wtorek, 18 września 2012

4 kolejka - skoro jest już po lidze, to czemu jest tak ciekawie?

Po dwutygodniowej przerwie spowodowanej meczami reprezentacyjnymi piłkarze wrócili na boiska La Liga. O ile hiszpańskie rozgrywki pożegnały nas dość smętnym akcentem i poprzednia kolejka pozostawiła po sobie niedosyt, o tyle powrót do rywalizacji w krajowym czempionacie odbył się hucznie.

Mocne uderzenie zaplanowali ludzie odpowiedzialni za terminarz rozgrywek na sobotnie popołudnie i wieczór przewidując 4 ciekawie zapowiadające się pojedynki, w których zobaczyć nam było dane aż 5 reprezentantów ligi w europejskich pucharach (taki układ pokierowany jest faktem, że już w tym tygodniu czekają nas pierwsze starcia tych ekip w Europie). Emocje rosły, z każdym meczem, choć spotkania szybciej czy później układały się na korzyść faworytów. Wyłomem od tej zasady była kończąca sobotnią serię spotkań potyczka Realu z Sevillą na Ramon Sanchez Pizjuan. Spotkania tych dwóch drużyn w stolicy Andaluzji zawsze są przyczyną niesamowitych zdarzeń na boisku Nie inaczej było i tym razem. Największą sensacją był wynik, ale i styl, w jakim po zwycięstwo sięgnęli Sevillistas.

Niedziela została naznaczona natomiast przez dwa niesamowite spektakle, które otworzyły i zamknęły zmagania ligowców tego dnia. Autorami pierwszego widowiska byli zawodnicy Espanyolu i Athleticu, w drugim ciśnienie swoim sympatykom podnieśli piłkarze Atletico Madryt, którzy mimo spokojnego prowadzenia w małych derbach Madrytu, w końcówce spotkania nieomal dali się dopaść niezwykle zdeterminowanym podopiecznym Paco Jemeza. W międzyczasie rozegrano 3 inne spotkania, które poziomem nie dorównały pozostałym spotkaniom, aczkolwiek nie brakowało w nich zdarzeń godnych odnotowania. Kuriozalne zdarzenie z końcówki spotkania rozstrzygnęło losy poniedziałkowego pojedynku Betisu z Realem Valladolid

Jakie zdarzenia są warte odnotowania w pozytywnym kontekście?

Vilanova poskramia demony Guardioli – dream team zbudowany przez szkoleniowca z Santpedor przez 4 lata imponował swą grą, pracując na to by na stałe zapisać się na kartach historii, nie tylko hiszpańskiego, ale i europejskiego futbolu. Były jednak w funkcjonowaniu tego mechanizmu pewne prawidłowości, które wśród kibiców Azulgrany notorycznie wywoływały niepokój. Drużyna z zadziwiającą regularnością zawodziła w spotkaniach rozgrywanych po przerwach reprezentacyjnych. W ubiegłym sezonie dodatkową bolączką stały się wyjazdowe spotkania, w których gwiazdorzy Barcelony męczyli się niemiłosiernie, raz po raz tracąc punkty, które w ostatecznym rozrachunku pozbawiły ich szans na 4 z rzędu tytuł mistrzowski.

Nic dziwnego, że wobec zmiany na ławce trenerskiej poczynania popularnego markiza na obcych boiskach stały się z miejsca przedmiotem tych najdokładniejszych analiz.  Gdy terminarz wyznaczył na ten weekend (przyjmując standardy z ery Guardioli) wydawałoby się śmiertelną kombinację meczu wyjazdowego, przypadającego po przerwie na reprezentację, dodatkowo z tak niewygodnym przeciwnikiem jak Getafe, stało się jasne, że niedawnego asystenta Mistera czeka prawdziwe wyzwanie. A okoliczności sprzyjające nie były – Iniesta, Alexis i Alba wrócili z kadry z problemami zdrowotnymi i ich występ w sobotę był wykluczony. Szkoleniowiec Dumy Katalonii specjalnie się tym nie przejął, podnosząc sobie poprzeczkę jeszcze wyżej, sadzając na ławce Messiego i Alvesa. Zaufał za to niedoświadczonemu Montoyi, wracającemu po długiej absencji Thiago czy zawodzącemu ostatnimi czasy Fabregasowi.

Efekty widać dokładnie w rubryczce prezentującej wynik spotkania. Pewna wygrana na trudnym terenie, która mogła być jeszcze bardziej okazała gdyby Teixeria Vitienes przyznał jedenastkę po ewidentnym faulu na Messim (a nie była to jedyna kontrowersyjna decyzja tego dnia).

Można w tym miejscu zdobyć się na wstępne podsumowanie pracy nowego opiekuna Blaugrany. W 4 meczach ligowych udało mu się zgarnąć komplet punktów. Wynik to jednak o tyle imponujący, że na te 4 spotkania przypadły 2 wyjazdy, z których w zeszłym roku drużyna dowodzona przez Guardiolę wróciła z niczym (Osasuna, Getafe). Co więcej, w temporadzie 2011/2012 Barcelona traciła punkty ze wszystkimi drużynami, z jakimi w obecnych rozgrywkach przyszło jej się dotychczas mierzyć, a więc Vilanova w pokonanym polu zostawił póki, co drużyny, które jego drużynie co do zasady nastręczały problemów. Mimo to wielu krytyków wciąż sceptycznie podchodzi do jego pracy. To dziwi. Barcelona spod ręki byłego kapitana klubu z Katalonii może i zachwycała bardziej, ale skutecznością coraz bardziej odbiegała od poziomu, jaki wyznaczyła sobie w 3 pierwszych sezonach swego cyklu. Vilanova ma wyniki. Styl prędzej czy później przy takim potencjale kadrowym będzie lepszy, natomiast straconych na starcie punktów często już potem nie sposób odrobić, o czym doskonale przekonali się ostatnio wszyscy ci, którzy dobrze życzą tej drużynie.

Javier Saviola wraca do Hiszpanii w wielkim stylu – nazywany potocznie Królikiem napastnik udowadnia, że jego piłkarska metryka nie kłamie. Mający za sobą występy w Barcelonie i Realu zawodnik był absolutnym bohaterem spotkania, które zapoczątkowało zmagania w 4 kolejce La Liga. Zakontraktowany w ostatnich godzinach okna transferowego przez Malagę snajper najpierw zrobił użytek z błędu defensora Levante, który nie przeciął prostopadłego podania od Isco i z zimną krwią wykorzystał sytuację sam na sam z Munuą. W drugiej połowie przyczynił się natomiast do szybkiej odpowiedzi na atomowy strzał Michela dający gościom wyrównanie, popisując się świetnym prostopadłym podaniem do weterana hiszpańskich boisk Joaquina. Ten 100% sytuacji nie zmarnował i było 2:1. Za te zasługi publiczność na Rosaleda zgotowała Argentyńczykowi owację na stojąco gdy ten opuszczał murawę. Spotkanie efektownym trafieniem uwieńczył wychowanek klubu z Andaluzji – Portillo. Malaga podtrzymała doskonałą serię i na moment została nawet liderem. W tym klubie wszystko odbywa się jak dotychczas według zasady „im jest gorzej, tym jest lepiej”. Reakcją na sprzedaż gwiazd i organizacyjny bajzel był awans do Ligi Mistrzów i świetny start w lidze. Gdy Bilbao, korzystając z kazusu Rivaldo, próbuje im wyrwać z szyków jedynego reprezentanta Hiszpanii w zespole – Nacho Monreala, oni dalej wygrywają w najlepsze. Skądinąd sytuacja z bocznym obrońcą pokazuje, że w klubie powoli radzą sobie z kryzysem. W przeciwnym wypadku nie windowano by za Baska ceny, aż do 20 mln czym jasno sugerują rywalom, że nie jest on na sprzedaż.

Niezłomna postawa Sevilli – Drużyna dowodzona przez byłą gwiazdę sobotnich rywali Sevillistas sprawiła niespodziankę kopiując wyczyn Getafe i pokonując mistrza Hiszpanii. Bardziej od samego wyniku imponuje jednak styl w jakim drużyna z Ramon Sanchez Pizjuan go osiągnęła. Po szybko zdobytej bramce przez Piotra Trochowskiego zgodnie z przewidywaniami gospodarze skupili się na obronie wyniku i wyprowadzaniu kontr. Przejście do defensywy nie oznaczało jednak wcale rozpaczliwego murowania bramki i wybijania piłki byle dalej przed siebie. Sevilla zaskakiwała spokojem, mądrze przesuwała się w kryciu, piłkarze nawzajem asekurowali się i nie pozwalali Królewskim rozwinąć skrzydeł. Świetnie funkcjonował tercet Spahic-Botia-Maduro. Gdy kogoś z tej trójki akurat zabrakło w odpowiednim miejscu w sukurs szedł Fernando Navarro. Kontry napędzali Navas, Trochowski i rewelacyjny tego dnia Cicinho. Przewagi zwiększyć się nie udało, ale obrona wytrwała w doskonałej dyspozycji.

Rayo Vallecano walczy do końca – ostatnimi czasy meczom podopiecznych Paco Jemeza towarzyszą osobliwe przypadki, które nieczęsto oglądamy na futbolowych arenach. Najpierw w meczu z Betisem już w pierwszych 5 minutach padły dwa gole. Następnie w spotkaniu z Sevillą na Vallecas goście nie wykorzystali 2 „jedenastek”. W derbach Madrytu jednak na żadne cuda przez długi czas się nie zanosiło. Atletico rozkręcało się z każdą akcją, a świetną partię rozgrywał zawodnik wypożyczony w zeszłym sezonie do ekipy gości tego spotkania – Diego Costa. Szturm Rojiblancos po przerwie przyniósł im 3 szybkie trafienia i wydawało się, że jest już po meczu. Obaj szkoleniowcy sięgnęli więc do zasobów zgromadzonych na ławce. Paco Jemez by ratować honor drużyny postawił na Delibasicia, Alvaro Domingueza i Lassa, a Diego Simeone dał odpocząć architektom efektownego prowadzenia – z boiska zeszli Costa, Mario Suarez i Arda Turan. To co wydarzyło się w ostatnich 10 minutach było jednak dobrą lekcją dla wciąż raczkującego w poważnym, trenerskim fachu Cholo. Jego zawodnicy widząc zmiany jakich dokonał ich opiekun również uznali, że 3 punkty można sobie dopisać. Natomiast roszady przeprowadzone przez trenera Vallecanos dały impulsom gościom do desperackiej szarży. Korzystając z najprostszych środków w mgnieniu oka wpakowali rywalom 3 gole i mieli jeszcze cień szansy na wyrównanie. Znakomicie spisali się zmiennicy – Delibasic zdobył 2 gole, Alvaro Dominguez i Lass dogrywali przy wszystkich 3 trafieniach. Rayo co prawda poniosło pierwszą porażkę, ale znów nie może się swej postawy wstydzić. Szkoda, że zareagowali tak późno.


- Atl. Madrid 4 Rayo Vallecano 3 przez acosart

Widowisko na Cornella El Prat – o tym co wydarzyło się wczesnym popołudniem w Barcelonie można by napisać nie zwięzły akapit, ale obszerny artykuł. Nie podejmę się wobec tego streszczenia przebiegu tego spotkania. Niech skromną rekompensatą dla tych, którzy nie widzieli będzie poniższy skrót.


ESPANYOL 3 ATHLETIC 3 przez acosart

Jako, że poziom spotkań rozegranych w ten weekend można określić za więcej niż satysfakcjonujący ciężko było się do czegoś przyczepić.  

Można jednak wynotować kilka minusów tej kolejki

Pudło Sergio Ramosa – w zasadzie bez komentarza. Dodam, że to doskonały obrazek ilustrujący w jakich kłopotach znajduje się Real. W ubiegłym sezonie byłby z tego pewny gol i może nawet w ostatecznym rozrachunku  3 punkty. W Madrycie była mowa o zmianie cyklu, a póki co wracają stare, złe nawyki.

Głupota „nagrodzona” i „nienagrodzona” – ta nagrodzona to oczywiście zachowanie Joseby Llorente z Osasuny i Jose Nunesa z Mallorci. Tych dwóch niezwykle doświadczonych zawodników stoczyło w 34 minucie spotkania rozgrywanego w Pampelunie zacięty pojedynek o piłkę wrzuconą na skraj pola karnego gości. Uwięzieni w klinczu piłkarze zgodnie zadali sobie w walce po ciosie i równie zgodnie runęli na murawę. Arbiter niczym w szermierce orzekł trafienie równoczesne i w usunął obu walczaków z boiska.

Ta nienagrodzona to zachowanie Angela Di Marii i Gonzalo Higuaina, którzy również zdecydowali się na samosąd i natychmiastowe wymierzenie sprawiedliwości rywalom. Jednak wskutek chytrych zabiegów Xabiego Alonso (przypadek Di Marii) i zamieszania (zdarzenie z napastnikiem Realu) obu Argentyńczykom się upiekło. Sytuacje te w protokole pomeczowym się nie znalazły, a jako że w Hiszpanii ma on rangę niemal Pisma Świętego na reakcję Komisji Dyscyplinarnej nie ma szans. Cały proceder odbywa się, w myśl powiedzenia „czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal”. Jeśli tak się w Hiszpanii załatwia sprawy nie dziwi fakt, że kraj pogrążony jest kryzysie.

Brak koncentracji Espanyolu – statystyki dla Papużek są bezlitosne – gdyby stworzyć tabelę obejmującą wyniki do przerwy wszystkich rozegranych dotychczas spotkań, Espanyol z 10 punktami przewodziłby w takiej klasyfikacji. Gra się jednak 90 minut i w oficjalnej tabeli podopieczni Mauricio Pochettino zamykają stawkę wspólnie z Osasuną mając na koncie z trudem wywalczone w tę niedzielę 1 oczko. Argentyński szkoleniowiec ma nad czym myśleć.

Fatalna pomyłka Jaime – błąd popełniony przez bramkarza Valladolid dał kompletnie niezasłużone 3 punkty Verdiblancos w spotkaniu, które kończyło 4 kolejkę La Liga. Podobnie jak w przypadku Ramosa szerszy komentarz jest całkowicie zbędny. Szczęśliwcem okazał się Ruben Castro.

Na koniec moja własna „11” 4. Kolejki:

Palop - Adriano, Inigo Martinez, Spahic, Cicinho - Maduro, Diego Costa, Fabregas - Saviola, Aduriz, Vela

Tak właśnie w przybliżeniu wyglądał wielki powrót rozgrywek Primera Division. Czasu na oddech mamy jednak niewiele. Już dziś startuje Liga Mistrzów a w niej 4 hiszpańskie drużyny. Na początek w ramach gier wtorkowych Malaga podejmie u siebie rosyjski Zenit, a w hicie tej kolejki Real zmierzy się u siebie z Manchesterem City i będzie miał doskonałą okazję na przełamanie. W środę półfinalista zeszłorocznej edycji – Barcelona podejmie u siebie moskiewski Spartak, a Valencię czeka podróż do Monachium na arcytrudny mecz z Bayernem. Sprawdzimy jak moje przewidywania będą się miały do rzeczywistości. Na blogu nie zabraknie relacji z tych spotkań oraz ze zmagań hiszpańskich drużyn w Lidze Europejskiej, więc zapowiada się pracowity tydzień.

4 komentarze:

  1. real to pedały

    ps dobry wpis

    OdpowiedzUsuń
  2. Anonimowy to pedał.

    PS Doby wpis.

    OdpowiedzUsuń
  3. rkn miałeś to na wizji powiedzieć, komentarz na blogu się nie liczy...

    OdpowiedzUsuń
  4. Dobry wpis i dobry blog! Będę zaglądał

    OdpowiedzUsuń