wtorek, 25 grudnia 2012

16. kolejka - "11" kolejki

Jako, że 16. seria gier w La Liga skutecznie zdemotywowała mnie do napisania tradycyjnego podsumowania w ramach świątecznych porządków na blogu ograniczam się do przedstawienia przygotowanej przy okazji tej kolejki jedenastki graczy, którzy w rzeczony weekend wybili się z szarości. Oczywiście nie zabrakło wydarzeń spektakularnych jak urwanie punktów przez skazywany na pożarcie Espanyol w starciu z Realem Madryt czy efektowne udokumentowanie tegorocznej dominacji przez Barcelonę jednak te zdarzeń (jak zakładam) nie ubiegły niczyjej uwadze. Niestety to drugie oblicze ligi, z którym staram się zwykle zaprzyjaźnić ewentualnego czytelnika wyglądało w tamten weekend jak z pozoru ciekawie zapowiadające się starcie Valencii z Rayo na Mestalla. W związku z tym - bez komentarza.

*liczba wyborów do "11" kolejki

wtorek, 11 grudnia 2012

15. kolejka - Rekordy i przełamania


15. seria gier, chociaż nie przyniosła większych zmian w układzie tabeli, z pewnością może zyskać miano najbardziej szczególnej z tych dotychczas rozegranych. A to za sprawą dwóch goleadorów - Messiego i Falcao, którzy swoimi wyczynami przeszli do historii - klubu (jak to miało miejsce w przypadku Kolumbijczyka) i światowego futbolu (Argentyńczyk). Zupełnie przy okazji, wspomniana dwójka zapewniła swoim drużynom kolejne 3 punkty, umacniając je na czele tabeli i wzmagając apetyty kibiców.przed bezpośrednim starciem obu ekip, które czeka nas w niedzielę na Camp Nou. Układ w tabeli odzwierciedla też klasyfikacja Pichichi - tak jak Barca ma 6 punktów przewagi nad Los Colchoneros, tak La Pulga o 6 goli wyprzedza El Tigre

W tle tych historycznych wydarzeń wiruje karuzela trenerska w La Liga. Przed tą serią gier, według doniesień o swe posady drżeć mogli szkoleniowcy Granady, Sevilli czy Mallorki. Co ciekawe, mimo relatywnie niekorzystnych wyników nie mamy żadnych wieści o zwolnieniu Anqueli, Caparrosa czy Michela. Albo pogłoski o podziękowaniu im za współpracę były mocno przesadzone, albo mało kto jest tak szybki jak Manuel Llorente. Z zarządem klubu kontaktował się natomiast Paco Herrera. Mimo porażki na San Mames szefostwo klubu docenia pracę katalońskiego szkoleniowca i zaproponował mu przedłużenie umowy.

Wreszcie był to weekend przełamań - oprócz Falcao, którego spektakularny wyczyn poprzedziły niemal 2 miesiące mocno przeciętnej gry, swą większą lub mniejszą niemoc przełamały kluby walenckie - Valencia i Levante.

Plusy

Real Valladolid-Real Madryt i Real Betis-FC Barcelona - dwa spotkania, które z czystym sumieniem można polecić każdemu sympatykowi piłki kopanej, a jednocześnie dwa doskonałe argumenty, przeczące stereotypom, jakoby zaplecze czołówki La Liga, podkładało się gigantom. 

Drużyna Djukicia na pojedynek z Mistrzem Hiszpanii wyszła bez kompleksów, a dodatkowo - sprzyjało im szczęście. Dośrodkowania Patricka Ebertra dwukrotnie pozwalały Pucela wyjść na prowadzenie, dzięki przytomnemu zachowaniu w polu karnym angolskiego wieżowca Manucho. Obrońcy jednak nie potrafili uszanować tego co ofensywie udało się zdobyć - defensorom przydarzyło się kilka szkolnych błędów, a jeden z nich ze spokojem wykorzystali Callejon z Benzemą. To jednak pewnie nie przeszkodziłoby "fioletowym" w pokrzyżowaniu szyków Los Blancos gdyby nie rewelacyjnie dysponowany tego dnia Meut Ozil.  3 punkty gościom zapewniły dwie, szczególnej urody bramki reprezentanta Niemiec. Najpierw jeszcze przed przerwą w duecie z Benzemą rozklepał obronę rywala i strzelił obok Daniego Hernandeza, a gdy wydawało się, że Królewscy do ostatnich minut będą walczyć o wyszarpanie zwycięstwa, przepięknym strzałem z rzutu wolnego ukrócił ich męki. Przy okazji wspaniałego występu rozgrywającego Realu, Marca przedstawiła jego statystyki z dotychczasowego pobytu w stolicy Hiszpanii, wśród których najbardziej szokującą liczbą jest 0,5. Niesamowita regularność zawodnika, którego gra może czasami nie zachwyca, ale jak widać nijak nie przekłada się to na efektywność.

A o męczarniach faworyta, niech świadczy fakt, że Angel Di Maria w końcówce grał na czas, długo celebrując wykonanie stałego fragmentu gry.



Na spacerek nie mógł liczyć także lider z Barcelony, choć wszystko zaczęło się z pozoru łatwo i przyjemnie. 25 minut, kolejne dwie asysty Iniesty, kolejne dwa trafienia i rekord Messiego i wydawało się, że Duma Katalonii bez problemu zapisze na swoim koncie 14 zwycięstwo. Wystarczyła jednak chwila nieuwagi, geniusz, wprowadzonego jeszcze przed przerwą na boisko, młodziutkiego Vadillo i zimna krew Rubena Castro by sielanka przerodziła się w straszną mordęgę. Verdiblancos wyczuli chwilę słabości rywala i po przerwie zaatakowali ze zdwojoną siłą. Podopieczni Tito Vilanovy mieli jednak furę szczęścia, gdyż dwukrotnie po mniej lub bardziej świadomych próbach zaskoczenia Victora Valdesa piłka odbijała się od słupka/poprzeczki bramki. Oczywiście swoje szanse mieli także zawodnicy Azulgrany, ale wyjątkowo słabo spisujący się tego dnia Pedro i Alba fatalnie marnowali wyśmienite okazje. I tutaj pojawiła się gr na czas, w pole karne Katalończyków wędrował portero gospodarzy - Adrian, nie zabrakło też kilku niesportowych zachowań. Wynik jednak nie uległ zmianie. 

Mimo porażki, zgromadzona na Estadio Benito Villamarin publiczność zgotowała swoim ulubieńcom owację na stojąco. Ta sama publiczność, która jeszcze niedawno była bliska zlinczowania swoich piłkarzy za derbową klęskę. Ciężko o lepszą recenzję.



Przełamanie Nietoperzy - ponownie można skorzystać ze znanego stwierdzenia - "efekt nowej miotły". To taki efekt, o którym mówi się tylko wtedy, gdy potwierdza się związana z nim prawidłowość. Przychodzi nowy trener i drużyna natychmiast zaczyna osiągać lepsze rezultaty. Trudno uznać to za zasługę nowego szkoleniowca, zapisywanie tego sukcesu na konto poprzednika byłoby czynem rażąco niekonsekwentnym, więc mówi o się o nowej miotle. W Walencji pewnie nikt się kwestią nomenklatury tego zjawiska nie zajmuje bo wszyscy cieszą się z pierwszego wyjazdowego triumfu Los Ches, odniesionego w starciu z odrodzoną ostatnimi czasy Osasuną. Wygrana skromna i nie przyszła podopiecznym Valverde łatwo, ale tymczasowo nikt o styl się nie będzie martwił. Cieszy także fakt, że swój udział w wygranej miał powracający po kontuzji Pablo Piatti. To właśnie zaskakujący centrostrzał  Argentyńczyka, który odbił się od słupka pozwolił Roberto Soldado wpakować piłkę do bramki. 

Nowy opiekun Valencii może się jak dotąd pochwalić doskonałym bilansem w wygranych w 2 spotkaniach (2:0 w bramkach). Szansa na kontynuowanie dobrej passy już we wtorek. Los Ches nie opuszczają Pampeluny i w ramach rozgrywek o Puchar Króla spróbują pokonać Los Rojillos jeszcze raz.



Przełamanie El Tigre  - czyli wspomniane 5 bramek zdobytych przeciwko Deportivo. Przełamanie, bo choć tym , którzy La Liga oglądają od święta pewnie ciężko w to uwierzyć, Kolumbijczyk pozostawał bez trafienia z gry od przeszło miesiąca, a w ostatnich 2 miesiącach z gry strzelił ledwie raz. Wynik bądź co bądź wstydliwy, gdy mowa o zawodniku, który rzucił rękawicę tak wybitnym snajperom jak Messi czy Ronaldo. W niedzielę El Tigre z każdą minutą wyglądał coraz lepiej. Co prawda strzelanie zaczął, również krytykowany ostatnimi czasy Diego Costa, ale potem przyszedł już czas na spektakl byłego zawodnika FC Porto. Pochodzący z Ameryki Południowej dał niemal kompletny przekrój tego co powinna mieć każda typowa "9'" - bezproblemowe wykończenie sytuacji sam na sam, siłowe wywalczenie pozycji do strzału i pewne uderzenie, świetne trafienie z dystansu, pewne egzekwowanie rzutu karnego, instynkt strzelecki i wykończenie akcji strzałem głową.

Osiągnięcie Radamela można umniejszać i nie bez racji będzie ten, kto zauważy, że mierzył on się z absolutnymi żółtodziobami, jeśli chodzi o doświadczenie w La Liga, bo występy Rodericka i Insuy w najwyższej klasie rozgrywkowej w Hiszpanii zliczyć można na palcach jednej ręki. Z drugiej strony, wybitnych snajperów w historii Rojiblancos było wielu. Tylko w najnowszej historii bramki na chwałę klubu  Vicente Calderon strzelali Christian Vieri, Fernando Torres, Kun Aguero czy Diego Forlan. I żaden z nich nie dokonał tego, co stało się właśnie udziałem Kolumbijczyka. El Tigre znów jest wielki.



Sztuka dośrodkowań Ibaia Gomeza - osobiście nie jestem fanem rozwiązywania akcji w ten sposób i jako widz preferuje typowe dla hiszpańskiego futbolu, mniej lub bardziej dynamiczne przepychanie piłki  środkiem boiska, za pomocą niekonwencjonalnych i precyzyjnych zagrań. Jak się okazuje tamtejsi piłkarze, nawet tak prymitywne metody potrafią uczynić dziełem sztuki. Wspomnianego Baska już wcześniej chwaliłem za umiejętność precyzyjnych dośrodkowań i obok jego krajana - Benata oraz Victora Rodrigueza, uważałem za absolutnego specjalistę w tej dziedzinie. Prawdziwy koncert precyzyjnych wrzutek dał jednak w sobotę na San Mames. Dwie z nich spadły wprost na głowę Aritza Aduriza, który tak dograne piłki umieszczał w siatce (w jednym wypadku sędzia odgwizdał spalonego). Naprawdę warto prześledzić sposób w jaki dośrodkowuje ten młody zawodnik Los Leones - niespotykana dla tego typu zagrań maestria ruchów.



Minusy 

Muniz Fernandez - tego arbitra kojarzą niemal wszyscy, którzy interesują się piłką nożną. Jeśli nie z nazwiska to przynajmniej z wyglądu. Charakterystycznie ulizane i zaczesane do tyłu włosy - ktki opis tej osobliwej fryzury i już wiadomo o kogo chodzi. Inaczej uczesanego, od kiedy pamiętam, nigdy tego sędziego nie widziałem i śmiem twierdzić, że dokładnie tak samo wygląda, budząc się codziennie rano.

Do niedawna ten meczowy rozjemca wyróżniał się nie tylko uczesaniem, ale i całkiem uczciwym jak na hiszpańskie warunki sędziowaniem. Nieprzypadkowo jeszcze całkiem niedawno dane mu było sędziować spotkania między Realem i Barceloną i to w okresie, w którym konfrontacje tych dwóch ekip wzbudzały najwięcej emocji. Gdy jednak praca hiszpańskich arbitrów coraz bardziej schodzi na psy Muniz Fernandez staje się jednym z symboli upadku tej profesji. Doskonały wyraz dał temu w piątek, prowadząc mecz między Espanyolem, a Sevillą.

Kilka absurdalnych decyzji z jego strony, z których najbardziej komiczna jest ta z 38 minuty spotkania. Rzut wolny dla Sevilli. Do piłki podchodzi Reyes. Sędzia gwizdkiem daje znak do wykonania stałego fragmentu gry, po chwili jednak rusza w kierunku zawodników tłoczących się w polu karnym. Reyes wykonuje rzut wolny, sędzia gwiżdże i podbiega do pomocnika gości. Zawodnik Sevillistas otrzymuje źółtą kartkę, a jako że wcześniej już został napomniany w ten sposób - wylatuje z boiska. Co prawda, arbiter dał znak by wstrzymać się z zagraniem piłki, ale by dotarło to do egzekutora (na tyle by można go było ukarać za taką niesubordynację) przydałoby się użyć gwizdka.

Do tego dwa wątpliwe rzuty karne i 10 żółtych kartek. Bez wątpienia to wystarczy by nazwać go bohaterem meczu.



Szybsze święta dla Toulalana, Fabregasa i Gago - cała trójka nabawiła się w ten weekend kontuzji, które wykluczą ich z gry do końca roku. Toulalan i Gago to zresztą chyba najwięksi pechowcy tego sezonu, bo to nie pierwsza ich przerwa spowodowana urazem. Natomiast zawodnik Barcelony cieszył się jak dotychczas wyjątkowo dobrym zdrowiem, które pozwoliło mu zagrać we wszystkich rozegranych do tej pory spotkaniach i osiągnąć świetną formę, która przełożyła się na doskonałe statystyki - 5 goli i 10 asyst. To duża strata przed dwoma, trudnymi spotkaniami, jakie czekają Blaugrane w najbliższych tygodniach.

"11" kolejki

Mimo bardzo dobrych występów tym razem zabrakło miejsca dla Messiego, Manucho, Koke, Weligtona czy Zuculiniego.

*liczba wyborów do "11" kolejki

wtorek, 4 grudnia 2012

14. kolejka - To nie jest kraj dla trenerów z Argentyny?


Do niedawna Hiszpania wydawała się idealnym miejscem do pracy dla argentyńskich szkoleniowców. Pomijając stan teraźniejszy, mam jeszcze gdzieś w pamięci czasy sukcesów Hectora Raula Cupera, który wprowadził grę Mallorki i Valencii na poziom, o którym oba te zespoły mogą dziś jedynie pomarzyć. Kolejne próby osiągnięcia sukcesu z drużynami z Półwyspu Iberyjskiego skutecznie jednak nadszarpnęły niemal nieskazitelny wizerunek nestora argentyńskiej myśli szkoleniowej. 

Po fachowców z ojczyzny Maradony wciąż sięgano jednak chętnie, zwykle z pozytywnym skutkiem. W 2009 roku funkcje szkoleniowca Espanyolu objął były zawodnik tego klubu - Mauricio Pochettino . Mimo, że dla wielokrotnego reprezentanta kraju był to debiut na ławce trenerskiej, a drużyna pod jego wodzą nie osiągała spektakularnych sukcesów to jego praca była pozytywnie oceniana przez media i kolegów po fachu. Wielokrotnie pochlebne opinie o opiekunie Pericos wypowiadał Pep Guardiola, który w podobnym okresie rozpoczął pracę w drużynie lokalnego rywala. Gdy tenże Guardiola ustąpił z posady szkoleniowca Dumy Katalonii to właśnie Pochettino stał się trenerem z najdłuższym, nieprzerwanym stażem pracy w jednym klubie w lidze.

Przed ubiegłym sezonem w Bilbao zatrudniono Marcelo Bielse. Szkoleniowca, który wcześniej długie lata pracował jako selekcjoner - najpierw ojczystej reprezentacji, a potem Chile. Dla doświadczonego trenera praca w klubie nie była jednak pierwszyzną. W dotychczasowej karierze prowadził m. in...Espanyol. El Loco nowym podopiecznym w mig wybił z głowy siermiężną wizje gry, jaką zespół prezentował za Caparrosa, a ekipa jaką stworzył stanowiła absolutne odkrycie poprzedniego sezonu na europejskich oraz krajowych boiskach.

Pozytywnie doświadczeni przez te historie działacze Atletico nie wahali się by niespełniającego oczekiwań Gregorio Manzano zastąpić legendą klubu Diego Simeone. Efekt był piorunujący. Argentyńczyk nie tylko dźwignął drużynę w ligowej tabeli, będąc bliskim awansu do Ligi Mistrzów, ale przede wszystkim w spektakularnym stylu doprowadził Los Colchoneros do wygranej w Lidze Europy. Nowy sezon zaczął od wygrania Superpucharu i kapitalnej passy w rodzimych, która sprawiła, że przed Derbi Madrileño po raz pierwszy od dawna ciężko było wskazać faworyta.

Na połączenie argentyńskiej skuteczności i identyfikacji z zespołem zdecydowano się postawić także w Valencii, gdzie zatrudniono Mauricio Pellegrino. El Flaco miał nadać drużynie nową jakość po toksycznym związku z egzaltowanym, baskijskim szkoleniowcem Unaiu Emerym. Pomóc miała w tym przyzwoita kadra, wzmocniona w letnim okienku transferowym.

Ten wskazany powyżej, niemal idylliczny stan zastany mniej więcej na początku tegorocznych rozgrywek został ostatnimi czasy mocno zaburzony.

Naturalnie wciąż w najlepszym położeniu z całej czwórki jest Simeone. Jego drużyna dalej zajmuje drugie miejsce w tabeli. Co prawda po raz pierwszy od kilku kolejek ich strata do lidera z Barcelony jest większa niż przewaga nad lokalnym rywalem, ale nawet w obliczu wyjazdowego starcia z Blaugraną Rojiblancos mają szansę utrzymać się na 2. miejscu przynajmniej do zakończenia rundy jesiennej. Dużo bardziej dotkliwy od punktowych strat jest jednak fakt, że mimo wielu pozytywnych zmian jakich dokonał Cholo, jedna rzecz pozytywnej metamorfozie nie uległa. Jego zawodnicy wciąż nie wyzbyli się kompleksu Realu. 

W sobotę nie byli w stanie przełamać swojej niemocy z Królewskimi, którzy przed tym spotkaniem wydawali się być wyjątkowo łatwi do pokonania. Ba, moim zdaniem w sobotę, wyłączając bohatera spotkania - Ronaldo, nie zaprezentowali się nadzwyczajnie. Można oczywiście spekulować czy nie było w tym zasługi gości, którzy do większego wysiłku rywala nie zmusili. Atletico przegrało, bo Radamel Falcao nie był w stanie przełamać się na najważniejszy mecz wzorem lidera drużyny gospodarzy. Podopieczni Simeone polegli też dlatego, że kompletnie nie funkcjonowała formacja, której w ostatnich meczach, zapewniała im zwycięstwa nawet wtedy, gdy gra ogółu pozostawiała wiele do życzenia. Żaden z pomocników nie zagrał na choćby 50% swoich umiejętności. Wyjątkowo apatyczny był Arda Turan, który dodatkowo głupim zachowaniem pomógł Los Blancos otworzyć wynik, kompletnie obok spotkania przeszli Koke i Gabi, Mario Suarez długimi momentami sprawiał wrażenie zdekoncentrowanego. Ciekawy pomysł na poirytowanie rywala miał Diego Costa, ale zapomniał żeby pograć też przy okazji trochę w piłkę. W takiej sytuacji, Falcao - zawodnik , który wbrew wielu opiniom, pozostaje napastnikiem żyjącym głównie z pracy kolegów, na dłuższą metę, niezapewniającym regularności Messiego czy Ronaldo - nie był w stanie zdziałać niczego. Efekt - druzgocąca klęska. Paradoksalnie, wynik nie obrazuje w pełni bezradności ekipy Simeone.

Co do reszty Argentyńczyków: Pochettino jak wiadomo pracę stracił już kilka dni temu. Zastąpił go Meksykanin Javier Aguirre i już zdobył punkt w wyjazdowym meczu z Granadą, który jednak ciężko zapisać na jego konto, podobnie jak nie jest to zasługa samego Espanyolu. Pericos mieli co prawda w tym meczu swoje okazje i Tono Martinez kilkukrotnie musiał się nagimnastykować, ale to drużyna z Nuevos Los Carmenes była stroną przeważającą i powinna wygrać.

W ten weekend pracę stracił także Pellegrino. I to nie na chwilę przed północą kiedy twitter rozgorzał od informacji o decyzji Manuela Llorente, ale jeszcze w końcówce spotkania z Sociedad na Mestalla, kiedy kolejne gole dla przybyszy, miejscowi kibice powitali białymi chusteczkami oznaczającymi pożegnanie z El Flaco. Choć sam ex-trener nazywa decyzję pochopną, ciężko powiedzieć, że jest to ruch niespodziewany.To właśnie Mestalla pozostawała w tym sezonie ostoją, wyjątkowo chwiejnej drużyny, a w konsekwencji zabezpieczeniem samego Pellegrino. Gdy zdarzyło się, że i na własnym obiekcie Nietoperze zaprezentowali jakość wyjazdową, nie było zmiłuj. Zresztą w ostatnich w dwóch spotkaniach Los Ches zagrali nie tylko poniżej standardów instytucji jaką są, ale w ogóle poniżej standardów La Liga. Drużyna straciła w tych 180 minutach 9 bramek, a drugie tyle stracić mogła gdyby nie nieskuteczność rywali. Przy okazji z boiska wylecieli Rami i Jonas. Na pochwały zasługuje jedynie Diego Alves. 

Schedę po Pellegrino przejmie Ernesto Valverde. Trener niezły, ale w mojej opinii "za krótki" by wszystko w takim  zespole poukładać. Podobnie jak w wypadku Espanyolu to raczej rozwiązanie ad hoc, aniżeli próba uzdrowienia zespołu. Nie wiem na ile można wierzyć prasowym doniesieniom, ale jeżeli w grę wchodziło zatrudnienie Luisa Aragonesa to właśnie on powinien przejąć stery w VCF. Ktoś z osobowością i sukcesami. Podczas, gdy zespół jest rozbity, a piłkarze (Soldado, Albelda) sami obwiniają się za wyrzucenie szkoleniowca, półśrodki mogą nie zdać egzaminu. Czas jednak pokaże jak to będzie wyglądało.

Bielsa jak wiadomo z Bilbao już raz nieomal nie odszedł. Miało to miejsce w letniej przerwie, kiedy doszło między nim do nieporozumień w temacie ośrodka treningowego. Ostatecznie były selekcjoner Argentyny został w klubie, ale na dzień dzisiejszy ciężko stwierdzić czy to dobrze czy źle. Athletic stał się ofiarą sukcesu, którego nawet nie osiągnął, ale o tym jeszcze parę zdań kiedyś napiszę. W ten weekend Los Leones dostali na Camp Nou taka lekcję futbolu jak wcześniej na Bernabeu. Wydaje się, że misja El Loco w stolicy Kraju Basków dobiega końca.

*

Zamiast ogólnego podsumowania, tym razem ta nieco przydługa refleksja, wobec czego od razu przejdziemy do konkretów.

Plusy:

Najszybciej strzelają na Ramon Sanchez Pizjuan  - bardziej niecierpliwym kibicom polecam oglądanie spotkań Sevilli, które ta drużyna rozgrywa u siebie. Po tym jak przed dwoma tygodniami wynik derbowego starcia już w 12 sekundzie otworzył Reyes,a chwilę później poprawił Fazio, tym razem wystarczyła minuta z drobnym okładem by strzelanie rozpoczął rewelacyjny, niemiecki skrzydłowy Patrick Ebert. Gdy dodamy do tego spotkanie z Realem, w którym Trochowski trafił do siatki podobnie jak jego rodak z Valladolid w 2 minucie oraz pojedynek pucharowy z Espanyolem, w którym Fazio potrzebował na zdobycie gola 3 minut okaże się, że nie ma drugiego, takiego obiektu w Hiszpanii, który zapewniałby tak mocne uderzenie od samego początku. W poniedziałek jednak sytuacja była o tyle wyjątkowa, że to gracze Pucela zaskoczyli gospodarzy, a nie na odwrót. Para Oscar-Ebert odpowiedzialna za pierwsze trafienie, w odwrotnej konfiguracji wypracowała także drugiego gola. W ostatecznym rozrachunku oba te trafienia dały gościom nieco sensacyjną wygraną.



Real Sociedad i Getafe wreszcie na miarę swoich możliwości - obie te drużyny odniosły w tym tygodniu bardzo wartościowe zwycięstwa, które pozwolą im się najprawdopodobniej na dłużej zadomowić w górnej połówce tabeli. Choć oba zespoły faworytami wspomnianych konfrontacji nie były, to ich wygrana i dobre lokaty, bardziej wnikliwych obserwatorów specjalnie nie dziwią. Zarówno Txuri-Urdin jak i Azulones dysponują nieprzeciętnymi jak na warunki La Liga kadrami, stanowiącymi na pozór udaną mieszankę młodości i doświadczenia. Z efektywnością pracy obu tych kolektywów bywało jednak różnie. 

Na początku sezonu Getafe pokonało co prawda Real Madryt, ale w późniejszym okresie o podobne niespodzianki było trudno. Zadanie nie było prostsze również wtedy, gdy podmadrycki zespół podchodził do spotkania w roli faworyta. Zdarzało się podopiecznym Luisa Garcii Plazy takie pojedynki zaskakująco przegrywać, a nawet gdy zwyciężali duża w tym była zasługa arbitra. W ostatnich tygodniach sytuacja ta ulega zmianie. Getafe pnie się w górę tabeli. 3 następujące po sobie zwycięstwa wywindowały drużynę na 6. miejsce. Coliseum Alfonso Perez powoli staje się atutem gospodarzy, po tym jak w pierwszych tygodniach sezonu 2012/2013 zdobywanie punków na własnym obiekcie przychodziło tej ekipie z trudem. W drużynie wykształcają się prawdziwi liderzy. Jednym z nich jest chwalony przeze mnie przed tygodniem Pedro Leon. Hiszpański skrzydłowy nie spoczął na laurach i znów miał swój udział w niezwykle cennym zwycięstwie nad Malagą, notując asystę przy bramce Lopo.



Sociedad natomiast jak już wcześniej wspomniałem postawiło krzyżyk na Pellegrino. Dla baskijskiej drużyny bardziej istotna jest jednak ich własna sytuacja. Po niedawnym kryzysie nie ma już śladu. Drużyna w ostatnich 4 spotkaniach zdobyła, aż 10 punktów, co pozwoliło jej przeskoczyć na bezpieczną 9. lokatę z widokami na większy awans. Kluczowe okazało się moim zdaniem ponowne sięgnięcie po Rubena Pardo i Diego Ifrana. Ta dwójka w połączeniu z rewelacyjnie spisującym się tego dnia Velą i wracającym do formy po kontuzji Zurutuzą znów dała akcjom Realu rozmach, pamiętany chociażby ze starcia  z Vallecano. Zdobyta szybko przez Roberto Soldado bramka przez jakiś czas zakłamywała obraz spotkania, w którym od początku przeważali goście. Cudów w bramce dokonywał jednak Diego Alves.

Dalszemu waleniu głową w mur zapobiegł boczny obrońca Sociedad - De la Bella, dając przykład jak radzić sobie z brazylijskim portero. Skoro niemożliwym było go pokonać Katalończyk postanowił go minąć. Podobnie postąpili później jego koledzy. Mikel Gonzalez przedłużoną przez Xabiego Prieto wrzutkę skierował z najbliższej odległości do pustej bramki. W dalszej kolejności Alvesa ogrywali Diego Ifran i Imanol Agirretxe. Dzieła zniszczenia dopełnił bohater spotkania - Vela - pewnie egzekwując rzut karny.



Tak grające Getafe i Real Sociedad to kandydaci do gry w pucharach, w których prezentując futbol na takim poziomie - nie przynieśliby wstydu.

Jose Luis Mendilibar robi dobrą robotę - jeśli zwolnienie El Flaco było pochopną decyzją, to warto zauważyć, że w Pampelunie takich gwałtownych ruchów nikt się nie podejmuje. A skutek tej wstrzemięźliwości jest całkiem niezły i kto wie, czy ewentualna zmiana na stanowisku szkoleniowca, którą swego czasu sugerowano, przyniosłaby tak dobre efekty. Baskijski szkoleniowiec wyprowadził drużynę na prostą. 8 punktów zdobytych przez ostatni miesiąc sprawiło, że Osasuna po raz pierwszy wydostała się ze strefy spadkowej. O zwolnieniu szkoleniowca już się nie mówi. Bać się muszą Anquela czy Michel.

Minusy:
  
O minusach sporo było we "wstępie". Tutaj więc skromnie.

Słabe końcówki beniaminków - to mógł być kolejny udany weekend dla zespołów. Zabrakło kilku minut. Deportivo swoje spotkanie na El Riazor zaczęło słabo. W drugiej połowie stać ich jednak było na remontade z Rikim w roli głównej. Wysiłek snajpera Los Turcos został jednak zniweczony, gdyż w ostatnich minutach spotkania Joel Campbell dał 3 punkty gościom. Trzeba jednak przyznać, że szyki obronne nie miały w tej sytuacji zbyt wiele do powiedzenia. Niesygnalizowane i precyzyjne uderzenie Kostarykanina to jedna z ładniejszych bramek w tej kolejce.

Inaczej było na Balaidos. Tam wydawało się, że mimo jednobramkowego prowadzenia gracze Paco Herrery wszystko mają pod kontrolą. Levante grało równie pasywnie, co w spotkaniu z Sevillą, skupiając się na obronie i czyhając na błędy rywala. Długo obrona Celty takowych nie popełniała. Ale w końcówce dopuściła się aż dwóch. Najpierw w swoim stylu bezsensownego zagrania ręką dopuścił się tuż przed polem karnym Gustavo Cabral. Powstałą w ten sposób okazje Levante łatwo zaprzepaściło. Po kiepskim wykonaniu rzutu wolnego rozluźnili się jednak obrońcy gospodarzy, odpuszczając krycie. Granotes skorzystali z tego faktu i mimo kolejnego kiepskiego spotkania na wyjeździe podopiecznym Juana Ignacio Martineza udało się zdobyć 1 punkt.

"11" kolejki

Miałem nie lada problem, bo znów wyróżniła się większa liczba zawodników. Dlatego zabrakło miejsca dla Rubena Castro, Rikiego, De La Belli. Musiałbym stworzyć jakieś fantastyczne ustawienie by ich wszystkich pomieścić.

*liczba wyborów do "11" kolejki

wtorek, 27 listopada 2012

13. kolejka - Beniaminek też potrafi. Iniesta odpowiada liczbami. Chwała zwycięzców nie jest wieczna.


13. kolejka La Liga dla jednych okazała się być pechową, dla innych szczęśliwą. Wśród beneficjentów minionych zdarzeń na hiszpańskich boiskach trzeba wskazać przede wszystkim liderujący duet Barcelony i Atletico, który powiększył przewagę nad trzecim Realem. Celem Królewskich po ligowym falstarcie było kolekcjonowanie zwycięstw i czyhanie na wpadki pretendentów. Ci jednak z większą lub mniejszą łatwością odfajkowują kolejne stawiane przed nimi zadania, a to mistrzowie Hiszpanii popełniają błędy. Ponownie miejscem ich klęski okazała się Sewilla. Katem w tym wypadku był Benat Etxeberria.

Nie mniejszą traumę przeżyli sympatycy dwóch innych zasłużonych klubów - Valencii i Sevilli. Oba zespoły wróciły z wyjazdowych wojaży z bagażem 4 bramek każdy. Nie dość, że jedni jak i drudzy mieli trudne zadanie na papierze, nie dość, że obu ekipom walka o wyjazdowe punkty przychodzi z największym trudem, to jeszcze trafili na świetnie tego dnia dysponowanych rywali, pałających żądzą odbicia sobie ostatnich niepowodzeń (Malaga) lub poprawy gry i morale przed derbami (Atletico). Różnica polegała jedynie na tym, że Andaluzyjczycy wpierw torturowali rywala, marnując kolejne dogodne sytuacje, dawali się łudzić przybyszom z Mestalla, że jest nadzieja na korzystny dla nich rezultat. Różnice klas uwidoczniła dopiero brutalna w ich wykonaniu końcówka. Inne narzędzia dobrał Cholo Simeone. Jego Atletico z pasją rzuciło się na wybitnie bezbronnego przeciwnika. Pozbawieni swojego snajpera goście, oddali mecz bez walki (chyba, że walką nazwiemy bezmyślność Rakitica czy wyrzuconego z ławki Luny).

Kolejną porażkę zanotował Espanyol, co wobec nieco lepszych występów bezpośrednich rywali w walce o utrzymanie, sprawiło że znowu sięgnął dna. Oznacza to podobno kres Mauricio Pochettino w klubie z Cornella-El Prat. Gdy jednak spojrzy się na ewentualnych następców (Marcelino czy Aguirre) to można się jedynie zastanawiać czy nowe władze pragną lepszej gry i wyników, czy po prostu chcą mieć czyste sumienie. Ostatnim hamulcem, powstrzymującym zarząd od podziękowania za współpracę Argentyńczykowi, jest wedle podawanych informacji obowiązek zapłaty wysokiego odszkodowania na jego rzecz, gdyby się na taki ruch zdecydowali. Gdy względy ekonomiczne biorą w planach górę nad aspektami sportowymi, nie wróży to nic dobrego. Tak czy owak, wszystko wskazuje na to, że to ostatnie dni trenera z najdłuższym stażem wśród  opiekunów klubów z La Liga w roli szkoleniowca Pericos.

Innym godnym odnotowania zjawiskiem na dole tabeli jest wyjazdowe przełamanie Celty Vigo, zwłaszcza że dokonali tego na stadionie regularnego na własnym obiekcie Realu Saragossa. Paco Herrera wbrew swoim ostatnim przyzwyczajeniom dał pokazać się w niemal pełnym wymiarze czasowym tradycyjnie najaktywniejszemu w jego drużynie Iago Aspasowi, a ten rzutem na taśmę zapewnił galicyjskiemu teamowi 3 punkty. Drużyna Jimeneza potwierdziła w ten sposób swój bezkompromisowy charakter -  Los Blanquilos biorą pełną pulę lub zostają z niczym, nigdy inaczej.

Plusy (tym razem mocno zindywidualizowane)

Andres Iniesta - show totalne w wykonaniu zawodnika z Fuentealbilla na Ciutat de Valencia. Jeśli ktoś jakimś dziwnym trafem zdecydował się w ten wieczór na oglądanie hitu ligi włoskiej (Milan-Juventus) to po prostu przegrał życie. Wychowanek Barcelony swoimi popisami definiował to co w piłce nożnej najlepsze, pokazał że mimo nieporywających statystyk, nie przez przypadek rok w rok jest jednym z kandydatów do wygrania Złotej Piłki. Ba, udowodnił, że przyznanie mu tej nagrody w tym roku nie byłoby w żadnym wypadku sprzeniewierzeniem idei tego plebiscytu. To drugi raz w ciągu tygodnia kiedy Blada Twarz czaruje kibiców w Europie. We wtorek dostaliśmy jedynie pewien smaczek, uwerturę, zapowiedź czegoś większego, kiedy numer 8 Barcelony w sobie tylko znany sposób na pełnym spokoju poradził sobie w rogu boiska z czwórką rywali.


Dużo osób się zachwyci, reszta powie, że bardzo to wszystko ładne, ale pożytek z takich popisów żaden. Najlepszy zawodnik EURO 2012 wziął to pod uwagę i postanowił zaspokoić także i to drugie grono. Co prawda pierwszą połowę nieco przespał, podobnie jak jego koledzy, ale w drugiej natychmiast wziął się do pracy. Jednym mierzonym, odpowiednio silnym, prostopadłym podaniem sforsował obronę Levante i nie pozostawił wyjścia Messiemu. Argentyńczyk takie podanie zamienić na gola po prostu musiał. Chwilę później Iniesta zrobił to, co z taką częstotliwością udaje się tylko jemu. Stworzył sytuacje z niczego, angażując się w pozornie beznadziejną walkę na linii końcowej. Zamiast wywędrować poza boisko, zwiódł Christiana Lella odgrywając precyzyjnie do Messiego i duet ten ponownie mógł się cieszyć z gola. Minęło kolejnych kilka minut, Andres odebrał piłkę od Pedro, podprowadził ją w stronę pola karnego i huknął nie do obrony pod poprzeczkę. Na deser dwójkowa akcja z Fabregasem i jeszcze jedna "patelnia" od odkrytego przez Albacete zawodnika, którą Cesc ze spokojem zamienił na gola. Występ kompletny.

Godne odnotowania jest także tzw.Onze de La Masia czyli fakt, że po pojawieniu się w 15 minucie na boisku Montoyi, Barcelona grała 11-wychowanków. Ci bardziej dociekliwi stwierdzą, że to wychowankowie różnej maści - część z odzysku (Alba, Pique, Fabregas), część późno trafiła do szkółki (Puyol, Pedro). Tak czy owak każdy z zawodników spędził przynajmniej 3 lata w drużynach młodzieżowych zespołu i takie osiągnięcie musi budzić uznanie.



Pedro Leon - to nie pierwszy raz kiedy doceniam pracę skrzydłowego Getafe. W ostatnich tygodniach zawodnik ten gra niezwykle regularnie i kilkukrotnie otarł się w moich podsumowaniach o "11" kolejki, jednak jego kandydaturę z żalem odrzucałem. Wspominałem też o nim na samym początku rozgrywek, gdy w meczu z Deportivo stworzył sprawnie funkcjonujący tercet z Colungą i Barradą. Próbę czasu z całego trio przetrwał tylko on. Barrada obniżył loty, a Colunga po transferach Alvaro Vazqueza i Paco Alcacera rzadko kiedy ma okazję grać.

Pedro jest za to pewniakiem w talii Luisa Garcii Plazy. Nic dziwnego, jego gra przynosi wymierne korzyści. Jest to jeden z lepiej egzekwujących stałe fragmenty gry zawodników w La Liga, a gdy spojrzymy na to jak regularnie jego wrzutki tworzą zagrożenie lub przynoszą gole, okaże się że bije w tej materii na głowę Victora Rodrigueza, Benata czy Ibaia Gomeza. Gdy dołożymy do tego niezłą technikę, sporą fantazję i wielką szybkość otrzymamy gracza ponadprzeciętnego. Jeśli mielibyśmy wskazać na mankamenty bez wahania zauważyć trzeba kiepską skuteczność. Zimnej krwi nie zabrakło mu jednak wczesnym, niedzielnym popołudniem na Cornella-El Prat. Otrzymawszy podanie ze strefy obronnej przebiegł całe boisko, w polu karnym oszukał Forlina i strzałem po ziemi posłał piłkę do bramki. Świetna bramka, która pomogła dominującym od pierwszych minut przyjezdnym z Getafe ustawić to spotkanie. Pedro jeszcze przed przerwą mógł dołożyć drugie trafienie, ale dobijając strzał Lafity trafił prosto w Cristiana Alvareza. Niekorzystny wynik zmusił gospodarzy do ataków, jednak niezłe okazje marnowali seryjnie Longo, Albin czy Verdu. Ostateczny cios, coraz bardziej ryzykującym gospodarzom, zadał Mane po inteligentnym zagraniu Diego Castro. Ojcem zwycięstwa był jednak wcześniej chwalony, skrzydłowy Azulones i tym razem wystarczyło to do wyróżnienia w "11" tej serii gier.



Zagraj to jeszcze raz, Leo Baptistao - w typowym meczu walki jak można określić pojedynek Mallorki z Rayo, w którym wygrać mogli zarówno jedni jak i drudzy, to właśnie młody Brazylijczyk okazał się być po raz kolejny języczkiem u wagi. Najpierw zdobył bramkę głową, której jednak sędzia słusznie nie uznał. Wychowanek Rayo faktem tym się jednak specjalnie nie zraził i w końcowych minutach dał prawdziwy popis. Najpierw urwał się obrońcom po lewej stronie boiska, zbiegł do środka i huknął po ziemi z 30 metrów wzorem swojego słynnego rodaka Roberto Carlosa. Nie było co zbierać.

Drużyna z Balearów jeszcze nie zdążyła się otrząsnąć po pierwszym ciosie, a Rayo zadało kolejny, tym razem ostateczny. Dla odmiany Leo do przeprowadzenia akcji wybrał prawą flankę, gdzie bezczelnie ograł Andersona Conceicao i wyłożył piłkę Delibasicowi, a Czarnogórzec bez problemu umieścił ją w pustej bramce. Wynalazek Paco Jemeza wciąż nie przestaje zachwycać i udowadnia, że nie bez powodu zyskał miano wschodzącej gwiazdy La Liga. Statystyki nie kłamią. W punktacji kanadyjskiej ten chłopak ustępuje tylko takim tuzom jak Messi, Ronaldo, Falcao i Fabregas.



A Caparros dalej w opałach i choć klub zapewnia, że trener jest bezpieczny, to wydaje się, że szkoleniowiec drużyny z Iberostar zupełnie nie ma pomysłu na to jak wygrywać, dysponując takim, a nie innym kapitałem ludzkim. Cała jego nadzieja w rychłym powrocie Javiego Marqueza i Nunesa.

Dobry weekend dla beniaminków - cała trójka bez wyjątku zanotowała korzystne rezultaty. Począwszy (choć chronologicznie nie do końca się to zgadza) od wspomnianego triumfu Celty Vigo na La Romareda, przez planową wygraną Realu Valladolid z Granadą, aż po niezwykle cenny remis Los Turcos na San Mames.

O meczu Celty już co nieco napisałem. Tutaj wspomnę jeszcze o dobrym przygotowaniu kondycyjnym drużyny z Balaidos. Podczas gdy przez większość spotkania przeważała Saragossa, a swoje szanse mieli Edu Oriol czy Victor Rodriguez, Celestes najlepsze zostawili na koniec. Dwukrotnie pokazywał się Aspas. Za pierwszym razem jego chytry strzał "z krótkiej nogi" sparował Roberto, ale w 88 minucie był już bez szans. Na pochwały jeszcze raz zasłużyła para bocznych obrońców. Śmiem zaryzykować stwierdzenie, że na tych pozycjach Paco Herrera posiada jednych z lepszych specjalistów w całej La Liga, a warto podkreślić, że zarówno Mallo jak i Lago to wychowankowie z krwi i kości, trenowani w klubie z Galicji od dzieciaka. Obaj mają jeszcze sporo przed sobą, szczególnie prawy defensor, któremu wróży się wielką przyszłość. Jak na razie Hugo konsekwentnie wspina się po kolejnych szczeblach juniorskich drużyn narodowych, a Roberto od czasu do czasu posyła piłki takie jak to kluczowe podanie do Aspasa. I to jest właśnie siła Vigo.

Pucela wygraną zawdzięczają po raz kolejny współpracy niezawodnego duetu Oscar-Manucho. Ta dwójka, Ebert, Rukavina, a ostatnimi czasy także Omar i bramkarz - Hernandez (który wygrał rywalizację z Jaime) to wiodące postaci drużyny Djukicia, którzy ciągną fioletowy kolektyw do przodu. Tym razem ta dwójka sfinalizowała rewelacyjną zespołową akcję całej drużyny. Bez wątpienia ozdoba kolejki. Szkoda Granady, która po raz kolejny minimalnie przegrywa spotkanie, w którym wcale nie jest gorsza od rywala.

Deportivo w przeciwieństwie do dwóch wyżej wymienionych drużyn nie zgarnęło całej puli, ale wywieziony z Kraju Basków punkt był o tyle ważny, że pomógł im wydostać się ze strefy spadkowej. Znów swój udział w wygranej miał stary, poczciwy Valeron, który asystował przy bramce Aguillara. Tym razem zagranie byłego reprezentanta Hiszpanii nie był może szczytem maestrii, ale było skuteczne. Udało się zaskoczyć Iraizoza i podreperować dorobek punktowy.

Ofiary derbowego pogromu mają się świetnie - kto jeszcze tydzień temu, po druzgocącej porażce w derbach mógł przypuszczać, że już kilka dni później Verdiblancos będą dla swoich kibiców ponownie bohaterami. A fani to wymagający, co dobitnie pokazali w okresie poprzedzającym spotkanie z Realem, kiedy to przed przejawami ich niezadowolenia, trenujących piłkarzy chronić musiała policja. Nie są to jednak tacy niewdzięcznicy jakby się mogło wydawać i w sobotni wieczór tłumnie stawili się na Estadio Benito Villamarin, licząc na cud.

I cud się zdarzył. Na boisko wyszedł mistrz, ale tego wieczoru był to mistrz bez argumentów. Królewscy atakowali, ba przy odrobinie szczęścia (i lepszej pracy sędziego) korzystając z zaledwie procenta swych możliwości mogli to spotkanie wygrać. Tym razem (w przeciwieństwie do ubiegłorocznej potyczki) los sprzyjał gospodarzom.

Zwycięstwo to jednak nie tylko dar z niebios, ale i multum pracy jaką wykonali zwycięzcy. Po katastrofalnych błędach na Ramon Sanchez Pizjuan, niezwykle odpowiedzialnie między słupkami zagrał Adrian. Eksperymentalny jak na ten sezon duet środkowych obrońców Amaya-Dorado wystrzegł się poważnych błędów. Ruben Castro choć gola nie strzelił, kilkukrotnie był tego bliski, a jego ciągły ruch w pobliżu pola karnego rywala odbierał pewność poczynaniom defensywnym Królewskich.

Prawdziwym atutem był jednak środek pola, a tam dwóch reżyserów gry: Benat i Salva Sevilla. Obaj w miarę możliwości i posiadania piłki przez Betis uczestniczyli czynnie w rozgrywaniu. Benat dołożył piękną i niezwykle ważna bramkę (nie pierwszy jego gol w karierze, który można tak określić). Salva był bliski asysty. To właśnie jego obecność w składzie od początku zrobiła w mojej opinii różnicę w jakości gry Betisu. Odpowiednicy tych zawodników u Los Blancos byli cieniem samych siebie. Brakowało im błysku, większość ich prób zagrania do Ronaldo czy Benzemy przecinana była przez obrońców. Jedyne zagranie Di Marii, które mogło się podobać to...asysta do Benata z 17 minuty. Przed tygodniem pisałem niemal o sielance na Santiago Bernabeu, a tymczasem Real znów w opałach. A za tydzień derby, które albo ich dobiją, albo dadzą nadzieję.




Minusy 

A bohaterowie derbowego pogromu wprost przeciwnie - co tu dużo mówić. Dla występu Sevilli na Vicente Calderon najlepszym komentarzem byłoby milczenie. Fazio, który przed tygodniem rozegrał mecz życia, w niedzielę po kilku minutach wyleciał z boiska, przy okazji prezentując rzut karny rywalowi. Być może wiedział co robi, gdyż jego partner z defensywy Spahic, chwilę później oszczędzony przez sędziego został na placu gry tylko po to by popełniać błąd za błędem, z których największym było skierowanie piłki do własnej bramki po zagraniu Ardy Turana. A z tak elektrycznie grającym stoperem gospodarze obchodzili się bezwzględnie, czemu wyraz dał Diego Costa, poniżając Bośniaka efektownym lobem, chwilę przed tym jak zaliczył asystę przy golu Koke. U podopiecznych Michela po raz kolejny można było zaobserwować eskalację frustracji. Czerwoną kartkę za szybkie dwie żółte złapał drugi bohater sprzed tygodnia Rakitic. Ten sam kartonik obejrzał siedzący na ławce Luna. Gościom ewidentnie brakowało wyobraźni. Przegrywanie w takim stylu to bolesna sprawa, ale osłabianie drużyny przed kolejnym meczem to totalny bezsens. Zwłaszcza mając na uwadze to, że wciąż niedostępny jest Negredo.

Fakt, iż niecodzienne zjawiska mają rację bytu tylko w pojedynkach derbowych empirycznie potwierdził także Jose Antonio Reyes. Godzina bezbarwnej gry i szybka zmiana. Z tych herosów nie zostało nic.




Koszmarny wyjazd na "złote piaski" Costa del Sol dla Valencii - niech podsumowaniem tego spotkania będzie moja rozterka - czy po spotkaniu bardziej zrozpaczona dotkliwą porażką była Valencia czy Saviola, który zaprzepaścił szansę na strzelenie 5 bramek w jednym spotkaniu. Nawet wśród sympatyków Nietoperzy można usłyszeć po tym spotkaniu opinie, że 0:4 to doskonały rezultat w obliczu tego co działo się na boisku.

Sam wspomniany El Conejo miał oprócz tej wykorzystanej sytuacji jeszcze przynajmniej 4 inne, w których albo minimalnie się mylił, albo kiksował albo na jego drodze stawał akurat Diego Alves. Gospodarze nad swoimi adwersarzami górowali nie tylko umiejętnościami, ale przede wszystkim świeżością. A to zasługa Pellegriniego, który mimo, że miał jeszcze o co w LM walczyć (zagwarantowanie 1. miejsca w grupie) dał odpocząć kluczowym zawodnikom z Isco, Joaquinem i Saviolą na czele.

Jeszcze raz swoje 3 grosze dołożyli wychowankowie: Jesus Gamez i Portillo Soler. Obaj zanotowali po asyście, a ten drugi otworzył w 8 minucie wynik spotkania. Chilijski trener Los Boquerones doskonale wie jak zbudowany z nowych zawodników skład uzupełniać zaciągiem graczy, którzy przebijali się do kadry z drugiej drużyny. Tylko czekać jak pod jego skrzydłami rozwinie się kolejny talent - Juanmi.

Lepsza gra andaluzyjskiej ekipy zbiegła się z zawitaniem do miasta Moayada Shatata, przedstawiciela szejka Al-Thaniego, który obwieścił, że fundusze na pokrycie zaległości względem piłkarzy i pracowników klubu wkrótce będą dostępne. Oby tak było. Przypadkowa prawidłowość?

Natomiast Valencia dalej w rozsypce. Tym razem jednak winy za swe niepowodzenia nie mogą zwalić na sędziego. Po prostu byli przynajmniej o klasę gorsi. Jest źle...ale zaraz, zaraz - ze Spartaka zwolniony został właśnie Emery? Jego powtórne przybycie na Mestalla do niedawna wydawało się totalną abstrakcją. To wciąż tylko fantazjowanie, ale choćby na twitterze szybko połączono niepowodzenia Los Ches z wyrzuceniem baskijskiego szkoleniowca. 

O "złotych piaskach" w tytule wspomniałem z przekąsem i nieprzypadkowo. Stan murawy na La Rosaleda pozostawiał wiele do życzenia.Miejscami wypalona (prawdopodobnie na skutek złej pielęgnacji) trawa była podsypywana piaskiem. Nie wyglądało to zbyt profesjonalnie.



Na koniec "11" kolejki. Tym razem blisko wyróżnienia byli Aspas, Valdes, Javi Varas Jesus Gamez, Ayama, Diego Costa, Salva Sevilla czy Isco. Znając życie ktoś z tej grupy wywalczy sobie miejsce w "11" za tydzień lub dwa.

*liczba wyborów do "11" kolejki

środa, 21 listopada 2012

12. kolejka - Kurioza różne

uk.eurosport.yahoo.com
Miniony weekend na hiszpańskich boiskach obfitował w zdarzenia rzadko spotykane w piłkarskiej praktyce. Ciąg osobliwych zjawisk zapoczątkowało spotkanie na Mestalla, gdzie los przez osobę twórczego arbitra zwrócił w ostatnich minutach gospodarzom to, co zabrał im przed tygodniem. Dużo ciekawszy i bardziej przewrotny przebieg miało jednak niedzielne spotkanie, które równo w południe wystartowało na El Riazor. Na dokładkę dostaliśmy derby Sewilli, w których strzelanie rozpoczęło się w...12 sekundzie. Ostatnim akordem tej przedziwnej passy była pewna wygrana Realu Sociedad nad Rayo Vallecano. W tym akurat nic dziwnego by nie było gdyby nie fakt, że to trzecie z rzędu spotkanie między tymi drużynami zakończone rezultatem 4:0 dla gospodarzy. Szczególna prawidłowość.

Ten miejscami wyjątkowo kuriozalny przebieg 12. kolejki nie przyniósł jednak zbyt wielu niespodzianek. Sensacje i anomalie zgodnie omijały największych faworytów. Zwycięstwa odniosła wielka trójka (bo tak trzeba chyba nazwać, przynajmniej na potrzeby chwili ten układ). W tym zestawie najbardziej namęczyło się dla odmiany Atletico. Poniekąd niespodziewanym wynikiem jest wyjazdowy remis Malagi z zamykającą tabelę Osasuną. W grze drużyny Pellegrino odnotować możemy jednak wyraźny spadek formy i rezultat z Reyno de Navarra wpisuje się w ten niekorzystny dla Andaluzyjczyków ciąg. 

Solidarnie punkty traciły zespoły zamykające tabelę. Szansy na oderwanie się od maruderów nie zdołały wykorzystać jednak Mallorca i Celta. W tym jakże ważnym z punktu widzenia układu dolnej części tabeli spotkaniu, obie ekipy podzieliły się punktami. Takim sposobem powoli zarysowuje nam się w ogólnym zestawieniu grupa, która powalczy o utrzymanie, choć drobnych przetasowań tradycyjnie nie można w pełni wykluczyć.

Udziwnienia jakich byliśmy świadkami nie wpłynęły jednak znacząco na doznania estetyczne. Świetnie oglądało się rozsądnie kontrującą drużynę z San Sebastian. Wybornie błędy rywala punktowała również Sevilla. Bardzo otwarte spotkanie zobaczyliśmy na Coliseum Alfonso Perez, gdzie przeważające przez większość spotkania Valladolid ostateczne musiało uznać wyższość Getafe po tym jak w Leo Messiego przemienił się Angel Lafita. Doskonałą formą błysnął madrycki Real.

Plusy

Ruben Pardo, Carlos Vela i Diego Ifran - trójka bohaterów z przypadku - w normalnych warunkach (tj. biorąc poprawkę na przyzwyczajenia trenera Montaniera) cała trójka prawdopodobnie zasiadłaby w starciu z Rayo na ławce. Większym uznaniem do niedawna w oczach francuskiego szkoleniowca zwykł się cieszyć Meksykanin, ale na Anoeta w wyjściowym składzie wybiegał zwykle Agirretxe. Całej trójce sprzyjał fakt, że po kontuzjach wracali dopiero Griezmann, Zurutuza czy Bergara, a dodatkowo opiekun Txuri-urdin nie zdecydował się wyjątkowo na wystawienie wspomnianego wcześniej baskijskiego snajpera, którego aktualna dyspozycja pozostawia wiele do życzenia. Przede wszystkim jednak na występ z Rayo zawodnicy zasłużyli pracą jaką wykonali na La Rosaleda. Były szkoleniowiec Valenciennes okazał wdzięczność i nie zawahał się postawić na ten sam skład mimo, że mógł skorzystać z rekonwalescentów.

Na pewno nie żałuje tej decyzji. Jeśli w pojedynku z Malagą sprzyjało im szczęście, absencje w drużynie rywala i jego zmęczenie, to w poniedziałek nie było żadnych wątpliwości. Sociedad, za sprawą tych właśnie zawodników z wielką wprawą nacierał na bramkę strzeżoną przez Cobeno. Momentami przystawał, zbierając siły, by już za chwilę przeprowadzać szturm w pole karne Vallecanos, którego nie powstydziłyby się ligowe potęgi. Szczególnie urzekł mnie młody Ruben Pardo. Młody Hiszpan nazywany jest nowym Xabim Alonso i porównania te wcale nie muszą być przesadzone. Przeciwnie, jeśli ten chłopak będzie szedł dalej w tym kierunku, może wyrosnąć z niego zawodnik jeszcze większego formatu, bo Pardo oprócz rzadkiej umiejętności dyktowania tempa gry drużyny i pracy w destrukcji, ma wyraźne inklinacje do gry ofensywnej. Przeciwko madryckiej drużynie objawiły się one w postaci dwóch przedniej urody asyst. Na uwagę zasługuje jego współpraca z Asierem Illarramendim. Ostatnie dwa mecze mogą skłonić Montaniera do częstszego stawiania na ten duet, a powierzenie tak odpowiedzialnych ról w zespole dwóm młodym zawodnikom wcale nie musi być ryzykiem, jeśli mowa o takich talentach.

Nie gorzej wypadli jego starsi koledzy. Vela po niemrawym początku sezonu zaczął strzelać jak na zawołanie. Dodatkowo miał spory udział przy trzecim trafieniu. Ifran do asysty sprzed tygodnia, dołożył dwa kolejne podania, które partnerzy zamieniali na gole.

Efekt gry całej trójki jest taki, że Sociedad potrzebowało ledwie 2 spotkań by ze strefy spadkowej awansować na 9 lokatę. Następna kolejka zaczyna się tam, gdzie zakończyła się poprzednia - na Anoeta. Baskijski zespół czekają derby z Osasuną. Po ostatnich dokonaniach będą zdecydowanymi faworytami tej konfrontacji, a ewentualna wygrana może ich przesunąć nawet w okolice miejsc gwarantujących grę w europejskich pucharach.




Atletico staje się drużyną klasową, czyli doskonałe wyczucie Simeone - kibice Los Colchoneros mogliby obrazić się za formę niedokonaną w tytule, ale przez klasowość rozumiem tutaj pełną zdolność do walki o najwyższe cele. A to Atletico zdaje się zyskiwać i wielka w tym zasługa ich trenera. Nie będzie żadną kontrowersją, jeśli napiszę, że Granada była w tym spotkaniu drużyną lepszą i zasłużyła na 3 punkty. Koniec, końców jednak nie zainkasowała nawet 1 pkt. Po części jest to zasługa ich indolencji strzeleckiej, po części szczęścia gości i pracy w defensywie wykonywanej przez Mirande, Godina czy Gabiego. Ciężko jednak takiej wygranej nie docenić, bo tytuły zdobywa się w Hiszpanii punktując pewnie drużyny o mniejszym potencjale. A nawet to dla drużyn pokroju Valencii, Atletico czy Sevilli było ostatnio nie lada wyzwaniem, co stało się główną przyczyną uwidaczniających się w czołówce dysproporcji. Rojiblancos robią w tej materii postęp i przekłada się to na ich dorobek.

Tej wygranej nie byłoby, gdyby nie niezawodny instynkt Cholo Simeone. Decyzje Argentyńczyka zaimponowały mi. Nie dlatego, że zdecydował się na wprowadzenie po przerwie Diego Costy i Koke, bo sam ich rychłe pojawienie się na boisku po 45 minutach wyprorokowałem. Podobać się mogło to, że szkoleniowiec Atletico nie bał się przyznać do błędu. Interesowały go 3 punkty, a nie zgodność jego przekonań z rzeczywistością. I to właśnie wprowadzeni zawodnicy skonstruowali akcję, po której Arda Turan wpakował piłkę do siatki.

Simeone to konkretny facet, taki co wykłada kawę na ławę, by nie tłumaczyć się potem, że drużyna była w istocie lepsza, ale zabrakło tego czy owego. Chce wygrać i robi wszystko by to osiągnąć. Natomiast cała drużyna pokazuje, że wbrew temu co niektórzy sądzą, ich potencjał nie sprowadza się do nieprzeciętnych umiejętności Radamela Falcao, bo gdy El Tigre przestaje strzelać bramki i nie daje drużynie tego co zwykle, nie brak w kadrze zawodników, którzy są w stanie stołecznej drużynie wygrać mecz. Nie wiem jak ułoży się ten sezon, ale takie symptomy, jakie obserwujemy w tym przypadku, pozwalają wierzyć, że z takim podejściem i z takim trenerem Los Colchoneros mogą zajść naprawdę daleko.



Niesforne dziecko Sevilli odradza się w najlepszym możliwym momencie - o tym, że Jose Antonio Reyes potrafi grać w piłkę, jeśli tylko zechce wiedzą nie tylko na Półwyspie Iberyjskim. Równie szerokie gremium ma jednak jednocześnie świadomość, jak ciężko go zmusić do takiej gry lub przynajmniej do tego by tylko na futbolu był skupiony. Gdy zobaczyłem wyjściowe składy na Derby Sewilli w pierwszej kolejności nieco się zdziwiłem (przedmeczowe prognozy typowały do gry Perottiego), a później skrytykowałem pomysł z wystawieniem byłego zawodnika Arsenalu czy Realu od góry do dołu. Oczywiście głupi byłem. Oparłem się bowiem na skrajnie realistycznych przesłankach i niuansach takich jak forma w ostatnich spotkaniach. Okoliczności takie jak szczególna motywacja, jaka wiąże się z tym spotkaniem i fakt, że derby rządzą się swoimi prawami ignorowałem. I to był błąd. Reyes potrzebował ledwie 12 sekund i fatalnego błędu Adriana by mnie z tego błędu wyprowadzić. Potem jeszcze jedna bramka i asysta. Zamknął usta wszystkim krytykom, a mi było głupio.

Oczywiście Hiszpan nie wygrał meczu sam. Świetnie grą dyrygował Rakitic, mecz życia rozgrywał Fazio, na skrzydle szalał Navas, a po kilku słabszych meczach także i Cicinho. Tytaniczną pracę wykonał znowu Negredo i mimo, że w kilku niezłych okazjach bramki nie zdobył, to zasłużył na wysoką notę.

Szczerze mówiąc, nie zdziwię się, jeśli błysk Reyesa na tym  się skończy. Przeciwnie, to doskonale wpisze się w życiorys skrzydłowego z Sewilli, który zaczynał przygodę z tym zespołem dwie dekady temu. Jest w tym coś irytującego, ale i pięknego.



Saragossa gra na Camp Nou jak Saragossa - nie tylko wynik, ale i przebieg spotkania na Camp Nou wytypowałem doskonale. Śmiem twierdzić, że duża w tym zasługa gości. Drużyna Jimeneza i praca jaką wykonał ten szkoleniowiec w stolicy Aragonii już jakiś czas temu zyskały mój szacunek. Jego Real wygrywa, kiedy ma wygrać. Kiedy przegrywa, nigdy nie oddaje meczu bez walki. Tak było z Realem (choć wynik może mylić) i tak było w sobotę przeciwko Barcelonie. Saragossa wykorzystała atuty jakie miała, strzelając bramkę po stałym fragmencie. Ich niedoskonałości w defensywie, silniejszy rywal wypunktował bez problemu. Ale Los Blanquillos schodzili z murawy z podniesioną głową, bo pokazali tego wieczora kawałek dobrej piłki, momentami zawstydzając Blaugranę, bezczelnie wymieniając długimi momentami podania wzorem swego adwersarza, co nie ubiegło uwadze trybun.




Wspaniałe powroty w Madrycie - problemy z zestawieniem jedenastki Mourinho ma już za sobą, a wracający piłkarze swoją nieobecność wynagradzają z miejsca doskonałą grą. Wyborną formę zaprezentował Benzema. W zasadzie można stwierdzić, że Portugalczyk odzyskał piłkarza dla Los Blancos. Do meczu z Bilbao Francuz miewał jedynie przebłyski dobrej formy, a na uwagę zasługiwały pojedyncze zagrania jak choćby bramka z City. W niczym nie przypominał jednak snajpera, który wspólnie z Higuainem dzielnie wtórował Cristiano Ronaldo w wyniszczaniu poszczególnych przeciwników. W sobotni wieczór były zawodnik Lyonu zagrał koncertowe spotkanie strzelając piękną bramkę, asystując i prowokując Jona Aurtenetxe do przelobowania Iraizoza. Na pochwały zasłużył także Khedira, który jak wiadomo do goleadorów nie należy, ale swój powrót także okrasił trafieniem. Zawodnicy wracają, Real seryjnie wygrywa i wszystko byłoby pięknie gdyby nie te 8 punktów straty do Barcelony i 5 do Atletico. Najwięksi rywale również nie zwalniają.




Minusy

Mecz Valencia-Espanyol - mimo iż wynik na to nie wskazuje, nie było to widowisko godne polecenia. Gospodarze, choć odnieśli zwycięstwo i kontynuują dobrą passę na własnym obiekcie, będą chcieli o tym starciu jak najszybciej zapomnieć. Nie dziwią wobec tego ostre słowa Pellegrino, który stwierdził, że zespół nie zasłużył na wygraną. Na Mestalla zobaczylismy 3 bramki, ale żadna z nich nie była efektem przemyślanej i wykończonej z zimną krwią akcji.

Przy pierwszym golu dla Valencii mieliśmy mały pinball. Trzeba jednak pochwalić Viere za przytomność i precyzyjne uderzenie. W odpowiedzi trafił inny młodzian - Samuele Longo. Tutaj było na odwrót. Verdu z Sergio Garcią przeprowadzili lewym skrzydłem składną akcję. Piłka została skierowana do Longo, a ten bardzo nieczysto uderzył futbolówkę w kierunku bramki Diego Alvesa. O dziwo ten kiks przyniósł gola. Długo wydawało się, że bramka ta da gościom cenny punkt, ale wtedy do akcji wkroczył Carlos del Cerro Grande. Dopatrzył się zagrania ręką w polu karnym przez Hectora Moreno i podyktował jedenastkę, a za protesty z boiska usunął rzekomego sprawcę zamieszania oraz Sergio Garcie. Karny został podyktowany niesłusznie, a co za tym idzie Espanyol powinien kończyć mecz w komplecie. Inna sprawa, że zawodnicy Espanyolu byli tego dnia wyjątkowo nabuzowani. Wcześniej nienaturalnie zachowywał się także bramkarz Pericos Cristian Alvarez.

Isco musi odpocząć - na słabsze wyniki Malagi wpływ ma kilka symultanicznie występujących czynników. Bez wątpienia jednym z nich jest obniżenie lotów przez młodego Hiszpana. Pozycja na jakiej występuje wychowanek Valencii oraz umiejętności jakimi dysponuje sprawiają, że jego gra jest niezwykle inspirującym bodźcem dla reszty zespołów. Dopóki ofensywny pomocnik był na fali Malaga radziła sobie świetnie, zadziwiając nie tylko Hiszpanię, ale i całą Europę. Gdy jednak przyszedł kryzys formy, skończyła się i magia andaluzyjskiej drużyny. Przyczyną takiego stanu rzeczy jest przemęczenie zawodnika, o którego już teraz pyta pół futbolowej Europy. W przeciwieństwie do reszty Alcoron nie ma jak dotychczas na swej pozycji wartościowego zmiennika. Kiedy Joaquin, Saviola, Portillo odpoczywali po starciu z Milanem, Isco był w pierwszym składzie na mecz na Cornella-El Prat. Taka gra bez wytchnienia musiała się odbić na jakości prezentowanej przez reprezentanta młodzieżówki.

Cała nadzieja w powrocie do zdrowia Julio Baptisty. Brazylijczyk da Pellegriniemu alternatywę w linii ataku, ale z powodzeniem będzie mógł zagrać także w zastępstwie Isco. "Bestia" pozostawała jednak bez gry od roku i ciężko ocenić jego obecną dyspozycję. O tym czy Malaga rozwiąże ten problem przekonamy się niebawem. Teraz przed Isco mecz szczególny, w którym zagra przeciwko klubowi, który go piłkarsko ukształtował. Doskonała okazja, żeby zapomnieć o zmęczeniu

W momencie publikacji znamy już wyjściową "11" na mecz z Zenitem. Chilijski szkoleniowiec przed trudnym meczem ligowym, w którym Malaga musi wygrać, rozsądnie dał odpocząć kilku kluczowym zawodnikom - w tym Isco.

Kuriozalne spotkanie na El Riazor - o ile do tego co działo się na Mestalla pasuje epitet "straszny", o tyle w La Coruni kibice Los Turcos zobaczyli istne kuriozum. Początek niebywałym zdarzeniom dali środkowi obrońcy gospodarzy, którzy w ciągu kwadransa złapali zgodnie kontuzje i musieli opuścić plac gry. Brak zgrania zupełnie nowego środka obrony wykorzystał Martins, który pod koniec pierwszej połowy otworzył wynik spotkania. Drugie kuriozum - asystę przy tym golu zaliczył golkiper gości - Munua. Wybita przez niego piłka na skutek nieporadności obrońców dotarła wprost pod nogi Nigeryjczyka, który wiedział co z nią zrobić.

Po przerwie jedni i drudzy nie ustawali w zadziwianiu publiczności. Wydawało się, że szczęście wreszcie uśmiechnęło się do gospodarzy. Po składnej akcji z ich strony piłkę ręką zagrywał w polu karnym Pedro Lopez. Sędzia nie miał wątpliwości - przyznał "11" Depor, a Pedro Lopeza odesłał do szatni za drugą żółtą kartkę. Pizziego w wykonywaniu rzutu karnego zastąpić miał Riki. Napastnik galicyjskiej drużyny oddał jednak koszmarny strzał i dalej było 1:0.

Kwadrans po tym wydarzeniu podobnie jak Lopez, drugie napomnienie otrzymał Daniel Aranzubia. Jako, że Oltra wykorzystał do tej chwili już wszystkie zmiany, między słupkami musiał stanąć zawodnik z pola. Wybór padł na Alexa Bergantinos. Granotes wykorzystali te niespotykane okoliczności i za sprawą Barkero przypieczętowali swój sukces. Deportivo rzadko kiedy zachwyca, ale oglądać ich warto, bo nie można się nudzić.





"11" kolejki
*liczba wyborów do "11" kolejki

sobota, 17 listopada 2012

12. kolejka - zapowiedź

http://www.insidespanishfootball.com

Osasuna Pampeluna - Malaga CF, Estadio Reyno de Navarra; sobota 16:00

Wbrew temu co pokazuje tabela, w lepszych humorach do tego spotkania przystąpią gospodarze. Wciąż okupująca ostatnie miejsce w tabeli drużyna z Kraju Basków zanotowała wzrost morale po przekonującym triumfie nad Espanyolem, który nie tylko pozwolił nieco odbić się od dna, ale i umocnił pozycję w klubie trenera Mendilibara. Tym razem zadanie będzie o wiele trudniejsze, ale nie niewykonalne. Andaluzyjczycy przybywają do miasta znanego z gonitw byków po dwóch nieoczekiwanych porażkach na La Rosaleda. W wykorzystaniu słabości rywala pomóc ma powrót Lamaha, który na skutek kontuzji odniesionej w starciu z Atletico przegapił dwa ligowe mecze. Jeszcze lepszą wiadomością jest dołączenie do drużyny Marca Bertrana. Katalończyk pozostawał poza grą od 2 miesięcy. W tym tygodniu dostał pozwolenie na występy i niewykluczone, że w starciu z Los Boquerones zagra od pierwszych minut. Na lewą stronę powróci w takim układzie dobrze spisujący się ostatnimi czasy Damia.

Mniej radosne raporty medyczne docierają natomiast do Manuela Pellegriniego. Źródłem problemów wciąż jest zestawienie linii defensywnej. Nie ustają problemy z plecami Nacho Monreala, co zmusiło reprezentanta Hiszpanii do podróży do Monachium w celach konsultacyjnych. Na domiar złego, wyleczony ostatnio Sergio Sanchez złapał nowy uraz. Chilijskiego szkoleniowca zmusi to najprawdopodobniej po raz kolejny do wycofania Eliseu na lewą obronę, a miejsce na prawej z całą pewnością zajmie Jesus Gamez, tak jak odbywało się to podczas ostatniej absencji Sancheza. Kłopoty ze zdrowiem nękały także Weligtona, ale znalazło się dla niego miejsce na liście powołanych na sobotni pojedynek. Kibice świeżo upieczonego uczestnika fazy pucharowej Ligi Mistrzów, doświadczeni kiksami Onyewu z ostatniego weekendu odetchną z ulgą, widząc podstawową parę stoperów w "11" desygnowanej na mecz. Pozostałe formacje są w komplecie do dyspozycji opiekuna klubu z Andaluzji, nie licząc Baptisty, który jest na ostatniej prostej prowadzącej go do powrotu do gry. Tradycyjnie największe nadzieje pokładane są w osobie Isco, wybranego największym objawieniem poprzedniej temporady. Młody Hiszpan ostatnio nie zachwycał, ale zmiana jakościowa w jego grze mogłaby mieć zbawienny wpływ na funkcjonowanie całej drużyny.

Mój typ: 1:2

Valencia CF - Espanyol Barcelona, Estadio Mestalla; sobota 18:00

Valencia na Mestalla tak skuteczna nie była już od dekady. Chronicznym problemem drużyny dowodzonej przez Pellegrino są jednak wyjazdy. Argentyńczyk nie rozprawi się naturalnie z tą dolegliwością w ten weekend. Wyjazdowa niemoc sprawia jednak, że zdobycie pełnej puli na własnym obiekcie staje się każdorazowo obowiązkiem Los Ches, zwłaszcza kiedy przychodzi im się mierzyć z rywalem ze strefy spadkowej. Walki o 3 punkty nie ułatwią problemy z lewą obroną. Na teoretycznie silnie obsadzonej francuską dwójką pozycji tymczasowo mamy wakat. Za czerwoną kartkę z Valladolid pauzuje Cissokho (odwołanie poparte materiałem wideo nie przyniosło zamierzonych skutków), a niekończące się problemy z Achillesem uniemożliwiają regularne występy Mathieu. Wizyta Francuza u barcelońskich lekarzy przyniosła jednak umiarkowanie dobre informacje w temacie jego zdrowia. Operacja nie będzie konieczna, a lewy defensor wróci do gry w grudniu. Po meczu z Pucela na problemy uskarżali się Banega i Gago (opuścili boisko w trakcie gry), ale te urazy nie powinny ich wyłączyć z sobotniej rywalizacji (twitter oświecił mnie, że Gago jednak nie zagra - dzięki ;)).

W katalońskim klubie wszyscy żyją wyborami prezydenckimi. Ich wynik może przesądzić o dalszych losach Mauricio Pochettino, któremu klub zalega z pieniędzmi. W przypadku rozstania trenera z zespołem, następców upatruje się w stałym zestawie kandydatów na stanowisko trenera niemal każdej drużyny w Primera, która szuka nowego fachowca. Lotina, Valverde czy Aguirre to starzy ligowi wyjadacze. Do kadry meczowej na pojedynek na Mestalla wracają Wakaso, Tejera i Rui Fonte. Zabraknie weterana Capdevili, który jest kontuzjowany.

Mój typ: 3:0

FC Barcelona - Real Saragossa, Camp Nou; sobota 20:00

Dla Dumy Katalonii i Leo Messiego spotkanie z drużyną ze stolicy Aragonii będzie okazją do śrubowania kolejnych rekordów. W tym sezonie na Camp Nou podopieczni Tito Vilanovy raczą swoich kibiców efektowną grą jednak wyjątkowo oszczędnie, co oznacza że konfrontacja z bardzo  konkurencyjną Saragossą może przynieść nie mniej emocji niż pojedynki z Celtą czy Granadą. Najważniejszą informacją dla gospodarzy jest zielone światło dla Puyola. Kapitan Blaugrany, wspólnie z Pique, po raz pierwszy od kilku miesięcy będzie mógł stworzyć solidną defensywę, która wreszcie pozwoli zagrać na 0 z tyłu. By jednak nie było zbyt różowo na miesiąc z planów szkoleniowca Azulgrany wypadł Alexis. Duża konkurencja w linii ataku sprawi jednak, że ta absencja nie będzie tak dotkliwa.

Saragossa podobnie jak w starciu z Realem nie będzie miała nic do stracenia. Na pewno będą mieli swoje okazje do pokrzyżowania planów lidera. Ich wyborowa broń - stałe fragmenty - są jednocześnie piętą Achillesową katalońskiego teamu. W optymalnej grze Los Blanquilos przeszkodzić mogą absencje podstawowych zawodników. Obaj boczni obrońcy - Abraham i Sapunaru w pasjonującym starciu z Deportivo złapali po 5. żółtej kartce, co automatycznie wyklucza ich z wycieczki do stolicy Katalonii. Szczególnie zmobilizowani przed meczem z wicemistrzem Hiszpanii będą skrzydłowi drużyny dowodzonej przez Jimeneza: Paco Montanes i Victor Rodriguez. Obaj swą karierę zaczynali w La Masia. Po przeciwnej stronie zobaczymy natomiast Davida Ville, który pierwsze sukcesy w poważnej piłce odnosił przywdziewając koszulkę kolektywu z La Romareda. W 2004 sięgnął z tą ekipą po Puchar Króla, strzelając jedną z bramek w wygranym 3:2 spotkaniu z Realem Madryt.

Mój typ: 3:1

Real Madryt - Athletic Bilbao, Estadio Santiago Bernabeu; sobota 22:00

Sobotnie zmagania zakończy mecz Realu z drużyną Marcelo Bielsy. Bezdyskusyjnie faworytem tego spotkania będą Królewscy, podbudowani wydartym w ostatniej chwili zwycięstwem w skomplikowanym boju z Levante. Ozil i Ronaldo, którzy ucierpieli w licznych starciach z obrońcami Levante wydobrzeli i na 100% będą do dyspozycji Mourinho. Podobnie będzie z Benzemą i Khedirą, których absencja trwała dłużej. Nie wiadomo jednak czy portugalski szkoleniowiec pośle ich do walki od pierwszej minuty. Szczególnie ostrożny powinien być w przypadku reprezentanta Niemiec, nauczony doświadczeniem z Dortmundu. Bliżej występu jest na pewno Francuz, który w obliczu kontuzji Higuaina powinien być pierwszym wyborem w ataku.

Bardziej pogmatwana jest sytuacja kadrowa Bilbao. W ten weekend z pewnością nie zagrają Borja Ekiza i Inigo Perez. Ten drugi wrócił ostatnio do treningów i zdawało się, że to wydarzenie rozwiąże kłopoty El Loco w środku pola. Nic z tego. Pomocnik z miejsca nabawił się nowego urazu i jego występ na Santiago Bernabeu jest wykluczony. Niewiadomą jest natomiast Amorebieta, który podczas towarzyskiego spotkania rozgrywanego przez reprezentację Wenezueli opuścił boisko z powodu bólu już w pierwszej połowie. Powodem takiej decyzji była jednak podobno profilaktyka i obrońca Los Leones powinien wybiec w wyjściowym składzie. Za kartki pauzują De Marcos i Herrera. Rozjaśniła się też kwestia najbliższej przyszłości Fernando Llorente. Urrutia zdementował informację jakoby rosły napastnik miał odejść po obniżonej cenie już w styczniu. Kwota jaką należy uiścić za baskijskiego snajpera to nadal równowartość jego klauzuli odejścia. Jest to jednoznaczne z pozostaniem na San Mames do końca sezonu.

Mój typ: 4:0

Deportivo La Coruna - Levante UD, El Riazor; niedziela 12:00

Przed tygodniem Levante blisko było uszczknięcia punktu w konfrontacji z mistrzem Hiszpanii. Wynik niezły, ale reprezentantom walenckiego klubu brakowało w tym spotkaniu argumentów typowo piłkarskich i stykowy wynik zawdzięczają przede wszystkim ekstremalnym warunkom, w jakich rozgrywano to spotkanie. Reperkusje po tym pojedynku mogą spotkać Pape Diopa i Juanlu, którzy wyjątkowo otwarcie w ostrych słowach komentowali pracę Muniza Fernandeza. Ich zachowanie będzie przedmiotem obrad Komitetu Technicznego Sędziów i w najbliższej przyszłości można się spodziewać zawieszeń dla tej dwójki. W klubie wciąż żyją niedzielną potyczką i niewykluczone, że przełoży się to na jakość gry ekipy Juana Ignacio Martineza.

W Deportivo nastroje także są dalekie od optymizmu. Skarb Państwa nałożył embargo na wszelkie operacje finansowe klubu, co spowodowane jest sporym zadłużeniem galicyjskiej drużyny wobec fiskusa. Problemem czysto sportowym jest natomiast absencja Pizziego. Brak błyskotliwego Portugalczyka w formacji ofensywnej będzie zapewne bardzo widoczny. Bruno Gama, Valeron i Riki zrobią jednak wszystko by znów wyciągnąć swój klub ze strefy spadkowej. W tygodniu przedstawiciele Deportivo zdominowali ceremonię wręczenia nagród za sezon 2011/2012 w Liga Adelante. Być może zdobyte statuetki zmobilizują Los Turcos.

Mój typ: 1:1

Celta Vigo - RCD Mallorca, Estadio Balaidos; niedziela 16:00

Spotkanie dwóch drużyn, którym regularne punktowanie jest ostatnio wyjątkowo obce. Celta na wyjazdach przegrała 6 pojedynków na 6 rozegranych. Podobnie jak Valencia, punktów musi więc szukać u siebie. Pomóc ma w tym przede wszystkim Iago Aspas, najlepszy napastnik Segunda w sezonie 2011/2012 zdaniem LFP. Wychowanek Celty powoli zaczyna odnajdywać się także w hiszpańskiej ekstraklasie, czego dowodem są dwie bramki wbite Rayo. Nie o ofensywę Paco Herrera musi się martwić, a o tę najbardziej wycofaną formację. Po raz kolejny pauzować będzie Cabral, a Samuel Llorca poczeka jeszcze trochę na pozwolenie na grę. Bliski powrotu jest za to Natxo Insa, ale i on w niedzielę nie znajdzie się w kadrze Celestes.

W wyjazdowej traumie z drużyną z Balaidos spokojnie konkurować mogą ich rywale z Balearów. Na obcych boiskach Mallorca jeszcze nie wygrała. Ich zdobycz to skromne 2 punkty. Pokrzepiająca jednak może być druga połowa rywalizacji z Barceloną, w której zawodnicy Caparrosa podjęli walkę i byli w stanie zaaplikować silniejszemu przeciwnikowi dwa gole. Lista kontuzjowanych jednak się nie skraca. Wciąż są na niej kluczowi dla swoich formacji zawodnicy tacy jak kapitan i podpora defensywy Nunes oraz rozgrywający Javi Marquez. Obaj wrócą dopiero w grudniu. Joao Victor, jak wiadomo ma w zasadzie sezon z głowy przez zerwane więzadła.

Mój typ: 2:1

Getafe CF - Real Valladolid, Coliseum Alfonso Perez; niedziela 17:50

W podmadryckim klubie dalej tematem nr 1 są pogłoski o sprzedaży klubu, podsycane przez informacje prasowe o rzekomej podróży prezydenta klubu Angela Torresa do Meksyku, gdzie miałby toczyć rozmowy z Pachuca Group, której udziałowcem jest Carlos Slim. Prawdą jest podobno, że Torres zjawił się w Ameryce Łacińskiej i spotkał z partnerem biznesowym najbogatszego człowieka na świecie, ale obie strony zarzekają się, że wydarzenie to miało charakter towarzyski. Jak jest w istocie, przekonamy się pewnie niebawem. Przygotowania do meczu z Valladolid toczyły się w cieniu tych dyskusji na wyższym szczeblu. Wypowiedzi przedmeczowe piłkarzy pokazują, że sensacyjne doniesienia nie robią na nich wrażenia i skupieni są na wywalczeniu 3 punktów w starciu z równorzędnym rywalem. Azulones nie chcą tym samym doprowadzić do kontynuacji niechlubnej passy porażek na własnym obiekcie. Utrudnić to zadanie mogą mniej lub bardziej dokuczliwe urazy, szczególnie w defensywie. Luis Garcia nie będzie mógł liczyć na pewno na Rafaela Lopeza i Davida Abraham, a stan zdrowia Vareli wciąż pozostaje dla niego zagadką. W pomocy zabraknie Lacena, ale wątpliwe jest, że zagrałby on od pierwszych minut.

W ekipie Pucela jedyną godną odnotowania informacją jest powrót do pełnej sprawności dłoni Patricka Eberta. Kontuzja nadgarstka rewelacyjnego Niemca wykluczyła go z gry w spotkaniu z Valencią, która jest zainteresowana sprowadzeniem byłego zawodnika Herthy Berlin na Mestalla. Poirytowany tym faktem piłkarz, udał się do ojczyzny w celu przyspieszenia rehabilitacji. Działanie pomocnika przyniosło spodziewany efekt i wraca on do zespołu prowadzonego przez Djukicia tydzień szybciej niż pierwotnie zakładano. Jego występ może być języczkiem u wagi.

Mój typ: 1:2

Granada CF - Atletico Madryt, Estadio Nuevo Los Carmenes; niedziela 19:45

Gospodarze tego starcia to swego rodzaju wyjątek w ligowej stawce. Podopieczni Anqueli lepiej radzą sobie na wyjeździe niż na własnym stadionie (może więc burmistrz dobrze robi starając się wyrzucić drużynę z Los Carmenes?). Gdy do tego andaluzyjskiego miasta zjedzie wicelider, uzbrojony po zęby w wybitnych specjalistów od kreowania okazji strzeleckich, rezultat może być tylko jeden. Oglądanie hiszpańskiej piłki nauczyło mnie jednak by żadnej drużynie nie odbierać szans przed meczem, więc wstrzymam się z bardziej jednoznacznym wyrokowaniem. Dla sympatyków klubu najważniejszą informacją jest dobre zdrowie bohatera z Villamarin - Mikela Rico. Bask narzekał na problemy mięśniowe, ale ostatnie raporty donoszą, że nie powinno go zabraknąć. W ostatniej chwili Anquela stracił za to Floro Floresa.

W stołecznym klubie liczą natomiast na przełamanie Radamela Falcao, który w lidze zatrzymał się na 10 trafieniach. Kolumbijski gwiazdor nie przybywa jednak do Granady jako przyszły oprawca, ale jako...bohater miejscowej drużyny. Jak to się stało? Wystarczy sięgnąć pamięcią do ostatniej kolejki poprzedniej temporady. Wobec przegranej z Rayo, Granadę przed spadkiem uratować mogło jedynie zwycięstwo Atletico nad Villarreal. Madrytczycy mieli w tym spotkaniu także własny interes - był cień szansy na to, że zagrają w LM. Gol Falcao im tego sukcesu nie zapewnił, ale pogrążył Villarreal i uratował ligowy byt dla Granady. Od tamtej pory El Tigre ma swoje miejsce w sercach tych, którzy dobrze życzą El Grana. Jego nazwisko było podobno nawet skandowane przez piłkarzy świętujących utrzymanie. W niedziele jednak miejsca na sentymenty nie będzie, bo Los Colchoneros mierzą wysoko, a na Los Carmenes przybędą w najmocniejszym składzie.

Mój typ: 0:2

Sevilla FC - Real Betis Balompie, Ramon Sanchez Pizjuan; niedziela 21:30

Najbardziej elektryzujące widowisko tej kolejki to bez wątpienia derby stolicy Andaluzji. Na tych meczach gorąca atmosfera jest wliczona w cenę biletu. Nic dziwnego, że miejscówki na ten pojedynek rozeszły się w kilka godzin. Zapowiada się prawdziwa wojna na boisku i poza nim, gdzie fani Verdiblancos w nierównej walce będą starali się przekrzyczeć sympatyków Sevillistas. Być może znów pomogą im w tym ich pupile, uciszając miejscowych fanatyków tak jak miało to miejsce ostatnimi czasy na Ramon Sanchez Pizjuan. Przedmeczowa analiza pokazuje, że nie są bez szans. Pepe Mel dysponuje drużyną nieobliczalną i mniej przetrzebioną kontuzjami. Jedyną istotną stratą jest Damien Perquis, który w ostatniej chwili naderwał mięsień i nie zagra przez około miesiąc.

Dużo więcej zagadek mamy po drugiej stronie. Prawdopodobnie sam Michel nie przygotował jeszcze do końca "11", którą desygnuje na ten arcyważny pojedynek. Największym zmartwieniem byłego zawodnika Realu niezmiennie jest linia pomocy. Od czas kontuzji Trochowskiego na jego pozycji testowane są różne warianty. Ani Reyes, ani Luna nie są jednak w stanie dać jakości zbliżonej do tego, co oferował Niemiec. Pierwszy jest w fatalnej formie, drugi to zupełnie inny typ piłkarza. Szkoleniowiec gospodarzy testował także roszady w ustawieniu, dając szansę żółtodziobom - Kondogbii i Campani. Obaj zaprezentowali jednak dotychczas ledwie przebłyski gry na dobrym poziomie, a dodatkowo - francuski nastolatek narzekał na uraz. Wobec tych problemów, specjalnie na starcie z odwiecznym rywalem przygotowywana jest alternatywa. Czarnym koniem na lewej flance ma być Diego Perotti. Argentyńczyk po wyleczeniu kontuzji pojawił się na boisku dopiero dwukrotnie, w obu przypadkach z ławki. To może być strzał w "10" lub niewypał. Takiego elementu zaskoczenia nie będzie natomiast na środku defensywy. Kontuzjowanego Botię zastępować będzie tak jak dotychczas Fazio.

Mój typ: 1:2

Real Sociedad - Rayo Vallecano, Estadio Anoeta; poniedziałek 21:30

Do składu Txuri-urdin wraca lider ekipy z Anoeta Antoine Griezmann, który będzie miał za zadanie pomóc utrzymać w drużynie duch zwycięstwa. Mimo, że to Francuz jest najbardziej efektownym i efektywnym graczem, to najcenniejsze zwycięstwo koledzy odnieśli bez niego. Duża w tym zasługa zawodników, którzy na co dzień nie mają pewnego miejsca w planach Montaniera - Diego Ifrana i Rubena Pardo. Szczególnie tego drugiego wyróżnił partner z linii pomocy Illarramendi. Reprezentant hiszpańskiej młodzieżówki podkreślił udaną współpracę z zawodnikiem, określanym mianem "nowego Xabiego Alonso". Takie referencje sprawią być może, że francuski opiekun drużyny z San Sebastian spojrzy na wspomnianą dwójkę przychylniejszym okiem. 

Mecze poniedziałkowe = grad goli. Mecze z udziałem Rayo = grad goli. Nie ma lepszej zapowiedzi tej konfrontacji. Drużyna dowodzona przez Paco Jemeza nie boi się tracić bramek, ale jednocześnie dużo ich strzela, korzystając z umiejętności Pitiego, Leo Baptistao i  Delibasicia. Występ Czarnogórca stoi co prawda pod znakiem zapytania, ale klubowi medycy postarają się postawić go na nogi, zwłaszcza że "kolega Vucinica i Jovetica" błysnął ostatnio formą (2 bramki w kadrze) oraz będzie chciał się pokazać, grając przeciwko byłemu pracodawcy. Całe Rayo zrobi zresztą wiele by zrehabilitować się za porażkę na tym stadionie w poprzednim sezonie (0:4). Warto oglądać.

Mój typ: 3:2