czwartek, 18 października 2012

Mecze reprezentacyjne, czyli tym razem dotrzymuje słowa.

Pedro strzela gola na 2:0
W piątkowy wieczór reprezentacji Vicente Del Bosque przyszło zagrać na stadionie w Mińsku (dla komentatorów NSport przeistaczającym się na potrzeby Champions League w stadion w Borysowie), który całkiem niedawno był świadkiem olbrzymiej sensacji, za jaką należy uznać porażkę finalisty ubiegłorocznej LM - niemieckiego Bayernu z BATE Borysow. Pamięć o problemach jakie La Furia Roja napotkała w Tibilisi, drobne problemy kadrowe, niska temperatura powietrza, fatalny stan murawy oraz przygnębiający widok budowli, która ostatni raz uchodziła za nowoczesny obiekt jeszcze za czasów Stalina mogły napawać niepokojem. Na szczęście na obawach się skończyło, a obrońcy tytułu mistrzów świata pokazali to z czego są dobrze znani.

Nim to jednak nastąpiło - ogłoszono składy. I tu nie obyło się bez niespodzianek. Na środku obrony, wobec absencji do niedawna etatowego duetu barcelońskiego Puyol-Pique selekcjoner umieścił dwóch zawodników o tym samym imieniu i jeszcze jednej tożsamej cesze - żaden z nich na początku kariery z tą pozycją związany nie był. O ile Ramos jako stoper ostatnio zarówno w drużynie jak i w reprezentacji regularnie grywał, o tyle Busquets od roku na żadnym froncie (przynajmniej wedle podstawowych założeń na kolejne spotkania) nie był tak defensywnie ustawiany. Osoba Fabregasa w roli fałszywej "9" nie jest już żadnym zaskoczeniem. Cazorla w miejsce Iniesty to efekt zapobiegliwości kierowanej troską o zdrowie MVP ostatniego Euro, który skarżył się na drobne dolegliwości.

Wyliczone w pierwszym akapicie przeciwności losu okazały się spełniać rolę stracha na wróble i nie miały żadnego wpływu na końcowy rezultat rywalizacji. Duża w tym zasługa Białorusinów, którzy nie skorzystali z żadnej z metod właściwych dla poczynań mikrusów świata futbolu w konfrontacjach z gigantami tejże dziedziny. Podopieczni Hieorhija Kandracjeu (jak dobrze, że to słowo pisane i nie trzeba się głowić nad wymową) ani nie zamurowali bramki wzorem walecznych Gruzinów, ani nie ruszyli z szaleńczymi atakami od pierwszych minut, obliczonymi na zaskoczenie rywala. Po prostu pozwolili Xaviemu i spółce robić to co ci potrafią najlepiej.

Na efekty nie trzeba było długo czekać. Już w 12 minucie koronkową akcję rozegrali Alba, Xavi i Pedro, którą na gola zamienił lewy obrońca. Efektowne podanie piętą od Rodrigueza wyjątkowo urzekło sędziego liniowego, który nie odnotował wyraźnego spalonego byłego zawodnika Valencii. Ci mniej dociekliwi nazwą to wykładnią rozszerzającą reguł, które nakazują premiować grę ofensywną. Niespełna 10 minut później drugoplanowy bohater pierwszej bramkowej akcji, czyli skrzydłowy Barcelony, sam wpisał się na listę strzelców, korzystając z dokładnego, prostopadłego podania Davida Silvy. Podręcznikowa podcinka Kanaryjczyka. Mimo kolejnych popisów piłkarzy w czerwonych koszulkach, wynik do przerwy nie uległ zmianie.

W drugich 45 minutach na boisku pojawił się Andres Iniesta by rozruszać ukontentowanych dwubramkowym prowadzeniem kolegów. Przyniosło to efekt w postaci 2 kolejnych trafień autorstwa bezsprzecznego bohatera tej potyczki Pedra. Zawodnik Blaugrany najpierw ruszył w pogoń za otwierającym drogę do bramki podaniem Xaviego i efektownym lobem powiększył swój dorobek bramkowy. Kolejna bramka przypieczętowała nie tylko wygraną Hiszpanów, ale i pierwszy hattrick filigranowego skrzydłowego, jeśli brać pod uwagę oficjalne występy. Był to zarazem pierwszy hattrick jakiegokolwiek kadrowicza od 2005 roku, gdy wyczynem takim popisał się Fernando Torres. Pedro dopełnił dzieła zniszczenia z wyjątkową maestrią przerzucając piłkę nad rozpaczliwie interweniującym bramkarzem, a następnie pakując ją do siatki. Cukierkowy występ zaburzyło pudło z końcówki spotkania, kiedy to szukając 4 gola Rodriguez chybił dobijając niemal na pustą bramkę strzał w słupek Davida Villi.




Sergio Ramos jak R Kelly
Mniej sympatycznie Hiszpanie wspominać będą pierwsze w eliminacjach spotkanie rozegrane u siebie. Do gry na Vicente Calderon selekcjoner desygnował niemal identyczną jedenastkę jak na pojedynek w Mińsku. Jedyną różnicą była obecność oszczędzanego wcześniej Iniesty, który zajął miejsce Cazorli (na skutek kontuzji Silvy rozgrywający Arsenalu szybko pojawił się na boisku). Była to jednak zmiana o charakterze personalnym, a nie taktycznym.

Mimo iż w pierwszych minutach Francuzi zachowywali się równie beztrosko co Białorusini, świeżo upieczeni Mistrzowie Europy z trudem łapali właściwy dla swej gry rytm. Raziła nieskuteczność i brak precyzji w zagraniach takich asów jak wspomniani Iniesta i Cazorla, a przez długi czas niewidoczny był bohater poprzedniej kolejki - Pedro. Jako, że nie udawało się stworzyć zagrożenia tradycyjnymi metodami, Hiszpanie zmuszeni byli poszukać szczęścia gdzie indziej. Metodą na sforsowanie bramki podopiecznych Didiera Deschampsa okazał się stały fragment gry. Z rzutu rożnego precyzyjnie na głowę znanego ze świetnej gry w powietrzu Sergio Ramosa dośrodkował Xavi. Sprytny strzał wychowanka Sevilli był jednak minimalnie chybiony i trafił w słupek. Do bezpańskiej piłki w zaistniałym zamieszaniu dopadł w swoim stylu Pedro i strzałem z ostrego kąta próbował zaskoczyć Llorisa. Francuski golkiper wykazał się na raz czujnością (broniąc strzał Kanaryjczyka) i niedbalstwem (wybijając piłkę z powrotem w stronę Ramosa). Gracz Realu Madryt oddał instynktowny strzał i mimo niedoskonałości technicznych tego uderzenia (gdyby stał dosłownie kilka metrów dalej skończyłoby się to tak) umieścił piłkę w siatce.

Gol pozytywnie wpłynął na grę gospodarzy i już chwilę po pierwszym trafieniu La Furia Roja powinna dołożyć i drugie. Z piłką w polu karnym znalazł się wyraźnie rozochocony asystą Pedro. Z kryciem ewidentnie spóźnił się wyraźnie roztargniony tego dnia Laurent Kościelny i  bezmyślnym faulem na zawodniku Barcelony sprokurował rzut karny (powtórki wykazały, że nie tyle zahaczył rywala, co zdzielił go solidnie w piszczel). Scenariusz zbliżony do tego co widzieliśmy na Euro. Do "11" podszedł Fabregas i udowodnił, że owszem jest specem od karnych, ale tych, które mają rozstrzygać o być albo nie być reprezentacji na wielkich imprezach. Sygnalizowany strzał na korzystnej dla broniącego wysokości i Hugo Lloris bohaterem. Francuski portero na takowe miano zapracował także tym, co zrobił pod koniec pierwszej części spotkania. Perfekcyjną prostopadłą piłkę posłał Xavi, a w 100% sytuacji znalazł się nie kto inny jak Pedro. Skrzydłowy próbował zaskoczyć bramkarza strzałem między nogami, ale ten zachował czujność, a dobitka Cesca nie była na tyle precyzyjna by minąć zawodnika Tottenhamu i wylądować między słupkami. 

Po przerwie obraz gry uległ totalnej zmianie. Hiszpania spuściła z tonu i choć dłużej utrzymywała się przy piłce, to tempo rozgrywania uniemożliwiało osiągnięcie jakiejkolwiek korzyści. Fakt ten stopniowo zaczęli wykorzystywać goście, każdy przechwyt przeistaczając w szybką kontrę. Jednak w ich poczynaniach w obrębie pola karnego rywala długo dominowała nieudolność. Wszystko zmieniło się kiedy na boisku, w miejsce narzekającego na uraz Benzemy, pojawił się Olivier Giroud. Dla pozyskanego przez Arsenal zawodnika 13. mecz w kadrze okazał się tym szczęśliwym. W ostatniej akcji meczu wspomniany piłkarz zaprezentował kolegom jak rasowy snajper powinien zachowywać się w "szesnastce" i uderzeniem głową doprowadził do zasłużonego remisu.



*
Przerwa reprezentacyjna była też ważnym okresem dla młodszych Hiszpanów reprezentujących swój kraj na szczeblu u-21. Stanęli oni przed szansą wywalczenia awansu na Mistrzostwa Europy w Izraelu. By ten cel osiągnąć podopieczni Julena Lopeteguiego musieli pokonać w dwumeczu młodzieżową reprezentację Danii (w której składzie można było doszukać się syna gwiazdy byłej Barcelony i Realu Michaela Laudrupa - Andreasa). Zadanie to wykonali perfekcyjnie.

Na własnym terenie zafundowali rywalom miejscową specjalność - manitę. Bohaterem spotkania był wychowanek Realu Madryt, a obecnie zawodnik Benfiki Lizbona - Rodrigo. Urodzony w Rio Di Janeiro snajper udowodnił, że nie ma bardziej śmiertelnej kombinacji w świecie futbolu od Hiszpana z brazylijskimi korzeniami. Zabójcza skuteczność przełożyła się na 4 trafienia w jego wykonaniu. Wynik zaokrąglił robiący furorę nie tylko w Hiszpanii, ale i w Europie - Isco, pewnie wykorzystując rzut karny.

Wobec pogromu w pierwszej potyczce, rewanż wydawał się być formalnością. I faktycznie obyło się bez komplikacji. Świetnie spisał się zastępujący, pauzującego za kartki Rodrigo - Alvaro Vasquez. Nowy nabytek Getafe zdobył dwa gole, czym mocno przycznił się do wygranej 3:1. Prawdziwą ozdobą tego spotkania była jednak bramka na 1:0. Piłka chodziło jak po sznurku. Długim zagraniem akcję zapoczątkował Inigo Martinez, piłkę na skrzydle opanował Tello i wycofał przed pole karne do Isco. Wychowanek Valencii kapitalnym prostopadłym podaniem uruchomił cichego bohatera ostatnich Gran Derbi - Martina Montoyę. Ten przytomnie wycofał do Ikera Muniaina a zawodnikowi Athleticu nie pozostało nic innego jak skierować piłkę do niemal pustej bramki. 



Kombinacja jakiej nie powstydziłaby się dorosła reprezentacja, co gdy spojrzymy na skład kadry u-21 w zasadzie nie powinno dziwić.


Na uwagę zasługuje jednak fakt, że ci młodzi zawodnicy są zgrani niemal tak jak ich starsi koledzy mimo dużo większej różnorodności w aspekcie przynależności klubowej. Wydaje się, że hiszpańscy kibice mogą spać spokojnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz