napisałem już sporo, przeważnie złych rzeczy. Nic dziwnego. Większość ich wyników powoduje jednoznaczne odczucia. Ciężko mi było ich pochwalić nawet wtedy, gdy rozgromili Levante 4:0, bo wynik zupełnie nie odzwierciedlał przebiegu spotkania. Gdy jednak mam problemy z wskazaniem prawdopodobnego zwycięzcy doświadczenie nauczyło mnie, że warto wskazać na tego, na którego podwórku kopana będzie piłka. Jako, że Betis nie urzeka mnie zupełnie, stawiam na skromną wygraną gospodarzy. Idę o zakład, że Armenteros coś wciśnie.

Mój typ: 1:0 dla Osasuny

Real Sociedad San Sebastian - Atletico Madryt, Estadio Anoeta; niedziela 21:30

Niedzielny maraton z La Liga zakończy mój osobisty faworyt wśród spotkań 8. kolejki. Do Kraju Basków zawita nieco sensacyjny wicelider z Madrytu, powalczyć o to by dystans do Barcelony dalej wynosił tyle co nic lub nawet przy korzystnym układzie bramkowym wyjść na prowadzenie w La Liga (mało realne). Zadanie jednak nie jest takie proste. Na Anoeta nie jest łatwo wygrać i nie ma tu specjalnie znaczenia czy przyjeżdżasz w koszulce Realu Madryt, Barcelony, Atletico czy Saragossy. Po prostu - niezbyt gościnne miejsce. Gdy więc do San Sebastian zjedzie niepokonana w tym sezonie (a od 6 spotkań dzieląca i rządząca w lidze) ekipa Diego Simeone nikt nie będzie samym tym faktem specjalnie poruszony.

Z miejsca zaznaczę, że do gospodarzy tej potyczki pałam sympatią. Tworzą dla mnie jeden z ciekawszych kolektywów w La Liga, który jeśli ma dzień - wcale nie musi odstawać poziomem od najlepszych. Problem jest jeden - te dobre dni zdarzają się jak dotychczas głównie wtedy, gdy piłkarze Montaniera grają na własnym obiekcie. Plus jest taki, że właśnie tam w niedzielę wystąpią. I jeśli ktoś miałby w najbliższym czasie urwać punkty Los Colchoneros to właśnie oni i właśnie tu. Sociedad to przede wszystkim doskonałe połączenie młodości z odrobiną doświadczenia, okraszone świetnym wyszkoleniem technicznym. Młodzież, do której można zaliczyć występujących w kadrach młodzieżowych Inigo Martineza, Illarramendiego, Griezmanna czy nieco starszych Jose Angela i Carlosa Veli, uzupełniona jest zawodnikami znajdującymi się w optymalnym dla piłkarzy wieku jak Xabi Prieto, Zurutuza czy Agirretxe. Całość tworzy czasem mieszankę wybuchową i ostrożność nakazuje podchodzi do starć z nimi z respektem.

Po drugiej stronie Rojiblancos. Drużyna, na której cześć nie tylko na łamach tego bloga, regularnie wznoszone są peany. Ci mniej wnikliwi sprowadzają ich sukcesy do doskonałej formy rewelacyjnego Falcao i 10 chłopa obok (co spoglądając na grę reprezentacji Kolumbii może mieć nawet jakieś sensowne podstawy). Ci którzy analizują zjawisko głębiej, na pewno docenią każdego zawodnika z osobna, a już na pewno takich asów jak Diego Costa (powracający na ten mecz po drobnym urazie) czy Arda Turan. Nie ma co się oszukiwać. Dla wszystkich poza mną to Colchoneros są faworytami tego spotkania. Ale ja ostrzegam przed pochopnym dopisywaniem im 3 "oczek".

Mój typ: 2:1 dla Sociedad

Sevilla FC - R.C.D. Mallorca, Estadio Ramon Sanchez Pizjuan; poniedziałek 21:30

Ostatnim akordem 8.kolejki będzie starcie bezpośrednich sąsiadów w ligowej tabeli. Obie ekipy zgromadziły jak dotąd po 11 punktów i stawką tej konfrontacji będzie to, która z tych drużyn powróci do walki o najwyższe cele, a która wtopi się w ligową szarzyznę. Bez dokładniejszej analizy można by stwierdzić, że mamy do czynienia ze spotkaniem dwóch zespołów, które po udanym starcie rozgrywek, wyraźnie złapały zadyszkę. Jest to jednak mylne wrażenie. Oczywiście, rezultaty i tabela są świętością, a płynący z tych źródeł komunikat ciężki do podważenia. Rzeczywistość nie jest jednak tak czarno-biała.

Problemy gospodarzy zaczęły się od starcia z nie byle kim, bo z Barceloną i to starcia, które równie dobrze Sevillistas mogli wygrać. Zabrakło szczęścia i futbolowego obycia, którym dysponował rywal. Nikt jednak nie wpadłby na pomysł, by drużynę z Andaluzji krytykować. Później przyszła nieco wstydliwa porażka z Celtą, ale przyczyny tej kompromitacji już wskazywałem (eksperymentalna linia pomocy). Niby podopieczni Michela znajdą wymówkę, ale porażka pozostaje porażką, a nastroje w zespole muszą ulec pogorszeniu. Na pewno nie polepszą ich popisy Gary'ego Medela, który został w ubiegłym tygodniu aresztowany na 2 godziny w Chile (nie pierwszy raz) po tym jak uderzył Bogu ducha winną dziennikarkę (podobno była zbyt dociekliwa, ale to jeszcze nie powód). Pozytywnie na morale nie wpłyną też informacje o zdrowiu Piotra Trochowskiego. Kat Barcelony i Realu przeszedł operację i wypadnie z gry na 4 miesiące. Plusem będzie powrót Ivana Rakiticia i Perottiego. Drobny uraz wyleczył również Cicinho.

Na Balearach pomstują za to na sędziów, a konkretniej na ich decyzje, które utrudniły im walkę o punkty w dwóch ostatnich meczach. Mallorca jednak tak wysoko jak poniedziałkowy rywal zapewne nie mierzy i 11 punktów po 7 kolejkach uznawane jest za wynik zgodny z planem. Nie da się jednak ukryć, że wcześniej ekipa Caparrosa  rozbudziła apetyty swoich sympatyków. Jak podkreślałem już swego czasu, futbol prezentowany przez Mallorkę do najbardziej urokliwych nie należy, ale w przeciwieństwie do tego, co możemy zaobserwować w Betisie, nikt tutaj fajerwerków nie oczekuję. Mallorca rezyduje na wyspie to i styl prezentuje wyspiarski, a gole chce zdobywać siłą Tomera Hemeda (urządził sobie ostatnio trening strzelecki na Luksemburgu) i Victora Casadesusa. Czy to wystarczy na Seville? Tego nie wiadomo, ale sporym udogodnieniem dla wyżej wymienionych goleadorów będzie absencja Alberto Botii.

Mój typ: 1:0 dla Sevilli

sobota, 20 października 2012

8. kolejka - zapowiedź spotkań sobotnich

Obszerne przewidywania odnośnie tego czego możemy spodziewać się w dniu jutrzejszym:

Malaga CF - Real Valladolid, Estadio La Rosaleda; sobota 16:00

Pechowa interwencja Weligtona sprzed 2 tygodni była przyczyną pierwszej porażki andaluzyjskiej rewelacji tego sezonu (sam gol wywołał zresztą multum kontrowersji). W meczu inaugurującym zmagania w 8. serii gier podopieczni Manuela Pellegriniego będą mieli doskonałą okazję do rehabilitacji przed własną publicznością. Będzie to zarazem doskonałe przetarcie dla Boquerones przed pojedynkiem z Milanem w Champions League. Na korzyść gospodarzy przemawia fakt, że spotkania reprezentacyjne nie ograniczyły ich możliwości do solidnego przepracowania przerwy w rozgrywkach. Chilijski szkoleniowiec miał do dyspozycji większość kadry pierwszej drużyny. Wirus FIFA gospodarzy sobotniego spotkania jednak w pełni nie ominął. Podczas zgrupowania kadry kontuzji pleców nabawił się Nacho Monreal i nie znalazł się w grupie zawodników powołanych na konfrontację z Valladolid. Na skutek urazu odniesionego na treningu z gry wypadł również Diego Buonanotte. Zabraknie także wciąż kurujących się Toulalana i Sergio Sancheza, których bez problemu powinni jednak zastąpić Jesus Gamez i Manuel Iturra. Ciekawostką jest fakt, że Pellegrini był nieobecny podczas środowych, czwartkowych i piątkowych zajęć. Jutro nie powinno go zabraknąć na ławce.

Drużyna Miroslava Djukicia jest dla mnie zagadką. Po rozbiciu chwalonego przecież za grę w obecnych rozrywkach Rayo Vallecano, w spotkaniu z Espanyolem mimo gry w przewadze, szczęśliwie udało uratować im się remis. W ich rezultatach ciężko doszukać się jakiejś wyraźnej prawidłowości, choć odnotować trzeba, że zdobywanie punktów na wyjazdach przychodzi im z większym trudem. Nadzieje kibice Pucela pokładają przede wszystkim w niekwestionowanym liderze ich zespołu - Oscarze Gonzalezie - po 4 trafieniach i 2 asystach fni liczą na więcej. Pozostałe wyróżniające się postaci to reprezentant Angoli - Manucho i Serb Antonio Rukavina. Swe atuty będą musieli najpewniej wykorzystywać w kontratakach, bo Malaga to druga w La Liga drużyna, jeśli chodzi o posiadanie piłki.

Mój typ: 3:1 dla Malagi

Real Madryt - Celta Vigo, Santiago Bernabeu; sobota 18:00

Zaraz po pojedynku na La Rosaleda, oczy wszystkich sympatyków La Liga zwrócą się na Madryt, gdzie mistrz Hiszpanii pojedynkować będzie się z beniaminkiem z Vigo. I będzie to dla triumfatorów poprzednich rozgrywek dużo trudniejsze zadanie niż mogło się wydawać jeszcze 2 tygodnie temu, kiedy Real schodził z boiska po zremisowanym Gran Derbi. Jak wirus FIFA Królewskich omijał, tak teraz na ich kolektywie poużywał sobie jak nigdy. Z gry w sobotnim spotkaniu z całą pewnością wykluczeni będą wszyscy, nominalni, boczni obrońcy - Marcelo, Arbeloa, i Coentrao. Całej trójki zabraknie najprawdopodobniej także w dwóch kolejnych spotkaniach. Jakby tego było mało,  mniejsze lub większe problemy zgłaszali Ramos, Pepe, Ronaldo, Khedira, Varane, Benzema i Higuain. Wymienieni zawodnicy (najprawdopodobniej z wyjątkiem Khediry) w sobotę powinni wystąpić. Na szczęście dla Los Blancos, zagrają oni na własnym boisku, na którym pozostają niepokonani od 15 spotkań. Nie da się jednak ukryć, że gospodarzy interesować będą tylko 3 punkty, bo wisi nad nimi widmo 8-punktowej straty do lidera z Katalonii.

Królewskim atut własnego boiska pomóc może dwojako. Poza wymienioną passą, na ich korzyść przemawia słabiutka wyjazdowa dyspozycja Celestes. W tym aspekcie podopieczni Paco Herrery dzielą los Realu Sociedad San Sebastian i Levante.  Wszystkie te ekipy charakteryzuje duża dysproporcja w efektywności, jeśli chodzi o grę na własnym boisku w zestawieniu z grą w charakterze gościa. To jednak galicyjska drużyna na obcych boiskach z wymienionych drużyn prezentuje się najambitniej. Beniaminek nie rezygnuje ze swojego ofensywnego stylu gry i kombinacyjnych akcji. Zawodzi jednak skuteczność. Jeśli jednak Iago Aspas (który znajduje się ponoć w kręgu zainteresowań Valencii) i spółka poprawią celowniki - możemy być świadkami sensacji, a w najgorszym wypadku emocjonującego widowiska na poziomie. Grad goli w tym spotkaniu wydaje się być więcej niż prawdopodobny.

Mój typ: 3:2 dla Realu

Valencia CF - Athletic Bilbao, Mestalla; sobota 20:00

W 8. kolejce los skojarzył ze sobą dwie drużyny, które poprzednie rozgrywki mogą zaliczyć do udanych, ale już start nowej temporady to dla obu teamów koszmar. O ile dla Basków to nie pierwszyzna (w poprzednich rozgrywkach zachwycać na dobrą sprawę zaczęli dopiero po przerwie świątecznej) o tyle kibice Valencii mogą być lekko w szoku. Nie jest jednak zagadką, że atmosfera w obozie jednych jak i drugich jest gęsta.

W przerwie reprezentacyjnej Manuel Llorente wezwał na spotkanie Mauricio Pellegrino by przeanalizować fatalny początek sezonu. Czy to spotkanie przyniesie jakieś efekty? Zobaczymy. Na pewno dużo bardziej wymierną korzyścią jest powrót do meczowej kadry Evera Banegi. Ostatnio biłem na alarm, w kontekście gry środka pola Nietoperzy. Powrót Banegi może być lekiem na całe zło. Wraz z Gago mają szansę stworzyć zgrany duet zarówno w drużynie klubowej jak i w kadrze. Coraz więcej mówi się natomiast o tym, że policzone są dni w klubie Daniela Parejo. Do gry wracają także David Albelda i Ricardo Costa. Jeremy Mathieu zasiadł już na ławce w derbach Walencji - w sobotni wieczór być może pojawi się na boisku. Kontuzjowany nadal jest Sergio Canales, a ponadto zabraknie odbywającego karę 3-meczowej absencji Feghouliego. Pojawiły się informacje o tym, że szansę na pokazanie dostanie wreszcie Bernat, który błysnął w sparingu i przekonał do siebie argentyńskiego opiekuna VCF.

W przeciwieństwie do rywala, w Bilbao pracowano podczas odpoczynku od zmagań ligowych nad pogorszeniem sytuacji. Telenowele, w której główne role grają Marcelo Bielsa i Fernando Llorente już wszyscy dobrze znamy. Tym razem złość chilijskiego szkoleniowca skupiła się na Iturraspe, który został wyrzucony z treningu, podobnie jak to miało wcześniej miejsce w przypadku snajpera ekipy z San Mames. Ciekawe to o tyle, że defensywny pomocnik wydawał się być ulubieńcem byłego selekcjonera Chile. Jak widać, przydomek El Loco jest określeniem w pełni zasłużonym. Co do plusów - za takowe uznać można pełne wyzdrowienie Llorente, Andera Herrery i Xabiego Castillo. Wciąż indywidualnie trenuje natomiast Jon Aurtenetxe. 

Baskowie triumfowali dotychczas tylko wtedy, kiedy wydawało się, że jest to ich obowiązkiem. Valencia, mimo optymistycznych sygnałów, pozostaje zagadką. Stawiam wobec tego na skromny, ale bramkowy remis.

Mój typ: remis 1:1

Deportivo La Coruna - FC Barcelona, El Riazor; sobota 22:00

Pasjonująco zapowiadający się sobotni maraton w La Liga zwieńczy starcie dwóch drużyn z przeciwnych biegunów tabeli. Pikujące w dół Deportivo podejmie u siebie lidera z Barcelony. Choć dawno minęły czasy, gdy kibice Blaugrany drżeli przed wyprawą ich pupili na El Riazor to rys historyczny konfrontacji tych ekip nakazuje im zachować czujność.

W ekipie gospodarzy po udanym początku pozostało już tylko wspomnienie. 6 punktów zgromadzone w 4 pierwszych kolejkach to wciąż cały dorobek galicyjskiej drużyny, choć uczciwie trzeba zaznaczyć, że w pojedynku z Granadą z 3 punktów okradł ich arbiter, nieuznając prawidłowego trafienia Nelsona Oliviery. Problemem beniaminka jest przede wszystkim gra defensywna. Piłkarze z La Coruni stracili w tym sezonie już 14 bramek i wraz z Rayo Vallecano przewodzą w tej niechlubnej statystyce. Na pochwaly w tej formacji zasługuje jedynie Carlos Marchena. Kompletną pomyłką jest natomiast gra skrzydeł, a w szczególności dyspozycja Evaldo, którego niefrasobliwej postawie koledzy zawdzięczają spory procent poniesionych strat. Nadzieji upatrywać należy wobec tego z przodu - Pizzi, Riki czy Aguillar to zawodnicy, którzy znajdowali drogę do bramki rywala w tym sezonie więcej niż raz. Podobnie jest z Nelsonem Olivieirą, ale z niezrozumiałych dla mnie powodów Jose Luis Oltra boi się śmiało postawić na Portugalczyka.

W stolicy Katalonii nastroje dużo lepsze, choć problemy z zestawieniem formacji defensywnej wciąż są aktualną bolączką dla Tito Vilanovy. Najmniejszym problemem jest obsada boków obrony. Katastrofalnie spisującego się dotychczas Alvesa, który nabawił się urazu podczas El Clasico, zastąpi zbierający w tym sezonie doskonałe recenzje Martin Montoya. Defensor, który omal co nie wygrał swej drużynie niezwykle prestiżowego starcia z Realem, w przerwie na mecze reprezentacji błyszczał w młodzieżówce. W doskonałej dyspozycji znajduje się także Jordi Alba. Spekuluje się na temat tego czy szansę dostanie wreszcie Marc Bartra (inne rozwiązania to Song, Busquets który grywał tak w kadrze oraz Adriano). Drugie miejsce zarezerwowane jest dla Mascherano, gdyż wciąż kontuzje leczą Pique i Puyol. Z przodu, najwięcej będzie zależało od skrzydłowych, którzy powinni wykorzystać słabość rywala w bronieniu bocznych sfer boiska. Zadanie to będą musieli wykonać najprawdopodobnie Pedro i Villa. Ten pierwszy błysnął w meczach reprezentacji mając udział przy wszystkich golach zdobytych przez Hiszpanów. Strzelał już bramki Deportivo, w tym jedną szczególnej urody. 


Ten drugi, odpoczywał w tym czasie na ławce, ale wciąż pozostaje najbardzie efektywnym zawodnikiem La Liga z dorobkiem 3 trafień, zdobytych w roli jokera. Podobnie jak w meczu z Getafe, po przerwie na kadrę odpoczywać ma Messi.

Mimo iż bilans spotkań tych dwóch ekip na El Riazor jest korzystny dla gospodarzy, to ja stawiałbym raczej na wynik zbliżony do ostatniego odnotowanego jak dotychczas na kartach historii.

Mój typ: 3:0 dla Barcelony

Wkrótce prognozy dotyczące pojedynków niedzielnych i poniedziałkowych.


czwartek, 18 października 2012

Copa Del Rey 2012/2013 - kilka refleksji na temat losowania













W czwartkowe południe rozlosowano pary kolejnej edycji Pucharu Króla oraz ujawniono terminarz rozgrywek. Zmagania hiszpańskich drużyn ruszą 28 października. Wtedy to rozegrane zostaną pierwsze mecze fazy zasadniczej.

Na zaprezentowanej drabince opublikowanej przez hiszpański dziennik AS ciężko doszukać się spotkań, które można by określić mianem hitu. Zdeterminowane jest to przede wszystkim przez rozstawienie najlepszych drużyn. Real, Barcelona, Malaga, Atletico czy Valencia zmierzą się z ekipami, których nazwy przeciętnemu kibicowi niewiele mówią nawet, jeśli interesuje się hiszpańską piłką. Pewnym wyjątkiem jest tu rywal obrońcy tytułu, który kompletnie anonimowy nie jest. Deportivo Alaves jeszcze w sezonie 2000/2001 grało w finale Pucharu UEFA, gdzie nieznacznie uległo, po jednym z bardziej pasjonujących finałów tych rozgrywek w historii, Liverpoolowi 4-5 (dopiero po złotym golu zdobytym przez angielski klub w dogrywce).


Był to jednak piękny początek końca tej drużyny. Pierwszoplanowe postaci na czele z najlepszym strzelcem Javim Moreno i Cosminem Contrą (obaj trafili do Milanu) na fali sukcesu znalazły potężniejszych pracodawców. Deportivo stać było na jeszcze jeden solidny sezon w lidze, by w 2003 roku uczestniczyć w relegacji z Primera Division. Po ponownym awansie do La Liga po dwurocznej banicji w Segunda wydawało się, że ekipa z Alaves na stałe przejmie rolę drużyny balansującej między pierwszą a drugą klasą rozgrywkową, ale wrażenie to okazało się złudne. Deportivo zabawiło w elicie tylko rok, a po krótkim czasie wylądowało w Segunda B, gdzie wegetuje do dzisiaj.

1/16  Pucharu nie będzie jednak w 100% smętnym etapem. Po pierwsze, niemal co roku w tej fazie rozgrywek jesteśmy świadkami niespodzianek i wyłonienia czarnego konia rozgrywek, by wspomnieć chociażby ubiegłoroczne poczynania Mirandes i historię Pablo Infante, supersnajpera tej drużyny, który grę w klubie łączy z pracą dyrektora banku (swoją doskonałą dyspozycję Mirandes kontynuowało w lidze, co pozwoliło im awansować do Liga Adelante). Jak wiadomo, nie wszystkie drużyny, pucharowe zmagania traktują równie serio, co walkę o ligowe punkty. W takim układzie kolejna piękna przygoda innego trzecioligowca jest sprawą wielce prawdopodobną.

Drugim magnesem dla kibiców będą pojedynki pierwszoligowców. W najbliższej rundzie los (a ściślej schemat losowania) skojarzył 4 takie pary, z których najokazalej na papierze wygląda konfrontacja Sevilli z Espanyolem. Jeśli jednak dysproporcje w dyspozycji obu tych drużyn zostaną utrzymane, zdecydowanym faworytem wydaje się być drużyna z Andaluzji. W pozostałych parach złożonych z drużyn La Liga (Deportivo-Mallorca, Valladolid-Betis, Saragossa-Granada) ciężko wskazać kandydatów do awansu. Wszystko zależeć będzie od aktualnej formy i jak to często bywa w Hiszpanii - od umiejętności wykorzystania atutu własnego boiska.

Najważniejszy wymiar losowania to jednak skonstruowanie górującej nad postem drabinki, na podstawie której antycypować możemy (mając na uwadze prawdopodobieństwo sensacji) przebieg kolejnych rund. Wybiegając w przyszłość można już szykować wobec tego na grudniowe starcie Malagi z drużyną z Bilbao. Tu niespodzianek nie przewidują. Malaga swobodną grą urzeka i nie ma tu widoków na drastyczne zmiany, a Baskowie rozgrywki Copa del Rey od zawsze (choć nieco paradoksalnie z uwagi na ich separatystyczne nastawienie) traktują z wyjątkową estymą. Dodatkowym smaczkiem będzie fakt, że zwycięzca w ćwierćfinale najprawdopodobniej będzie musiał stawić czoła samej Barcelonie. Na tym samym szczeblu rozgrywek wielce prawdopodobne jest zetknięcie Realu Madryt z Valencią.

Wymienione wyżej pojedynki 1/4 finału wyłonią pierwszą parę półfinalistów, co oznacza, że pod koniec stycznia być może będzie nam dane pasjonować się kolejnymi Klasykami. Podobnie jak w ubiegłym roku druga strona drabinki prezentuje się mniej okazale. Beneficjentem takiego układu powinno być Atletico.

To jednak bardziej matematyczna ocena szans dokonana w oparciu o dotychczasowe wrażenia z sezonu 2012/2013, aniżeli poważne prognozy. To kto jest naprawdę mocny będzie można uczciwie ocenić dopiero w momencie, w którym mecze rozgrywane co 3 dni staną się zjawiskiem powszednim.\

Mecze reprezentacyjne, czyli tym razem dotrzymuje słowa.

Pedro strzela gola na 2:0
W piątkowy wieczór reprezentacji Vicente Del Bosque przyszło zagrać na stadionie w Mińsku (dla komentatorów NSport przeistaczającym się na potrzeby Champions League w stadion w Borysowie), który całkiem niedawno był świadkiem olbrzymiej sensacji, za jaką należy uznać porażkę finalisty ubiegłorocznej LM - niemieckiego Bayernu z BATE Borysow. Pamięć o problemach jakie La Furia Roja napotkała w Tibilisi, drobne problemy kadrowe, niska temperatura powietrza, fatalny stan murawy oraz przygnębiający widok budowli, która ostatni raz uchodziła za nowoczesny obiekt jeszcze za czasów Stalina mogły napawać niepokojem. Na szczęście na obawach się skończyło, a obrońcy tytułu mistrzów świata pokazali to z czego są dobrze znani.

Nim to jednak nastąpiło - ogłoszono składy. I tu nie obyło się bez niespodzianek. Na środku obrony, wobec absencji do niedawna etatowego duetu barcelońskiego Puyol-Pique selekcjoner umieścił dwóch zawodników o tym samym imieniu i jeszcze jednej tożsamej cesze - żaden z nich na początku kariery z tą pozycją związany nie był. O ile Ramos jako stoper ostatnio zarówno w drużynie jak i w reprezentacji regularnie grywał, o tyle Busquets od roku na żadnym froncie (przynajmniej wedle podstawowych założeń na kolejne spotkania) nie był tak defensywnie ustawiany. Osoba Fabregasa w roli fałszywej "9" nie jest już żadnym zaskoczeniem. Cazorla w miejsce Iniesty to efekt zapobiegliwości kierowanej troską o zdrowie MVP ostatniego Euro, który skarżył się na drobne dolegliwości.

Wyliczone w pierwszym akapicie przeciwności losu okazały się spełniać rolę stracha na wróble i nie miały żadnego wpływu na końcowy rezultat rywalizacji. Duża w tym zasługa Białorusinów, którzy nie skorzystali z żadnej z metod właściwych dla poczynań mikrusów świata futbolu w konfrontacjach z gigantami tejże dziedziny. Podopieczni Hieorhija Kandracjeu (jak dobrze, że to słowo pisane i nie trzeba się głowić nad wymową) ani nie zamurowali bramki wzorem walecznych Gruzinów, ani nie ruszyli z szaleńczymi atakami od pierwszych minut, obliczonymi na zaskoczenie rywala. Po prostu pozwolili Xaviemu i spółce robić to co ci potrafią najlepiej.

Na efekty nie trzeba było długo czekać. Już w 12 minucie koronkową akcję rozegrali Alba, Xavi i Pedro, którą na gola zamienił lewy obrońca. Efektowne podanie piętą od Rodrigueza wyjątkowo urzekło sędziego liniowego, który nie odnotował wyraźnego spalonego byłego zawodnika Valencii. Ci mniej dociekliwi nazwą to wykładnią rozszerzającą reguł, które nakazują premiować grę ofensywną. Niespełna 10 minut później drugoplanowy bohater pierwszej bramkowej akcji, czyli skrzydłowy Barcelony, sam wpisał się na listę strzelców, korzystając z dokładnego, prostopadłego podania Davida Silvy. Podręcznikowa podcinka Kanaryjczyka. Mimo kolejnych popisów piłkarzy w czerwonych koszulkach, wynik do przerwy nie uległ zmianie.

W drugich 45 minutach na boisku pojawił się Andres Iniesta by rozruszać ukontentowanych dwubramkowym prowadzeniem kolegów. Przyniosło to efekt w postaci 2 kolejnych trafień autorstwa bezsprzecznego bohatera tej potyczki Pedra. Zawodnik Blaugrany najpierw ruszył w pogoń za otwierającym drogę do bramki podaniem Xaviego i efektownym lobem powiększył swój dorobek bramkowy. Kolejna bramka przypieczętowała nie tylko wygraną Hiszpanów, ale i pierwszy hattrick filigranowego skrzydłowego, jeśli brać pod uwagę oficjalne występy. Był to zarazem pierwszy hattrick jakiegokolwiek kadrowicza od 2005 roku, gdy wyczynem takim popisał się Fernando Torres. Pedro dopełnił dzieła zniszczenia z wyjątkową maestrią przerzucając piłkę nad rozpaczliwie interweniującym bramkarzem, a następnie pakując ją do siatki. Cukierkowy występ zaburzyło pudło z końcówki spotkania, kiedy to szukając 4 gola Rodriguez chybił dobijając niemal na pustą bramkę strzał w słupek Davida Villi.




Sergio Ramos jak R Kelly
Mniej sympatycznie Hiszpanie wspominać będą pierwsze w eliminacjach spotkanie rozegrane u siebie. Do gry na Vicente Calderon selekcjoner desygnował niemal identyczną jedenastkę jak na pojedynek w Mińsku. Jedyną różnicą była obecność oszczędzanego wcześniej Iniesty, który zajął miejsce Cazorli (na skutek kontuzji Silvy rozgrywający Arsenalu szybko pojawił się na boisku). Była to jednak zmiana o charakterze personalnym, a nie taktycznym.

Mimo iż w pierwszych minutach Francuzi zachowywali się równie beztrosko co Białorusini, świeżo upieczeni Mistrzowie Europy z trudem łapali właściwy dla swej gry rytm. Raziła nieskuteczność i brak precyzji w zagraniach takich asów jak wspomniani Iniesta i Cazorla, a przez długi czas niewidoczny był bohater poprzedniej kolejki - Pedro. Jako, że nie udawało się stworzyć zagrożenia tradycyjnymi metodami, Hiszpanie zmuszeni byli poszukać szczęścia gdzie indziej. Metodą na sforsowanie bramki podopiecznych Didiera Deschampsa okazał się stały fragment gry. Z rzutu rożnego precyzyjnie na głowę znanego ze świetnej gry w powietrzu Sergio Ramosa dośrodkował Xavi. Sprytny strzał wychowanka Sevilli był jednak minimalnie chybiony i trafił w słupek. Do bezpańskiej piłki w zaistniałym zamieszaniu dopadł w swoim stylu Pedro i strzałem z ostrego kąta próbował zaskoczyć Llorisa. Francuski golkiper wykazał się na raz czujnością (broniąc strzał Kanaryjczyka) i niedbalstwem (wybijając piłkę z powrotem w stronę Ramosa). Gracz Realu Madryt oddał instynktowny strzał i mimo niedoskonałości technicznych tego uderzenia (gdyby stał dosłownie kilka metrów dalej skończyłoby się to tak) umieścił piłkę w siatce.

Gol pozytywnie wpłynął na grę gospodarzy i już chwilę po pierwszym trafieniu La Furia Roja powinna dołożyć i drugie. Z piłką w polu karnym znalazł się wyraźnie rozochocony asystą Pedro. Z kryciem ewidentnie spóźnił się wyraźnie roztargniony tego dnia Laurent Kościelny i  bezmyślnym faulem na zawodniku Barcelony sprokurował rzut karny (powtórki wykazały, że nie tyle zahaczył rywala, co zdzielił go solidnie w piszczel). Scenariusz zbliżony do tego co widzieliśmy na Euro. Do "11" podszedł Fabregas i udowodnił, że owszem jest specem od karnych, ale tych, które mają rozstrzygać o być albo nie być reprezentacji na wielkich imprezach. Sygnalizowany strzał na korzystnej dla broniącego wysokości i Hugo Lloris bohaterem. Francuski portero na takowe miano zapracował także tym, co zrobił pod koniec pierwszej części spotkania. Perfekcyjną prostopadłą piłkę posłał Xavi, a w 100% sytuacji znalazł się nie kto inny jak Pedro. Skrzydłowy próbował zaskoczyć bramkarza strzałem między nogami, ale ten zachował czujność, a dobitka Cesca nie była na tyle precyzyjna by minąć zawodnika Tottenhamu i wylądować między słupkami. 

Po przerwie obraz gry uległ totalnej zmianie. Hiszpania spuściła z tonu i choć dłużej utrzymywała się przy piłce, to tempo rozgrywania uniemożliwiało osiągnięcie jakiejkolwiek korzyści. Fakt ten stopniowo zaczęli wykorzystywać goście, każdy przechwyt przeistaczając w szybką kontrę. Jednak w ich poczynaniach w obrębie pola karnego rywala długo dominowała nieudolność. Wszystko zmieniło się kiedy na boisku, w miejsce narzekającego na uraz Benzemy, pojawił się Olivier Giroud. Dla pozyskanego przez Arsenal zawodnika 13. mecz w kadrze okazał się tym szczęśliwym. W ostatniej akcji meczu wspomniany piłkarz zaprezentował kolegom jak rasowy snajper powinien zachowywać się w "szesnastce" i uderzeniem głową doprowadził do zasłużonego remisu.



*
Przerwa reprezentacyjna była też ważnym okresem dla młodszych Hiszpanów reprezentujących swój kraj na szczeblu u-21. Stanęli oni przed szansą wywalczenia awansu na Mistrzostwa Europy w Izraelu. By ten cel osiągnąć podopieczni Julena Lopeteguiego musieli pokonać w dwumeczu młodzieżową reprezentację Danii (w której składzie można było doszukać się syna gwiazdy byłej Barcelony i Realu Michaela Laudrupa - Andreasa). Zadanie to wykonali perfekcyjnie.

Na własnym terenie zafundowali rywalom miejscową specjalność - manitę. Bohaterem spotkania był wychowanek Realu Madryt, a obecnie zawodnik Benfiki Lizbona - Rodrigo. Urodzony w Rio Di Janeiro snajper udowodnił, że nie ma bardziej śmiertelnej kombinacji w świecie futbolu od Hiszpana z brazylijskimi korzeniami. Zabójcza skuteczność przełożyła się na 4 trafienia w jego wykonaniu. Wynik zaokrąglił robiący furorę nie tylko w Hiszpanii, ale i w Europie - Isco, pewnie wykorzystując rzut karny.

Wobec pogromu w pierwszej potyczce, rewanż wydawał się być formalnością. I faktycznie obyło się bez komplikacji. Świetnie spisał się zastępujący, pauzującego za kartki Rodrigo - Alvaro Vasquez. Nowy nabytek Getafe zdobył dwa gole, czym mocno przycznił się do wygranej 3:1. Prawdziwą ozdobą tego spotkania była jednak bramka na 1:0. Piłka chodziło jak po sznurku. Długim zagraniem akcję zapoczątkował Inigo Martinez, piłkę na skrzydle opanował Tello i wycofał przed pole karne do Isco. Wychowanek Valencii kapitalnym prostopadłym podaniem uruchomił cichego bohatera ostatnich Gran Derbi - Martina Montoyę. Ten przytomnie wycofał do Ikera Muniaina a zawodnikowi Athleticu nie pozostało nic innego jak skierować piłkę do niemal pustej bramki. 



Kombinacja jakiej nie powstydziłaby się dorosła reprezentacja, co gdy spojrzymy na skład kadry u-21 w zasadzie nie powinno dziwić.


Na uwagę zasługuje jednak fakt, że ci młodzi zawodnicy są zgrani niemal tak jak ich starsi koledzy mimo dużo większej różnorodności w aspekcie przynależności klubowej. Wydaje się, że hiszpańscy kibice mogą spać spokojnie.