wtorek, 11 grudnia 2012

15. kolejka - Rekordy i przełamania


15. seria gier, chociaż nie przyniosła większych zmian w układzie tabeli, z pewnością może zyskać miano najbardziej szczególnej z tych dotychczas rozegranych. A to za sprawą dwóch goleadorów - Messiego i Falcao, którzy swoimi wyczynami przeszli do historii - klubu (jak to miało miejsce w przypadku Kolumbijczyka) i światowego futbolu (Argentyńczyk). Zupełnie przy okazji, wspomniana dwójka zapewniła swoim drużynom kolejne 3 punkty, umacniając je na czele tabeli i wzmagając apetyty kibiców.przed bezpośrednim starciem obu ekip, które czeka nas w niedzielę na Camp Nou. Układ w tabeli odzwierciedla też klasyfikacja Pichichi - tak jak Barca ma 6 punktów przewagi nad Los Colchoneros, tak La Pulga o 6 goli wyprzedza El Tigre

W tle tych historycznych wydarzeń wiruje karuzela trenerska w La Liga. Przed tą serią gier, według doniesień o swe posady drżeć mogli szkoleniowcy Granady, Sevilli czy Mallorki. Co ciekawe, mimo relatywnie niekorzystnych wyników nie mamy żadnych wieści o zwolnieniu Anqueli, Caparrosa czy Michela. Albo pogłoski o podziękowaniu im za współpracę były mocno przesadzone, albo mało kto jest tak szybki jak Manuel Llorente. Z zarządem klubu kontaktował się natomiast Paco Herrera. Mimo porażki na San Mames szefostwo klubu docenia pracę katalońskiego szkoleniowca i zaproponował mu przedłużenie umowy.

Wreszcie był to weekend przełamań - oprócz Falcao, którego spektakularny wyczyn poprzedziły niemal 2 miesiące mocno przeciętnej gry, swą większą lub mniejszą niemoc przełamały kluby walenckie - Valencia i Levante.

Plusy

Real Valladolid-Real Madryt i Real Betis-FC Barcelona - dwa spotkania, które z czystym sumieniem można polecić każdemu sympatykowi piłki kopanej, a jednocześnie dwa doskonałe argumenty, przeczące stereotypom, jakoby zaplecze czołówki La Liga, podkładało się gigantom. 

Drużyna Djukicia na pojedynek z Mistrzem Hiszpanii wyszła bez kompleksów, a dodatkowo - sprzyjało im szczęście. Dośrodkowania Patricka Ebertra dwukrotnie pozwalały Pucela wyjść na prowadzenie, dzięki przytomnemu zachowaniu w polu karnym angolskiego wieżowca Manucho. Obrońcy jednak nie potrafili uszanować tego co ofensywie udało się zdobyć - defensorom przydarzyło się kilka szkolnych błędów, a jeden z nich ze spokojem wykorzystali Callejon z Benzemą. To jednak pewnie nie przeszkodziłoby "fioletowym" w pokrzyżowaniu szyków Los Blancos gdyby nie rewelacyjnie dysponowany tego dnia Meut Ozil.  3 punkty gościom zapewniły dwie, szczególnej urody bramki reprezentanta Niemiec. Najpierw jeszcze przed przerwą w duecie z Benzemą rozklepał obronę rywala i strzelił obok Daniego Hernandeza, a gdy wydawało się, że Królewscy do ostatnich minut będą walczyć o wyszarpanie zwycięstwa, przepięknym strzałem z rzutu wolnego ukrócił ich męki. Przy okazji wspaniałego występu rozgrywającego Realu, Marca przedstawiła jego statystyki z dotychczasowego pobytu w stolicy Hiszpanii, wśród których najbardziej szokującą liczbą jest 0,5. Niesamowita regularność zawodnika, którego gra może czasami nie zachwyca, ale jak widać nijak nie przekłada się to na efektywność.

A o męczarniach faworyta, niech świadczy fakt, że Angel Di Maria w końcówce grał na czas, długo celebrując wykonanie stałego fragmentu gry.



Na spacerek nie mógł liczyć także lider z Barcelony, choć wszystko zaczęło się z pozoru łatwo i przyjemnie. 25 minut, kolejne dwie asysty Iniesty, kolejne dwa trafienia i rekord Messiego i wydawało się, że Duma Katalonii bez problemu zapisze na swoim koncie 14 zwycięstwo. Wystarczyła jednak chwila nieuwagi, geniusz, wprowadzonego jeszcze przed przerwą na boisko, młodziutkiego Vadillo i zimna krew Rubena Castro by sielanka przerodziła się w straszną mordęgę. Verdiblancos wyczuli chwilę słabości rywala i po przerwie zaatakowali ze zdwojoną siłą. Podopieczni Tito Vilanovy mieli jednak furę szczęścia, gdyż dwukrotnie po mniej lub bardziej świadomych próbach zaskoczenia Victora Valdesa piłka odbijała się od słupka/poprzeczki bramki. Oczywiście swoje szanse mieli także zawodnicy Azulgrany, ale wyjątkowo słabo spisujący się tego dnia Pedro i Alba fatalnie marnowali wyśmienite okazje. I tutaj pojawiła się gr na czas, w pole karne Katalończyków wędrował portero gospodarzy - Adrian, nie zabrakło też kilku niesportowych zachowań. Wynik jednak nie uległ zmianie. 

Mimo porażki, zgromadzona na Estadio Benito Villamarin publiczność zgotowała swoim ulubieńcom owację na stojąco. Ta sama publiczność, która jeszcze niedawno była bliska zlinczowania swoich piłkarzy za derbową klęskę. Ciężko o lepszą recenzję.



Przełamanie Nietoperzy - ponownie można skorzystać ze znanego stwierdzenia - "efekt nowej miotły". To taki efekt, o którym mówi się tylko wtedy, gdy potwierdza się związana z nim prawidłowość. Przychodzi nowy trener i drużyna natychmiast zaczyna osiągać lepsze rezultaty. Trudno uznać to za zasługę nowego szkoleniowca, zapisywanie tego sukcesu na konto poprzednika byłoby czynem rażąco niekonsekwentnym, więc mówi o się o nowej miotle. W Walencji pewnie nikt się kwestią nomenklatury tego zjawiska nie zajmuje bo wszyscy cieszą się z pierwszego wyjazdowego triumfu Los Ches, odniesionego w starciu z odrodzoną ostatnimi czasy Osasuną. Wygrana skromna i nie przyszła podopiecznym Valverde łatwo, ale tymczasowo nikt o styl się nie będzie martwił. Cieszy także fakt, że swój udział w wygranej miał powracający po kontuzji Pablo Piatti. To właśnie zaskakujący centrostrzał  Argentyńczyka, który odbił się od słupka pozwolił Roberto Soldado wpakować piłkę do bramki. 

Nowy opiekun Valencii może się jak dotąd pochwalić doskonałym bilansem w wygranych w 2 spotkaniach (2:0 w bramkach). Szansa na kontynuowanie dobrej passy już we wtorek. Los Ches nie opuszczają Pampeluny i w ramach rozgrywek o Puchar Króla spróbują pokonać Los Rojillos jeszcze raz.



Przełamanie El Tigre  - czyli wspomniane 5 bramek zdobytych przeciwko Deportivo. Przełamanie, bo choć tym , którzy La Liga oglądają od święta pewnie ciężko w to uwierzyć, Kolumbijczyk pozostawał bez trafienia z gry od przeszło miesiąca, a w ostatnich 2 miesiącach z gry strzelił ledwie raz. Wynik bądź co bądź wstydliwy, gdy mowa o zawodniku, który rzucił rękawicę tak wybitnym snajperom jak Messi czy Ronaldo. W niedzielę El Tigre z każdą minutą wyglądał coraz lepiej. Co prawda strzelanie zaczął, również krytykowany ostatnimi czasy Diego Costa, ale potem przyszedł już czas na spektakl byłego zawodnika FC Porto. Pochodzący z Ameryki Południowej dał niemal kompletny przekrój tego co powinna mieć każda typowa "9'" - bezproblemowe wykończenie sytuacji sam na sam, siłowe wywalczenie pozycji do strzału i pewne uderzenie, świetne trafienie z dystansu, pewne egzekwowanie rzutu karnego, instynkt strzelecki i wykończenie akcji strzałem głową.

Osiągnięcie Radamela można umniejszać i nie bez racji będzie ten, kto zauważy, że mierzył on się z absolutnymi żółtodziobami, jeśli chodzi o doświadczenie w La Liga, bo występy Rodericka i Insuy w najwyższej klasie rozgrywkowej w Hiszpanii zliczyć można na palcach jednej ręki. Z drugiej strony, wybitnych snajperów w historii Rojiblancos było wielu. Tylko w najnowszej historii bramki na chwałę klubu  Vicente Calderon strzelali Christian Vieri, Fernando Torres, Kun Aguero czy Diego Forlan. I żaden z nich nie dokonał tego, co stało się właśnie udziałem Kolumbijczyka. El Tigre znów jest wielki.



Sztuka dośrodkowań Ibaia Gomeza - osobiście nie jestem fanem rozwiązywania akcji w ten sposób i jako widz preferuje typowe dla hiszpańskiego futbolu, mniej lub bardziej dynamiczne przepychanie piłki  środkiem boiska, za pomocą niekonwencjonalnych i precyzyjnych zagrań. Jak się okazuje tamtejsi piłkarze, nawet tak prymitywne metody potrafią uczynić dziełem sztuki. Wspomnianego Baska już wcześniej chwaliłem za umiejętność precyzyjnych dośrodkowań i obok jego krajana - Benata oraz Victora Rodrigueza, uważałem za absolutnego specjalistę w tej dziedzinie. Prawdziwy koncert precyzyjnych wrzutek dał jednak w sobotę na San Mames. Dwie z nich spadły wprost na głowę Aritza Aduriza, który tak dograne piłki umieszczał w siatce (w jednym wypadku sędzia odgwizdał spalonego). Naprawdę warto prześledzić sposób w jaki dośrodkowuje ten młody zawodnik Los Leones - niespotykana dla tego typu zagrań maestria ruchów.



Minusy 

Muniz Fernandez - tego arbitra kojarzą niemal wszyscy, którzy interesują się piłką nożną. Jeśli nie z nazwiska to przynajmniej z wyglądu. Charakterystycznie ulizane i zaczesane do tyłu włosy - ktki opis tej osobliwej fryzury i już wiadomo o kogo chodzi. Inaczej uczesanego, od kiedy pamiętam, nigdy tego sędziego nie widziałem i śmiem twierdzić, że dokładnie tak samo wygląda, budząc się codziennie rano.

Do niedawna ten meczowy rozjemca wyróżniał się nie tylko uczesaniem, ale i całkiem uczciwym jak na hiszpańskie warunki sędziowaniem. Nieprzypadkowo jeszcze całkiem niedawno dane mu było sędziować spotkania między Realem i Barceloną i to w okresie, w którym konfrontacje tych dwóch ekip wzbudzały najwięcej emocji. Gdy jednak praca hiszpańskich arbitrów coraz bardziej schodzi na psy Muniz Fernandez staje się jednym z symboli upadku tej profesji. Doskonały wyraz dał temu w piątek, prowadząc mecz między Espanyolem, a Sevillą.

Kilka absurdalnych decyzji z jego strony, z których najbardziej komiczna jest ta z 38 minuty spotkania. Rzut wolny dla Sevilli. Do piłki podchodzi Reyes. Sędzia gwizdkiem daje znak do wykonania stałego fragmentu gry, po chwili jednak rusza w kierunku zawodników tłoczących się w polu karnym. Reyes wykonuje rzut wolny, sędzia gwiżdże i podbiega do pomocnika gości. Zawodnik Sevillistas otrzymuje źółtą kartkę, a jako że wcześniej już został napomniany w ten sposób - wylatuje z boiska. Co prawda, arbiter dał znak by wstrzymać się z zagraniem piłki, ale by dotarło to do egzekutora (na tyle by można go było ukarać za taką niesubordynację) przydałoby się użyć gwizdka.

Do tego dwa wątpliwe rzuty karne i 10 żółtych kartek. Bez wątpienia to wystarczy by nazwać go bohaterem meczu.



Szybsze święta dla Toulalana, Fabregasa i Gago - cała trójka nabawiła się w ten weekend kontuzji, które wykluczą ich z gry do końca roku. Toulalan i Gago to zresztą chyba najwięksi pechowcy tego sezonu, bo to nie pierwsza ich przerwa spowodowana urazem. Natomiast zawodnik Barcelony cieszył się jak dotychczas wyjątkowo dobrym zdrowiem, które pozwoliło mu zagrać we wszystkich rozegranych do tej pory spotkaniach i osiągnąć świetną formę, która przełożyła się na doskonałe statystyki - 5 goli i 10 asyst. To duża strata przed dwoma, trudnymi spotkaniami, jakie czekają Blaugrane w najbliższych tygodniach.

"11" kolejki

Mimo bardzo dobrych występów tym razem zabrakło miejsca dla Messiego, Manucho, Koke, Weligtona czy Zuculiniego.

*liczba wyborów do "11" kolejki

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz