środa, 24 października 2012

8.kolejka - witamy w krainie dreszczowców



Jeśli tradycją ma być, że po meczach reprezentacyjnych (które jakby nie było traktuję jako wakacje od prawdziwego futbolu) oglądamy powrót La Liga w jej najlepszym wydaniu to osobiście - nie mam nic przeciwko. 8 serię gier otworzyła trzymająca do końca w napięciu konfrontacja Malagi z Valladolid (której przebieg jakże trafnie antycypowałem), emocje wzmogło pełne zwrotów starcie na Mestalla, a sobotnie pojedynki znakomicie ukoronowało widowisko na El Riazor, po którym każdy kibic długo dochodził do siebie. 

Niedzielne gry w większości rozstrzygały się w ostatnich minutach. Gole Stuaniego (na wagę pierwszych 3 punktów), Michela (pierwsze zwycięstwo wyjazdowe) i pierwsze w karierze trafienie z rzutu wolnego w wykonaniu Falcao (przedłużenie passy Atletico do 7 zwycięstw) były nie tylko efektowne, ale i cenne. W Grenadzie walczono nie tylko o 3 punkty (działka piłkarzy), ale i o stadion (rada miasta chce wykurzyć drużynę z Nuevo Los Carmenes - chyba nie trzeba dodawać, że kibice nie są tym pomysłem zachwyceni. Co ciekawe, to powtórka wydarzeń sprzed 5 lat z tą różnicą, że Granada występowała wtedy...w 4 klasie rozgrywkowej). Nie wiadomo jak rozstrzygną się losy obiektu. Wiadomo jednak, że Granada swej szansy na kontynuowanie marszu w górę tabeli nie wykorzystała sensacyjnie ulegając Realowi Saragossa, wiedzionemu do sukcesu przez odkrycie tego sezonu - Victora Rodrigueza.

Gdy wydawało, się że wszystko co najlepsze w tej kolejce za nami szybko z błędu wyprowadzili nas piłkarze Sevilli i Mallorki. Szybko, bo potrzebowali ledwie 4 minut by wynik 0:0 zmienić w 2:1 dla gości. W pierwszej połowie szalał wracający do Primera i debiutujący tego dnia w Mallorce - Giovani do Santos. Zaliczający trzecie podejście do hiszpańskiej ekstraklasy Meksykanin dodał topornej grze drużyny z Balearów nieco magii, notując dwie asysty (szczególnie pierwsza przedniej urody). Sevilla mogła jednak polegać na swoich liderach. Dzięki dwóm bramkom Negredo stan meczu został wyrównany, a decydujący cios zadał robiący furorę na hiszpańskich boiskach Cicinho. 

10 spotkań i tylko 2, które nie zapadną widzom na dłużej w pamięci. Ciekawe mecze tylko w Premiership? Czas zmienić poglądy. Ja nie przypominam sobie takiego weekendu na Wyspach mimo, iż angielską ligę w miarę możliwości śledzę, nie tylko po to by z nieukrywaną satysfakcją notować kolejne popisy hiszpańskich zawodników (tylko w ten weekend gole i asysta Maty, kolejne trafienie Michu i premierowa bramka Pablo).

Czas wejść w szczegóły. Pozytywów po tej kolejce dostatek, więc konieczna była ich rozsądna selekcja.

Kto, kiedy i z jaką gotówką zgłosi się po Cicinho i dlaczego nie Real? - Brazylijczyk to już stała pozycja w moich podsumowaniach. Nic dziwnego - każde dotknięcie piłki tego chłopaka (znanego do niedawna tylko z tego, że większość myliła go z jego starszym rodakiem) zwiększa jego wartość (Dani Alves ma dokładnie odwrotnie). W poniedziałek Sevilla męczyła się bardziej niż można było się tego spodziewać. Fazio nie był w stanie zapełnić luki po pauzującym Botii. Łatwo stracone dwie bramki trzeba było odrabiać skuteczną grą z przodu. A jak mowa o grze ofensywnej Sevilli to od razu wzrok zwracamy ku prawej flance, gdzie rządzą Cicinho z Navasem. I to właśnie były zawodnik Palmeiras po raz kolejny był z tej dwójki skuteczniejszy. Najpierw wrzutka na nos doskonale dysponowanego tego dnia Negredo, a następnie bomba z dystansu bo zebraniu bezpańskiej piłki. Prawy obrońca jeszcze raz zostaje bohaterem i na obecny moment stanowi on absolutny top na swojej pozycji w Hiszpanii. Real Madryt szuka konkurenta dla Alvaro Arbeloi. W Polsce pasjonujemy się doniesieniami o zainteresowaniu Piszczkiem. Czemu jednak szukać tak daleko, kiedy zawodnik młodszy, tańszy i zapewne łatwiejszy do sprowadzenia jest pod nosem? Plotki transferowe z defensorem Sevilli w roli głównej są tylko kwestią czasu.




Od zera do bohatera czyli jak Verdu dopiął swego - od kilku tygodni było jasne. Jeśli w drużynie Mauricio Pochettino wreszcie jakiś trybik zaskoczy, to będzie to zasługa gry Joana Verdu. 29-letni Hiszpan już dwukrotnie był bliski skutecznego zainspirowania kolegów do przełamania niechlubnej passy. Najpierw w meczu z Bilbao błysnął do przerwy, strzelając bramkę i notując asystę, ale plany pokrzyżowała czerwona kartka dla Longo i błysk geniuszu Aritza Aduriza. W poprzedniej kolejce Verdu rzutem karnym wyprowadził Papużki na prowadzenie. Rywale co prawda odpowiedzieli, ale Hiszpan ponownie umieścił piłkę w siatce w samej końcówce. Jak dobrze wiemy sędzia tamtego trafienia nie uznał, co wzbudziło sporo kontrowersji. Sygnały wielkiej formy były jednak wyraźne. Gdy w pierwszych minutach starcia z Rayo to właśnie Verdu popełnił katastrofalny błąd, podając do rywala co poskutkowało trafieniem Carrilho, wydawało się, że pech zawodników z Cornella - El Prar nie będzie miał końca. Reakcja na niepowodzenie w wykonaniu pomocnika Espanyolu godna była jednak wielkiego sportowca. Wykorzystując swój spryt dwukrotnie pokonał bramkarza rywali. Dzięki temu bramka z 92 minuty, autorstwa Stuaniego była tą, która gwarantowała 3 punkty. Verdu już dwukrotnie zgłaszał akces do "11" kolejki, a jego nieobecność tłumaczyłem tym, że z jego gry nie wynikają w ostatecznym rozrachunku żadne korzyści dla Pericos. Tym razem, nie mam już żadnych wątpliwości.



Kluczowe zwycięstwo Valencii - Przerwa na mecze kadry upłynęła w Valencii pod znakiem małej rewolucji. Spotkanie Pellegrino z Llorente, powroty kontuzjowanych, postawienie na młodzież - te rzeczy, o których pisałem w zapowiedzi tej konfrontacji  miały przynieść zmianę na lepsze. I choć w starciu z Baskami starania Los Ches nie były tak niemrawe jak chociażby na Ciutat de Valencia to drużynie Marcelo Bielsy przez ponad godzinę gry ustępowali . Dobrze wyglądały skrzydła Nietoperzy (sic!) napędzane przez kreatywną młodzież: Viere i Bernata, którzy wspólnie wypracowali rzut karny. Czkawką jednak odbijały się kolejne gole oddanego latem za grosze Aduriza, zwłaszcza gdy widziało się Soldado pudłującego z kilku metrów w sytuacji sam na sam. Gdy gospodarze sami sobie pomóc nie mogli, pomógł im rywal. Słynący z porywczego temperamentu Ander Herrera nie wytrzymał nerwowo i kopnął bez piłki Tino Costę. Decyzja mogła być tylko jedna. Pellegrino postanowił wyzyskać tę przewagę. Na boisku pojawili się Valdez i wracający po Banega. Opuścili je (bardzo niechętnie) Jonas i Bernat. Po ostatnim gwizdku chyba się jednak ze szkoleniowcem przeprosili. Najpierw do siatki w zamieszaniu piłkę skierował Tino Costa, a następnie ten sam zawodnik dośrodkował na głowę paragwajskiego jokera i było 3:2. W meczu drużyn z problemami górą Valencia. Bilbao pokazało się z lepszej strony, ale na następny mecz stracili najprawdopodobniej znoszonego na noszach Muniaina i Herrery.



Partidazo na El Riazor - prawdopodobnie wszyscy widzieli. Pisanie o tym co się działo zdominowałoby to podsumowanie. Ograniczę się więc do wklejenia dobrego skrótu.



Solidny Perquis - Reprezentant Polski wreszcie miał okazję oswoić się z grą w Hiszpanii. Dotychczas, albo pojawiał się na boisku nagle, bez rozgrzewki, w zastępstwie kontuzjowanego Paulao albo trafiał na rozpędzone Atletico z arcytrudnym do zatrzymania Radamelem Falcao i kończył mecz przedwcześnie. W niedzielę miał wreszcie okazję rozegrać pełne 90 minut. Na zawsze wymagającym terenie jakim jest Reyno de Navarra spisał się bez zarzutu, swą pewną grą przyczyniając się do zachowania czystego konta. Może był to najnudniejszy mecz tej serii gier, ale były zawodnik Sochaux był jego pozytywnym bohaterem i jednym z nielicznych obrońców w tej kolejce, który nie może mieć sobie nic do zarzucenia.

Victor Rodriguez,  błyskotliwy no name - człowiek, o którym ciężko znaleźć jakiekolwiek bardziej szczegółowe informacje, wstukując jego dane w wyszukiwarkę, po raz kolejny zaskakuje. Do spółki z Helderem Postigą drugi raz w tej temporadzie zapewniają Saragossie niezwykle cenne 3 punkty. Katalończyk, mający za sobą epizod w La Masii znów asystował przy trafieniu na 1:0, po czym sam podwyższył wynik na 2:0 po dośrodkowaniu innego zawodnika z przeszłością w Barcelonie - Abrahama. Piłkarz, który jeszcze niedawno znajdował się w kadrze drugiej drużyny, pod skrzydłami Manolo Jimeneza robi błyskawiczne postępy i ma spory wkład w to, że Saragossa notuje całkiem udany start sezonu.

A minusów odnotowałem mało i oby tak było zawsze.

Bezbarwna Celta Vigo - anonsowałem mecz beniaminka z mistrzem jako potencjalnie ciekawe widowisko. Spotkać się miał bowiem potentat (ale z licznymi lukami w linii obrony spowodowanymi atakiem wirusa FIFA) z grającym futbol na "tak" beniaminkiem. Przebieg meczu szybko jednak zweryfikował moje przypuszczenia. Ustawienie Realu sugerowało, że Mourinho braki w defensywie zrekompensować będzie chciał ultraofensywnym zestawieniem pomocy. W praktyce wyglądało to jednak zupełnie inaczej. Formacja obronna zafunkcjonowała bardzo dobrze, natomiast gra z przodu pozostawiała wiele do życzenia. Dość powiedzieć, że Madrytczycy oddali przez 90 minut aż 17 strzałów, ale tylko 4 z nich leciały w światło bramki Alvareza. Celności mogliby uczyć się od sobotnich rywali, których każdy strzał zmuszał do interwencji Ikera Casillasa. Nie znaczy to jednak, że reprezentacyjny portero miał dużo pracy. Oczywiście przy strzałach Bermejo czy Aspasa musiał wspiąć się na wyższy poziom, ale poza 3 uderzeniami na bramkę, Celestes nie zaprezentowali nic z futbolu, do jakiego nas dotychczas przyzwyczaili, wielokrotnie mając problemy z przeniesieniem gry na połowę przeciętnie dysponowanego tego dnia rywala. Zawód.

Defensywa Barcelony pod wodzą Vilanovy - do tej pory o katalońskim szkoleniowcu pisałem w samych superlatywach. Wydaje się jednak, że utarte powiedzenie o tym, że zwycięzców się nie sądzi, nie może być w tym wypadku nadużywane. Barcelona pod wodzą Tito uzbierała jak dotąd imponujące 22 punkty w 8 spotkaniach. Za tym wynikiem kryje się jednak nieco bardziej wstydliwa statystyka 17 straconych bramek w 12 rozegranych meczach. Częściowo winę zrzucić można na kontuzje (które zmuszają trenera Blaugrany do eksperymentalnego zestawiania defensywy), częściowo na Valdesa (który za 2 gole odpowiedzialny jest niemal osobiście), ale ciężko dyskutować z opinią, że za tak duże straty odpowiedzialność ponosi sam trener, podejmując decyzje tyle odważne, co czasami karkołomne. O ile wystawienie w środku pola Songa nie budzi zbytnich kontrowersji (wszak sprowadzając Kameruńczyka powoływano się na jego uniwersalność) o tyle robienie na siłę środkowego obrońcy z Adriano jest już działaniem niezwykle twórczym, mając na uwadze fakt, że nawet w przypadku gry na boku obrony Brazylijczyk za mistrza gry defensywnej nie uchodzi. Szczególnie kontrowersyjne i coraz szerzej komentowane jest pomijanie Marca Bartry przy ustalaniu składu w momencie, gdy to on jest jedynym zdrowym, środkowym obrońcą z krwi i kości na ten moment w kadrze. Vilanova tłumaczy się dość pokrętnie, serwując mediom okrągłe zdania o tym, że Bartra zagra kiedy będzie gotowy, Song rozgrywa dobre spotkania na obronie, a gole strzelają sobie właściwie sami lub z pomocą arbitra. Liczb jednak nie oszuka, a wydolność ofensywy nie zawsze będzie taka by wyrównać pomyłki z tyłu tak jak to miało miejsce na El Riazor.

Na koniec "11" kolejki. Na środku obrony - trochę na zachętę, ale i w nagrodę za dobre spotkanie umieszczam Perquisa. Już po raz 3 w drużynie kolejki meldują się Cicinho i często krytykowany, choć jak widać efektywny Cesc (warto zauważyć jego rolę w meczach wyjazdowych, w których zanotował wszystkie swe gole i asysty). Ciekawostką jest obecność Essiena na lewej stronie. Trzeba reprezentantowi Ghany oddać, że na niecodziennej dla siebie pozycji spisał się znakomicie. Reszta wyborów nie budzi raczej kontrowersji. Nie była to runda udana dla obrońców to też ich liczbę zredukowałem do 3 jednostek. Z braku solidnych kandydatów i wobec nadmiaru bohaterów w formacjach atakujących odpuściłem sobie także pomocników defensywnych, decydując się na ultraofensywne i nieco fantastyczne ustawienie 3-4-3.

Munua (1*) - Essien (1), Perquis (1), Cicinho (3) - V.Rodriguez (2), Fabregas (3), Verdu (1), Isco (1) - Messi (2), Negredo (2), Aduriz (1)

*liczba wyborów do "11" kolejki

PS. Podsumowanie to pisałem rzecz jasna przed wtorkowymi spotkaniami w LM, który sens niektórych rozważań zdeaktualizowały (przebudzenie i hat-trick Soldado, debiut i dobre recenzje Bartry). Nie widziałem jednak potrzeby ingerowania z tego powodu w tekst, bo to dwie inne bajki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz