wtorek, 6 listopada 2012

10. kolejka - krew, pot i...kolejny szalony poniedziałek


Jubileuszowa kolejka La Liga za nami. Wbrew stałym tendencjom z jakimi mamy do czynienia w Hiszpanii, nie był to weekend dobry dla gospodarzy. Aż 5 razy drużyny goszczące rywala zmuszone były do przełknięcia goryczy porażki. Geneza tych porażek była zwykle ta sama - miejscowi nacierali, ale brakowało solidnych argumentów. Czasami przebudzenie następowało po pierwszym ciosie przyjezdnych, w innych przypadkach gospodarze trwali w niemocy do ostatniego gwizdka sędziego. Niezależnie od scenariusza, na odrobienie strat było zwykle zbyt późno. Taki obrót spraw przyniósł dwie niespodzianki. Pierwszą porażkę na La Rosaleda zanotowała Malaga, wyraźnie zaskoczona reaktywacją Rayo Vallecano. Jak widać, wciąż niepewna sytuacja płacowa nie sprzyja osiąganiu kolejnych dobrych rezultatów, nawet jeśli nie jest bezpośrednią przyczyną aktualnych niepowodzeń. Zaskoczeniem był też triumf Pericos nad baskijskim Realem Sociedad. 

Na pozór większych kłopotów z odniesieniem kolejnych zwycięstw nie miały Real i Barcelona. Przebieg obu spotkań nie był jednak tak oczywiście jednostronny jak wskazywałyby na to wyniki. Saragossa i Celta kilkakrotnie groźnie szturmowały na bramki strzeżone przez Casillasa i Valdesa. By coś ugrać zabrakło jednak konkretów i lepszej postawy arbitrów. W meczu wicemistrzów Hiszpanii mieliśmy do czynienia z niesłusznym uznaniem bramki Jordiego Alby, zdobytej po nieodgwizdaniu metrowego spalonego. Inaczej było w stolicy Hiszpanii, gdzie Helder Postiga zdobył prawidłowego i efektownego gola. Rozjemca spotkania dopatrzył się jednak spalonego. Wspomniane sytuacje nie wpłynęłyby na końcowe rozstrzygnięcia, ale istnieje spore prawdopodobieństwo, że zmieniłyby obraz ostatnich minut obu konfrontacji. Dla Barcelony był to triumf,, który przypieczętował najlepszy start w sezonie w historii drużyny. Jednocześnie Azulgrana wyrównała rekord wszech czasów La Liga, należący dotychczas do odwiecznego rywala.

W hicie kolejki nieco niespodziewanie triumfowała Valencia. Przypadku jednak nie było. Nietoperze wyraźnie górowali nad ekipą wicelidera, punktując ich dwukrotnie. Nieskuteczny był Radamel Falcao. Podopieczni Pellegrino (który został kolejnym szkoleniowcem wyrzuconym na trybuny w tych rozgrywkach) byli wobec kolumbijskiego snajpera bezwzględni, a po niefortunnej interwencji jednego z bohaterów wieczoru - Soldado - krwawiący El Tigre musiał skorzystać z pomocy medycznej.

Oglądaliśmy sporo walki, dużo mniej efektownych zagrań. Zdarzało się jednak, że wytrwałość kibiców, śledzących siermiężną rywalizację była wynagradzana. Tak było m. in. na Reyno de Navarra, a w szczególności na Colliseum Alfonso Perez, gdzie po niespełna godzinie mniej lub bardziej udanych prób Getafe i Betis rozpoczęły walkę na noże, trwającą do ostatniej minuty.

Pozytywnych aspektów było tym razem mniej. Cieszyć się trzeba w takim razie małymi rzeczami

Jeszcze jeden rewelacyjny mecz w poniedziałek - o atrakcyjności ostatnich ligowych potyczek rozgrywanych w ten dzień pisałem już przed tygodniem , mając nadzieje, że ta dobra seria zostanie podtrzymana. Pojedynek nieobliczalnych ligowych średniaków wydawał się być niezłym materiałem na kolejny dreszczowiec. Po pierwszych 45 minutach nic nie wskazywało jednak na taki bieg wydarzeń. Oglądaliśmy widowisko lepsze niż chociażby pojedynki Sevilli z Levante czy Osasuny z Valladolid. Daleko jednak było do poziomu emocji sprzed tygodnia czy dwóch. Stroną przeważającą byli Azulones jednak ich ataki odbijały się od solidnego tego dnia bloku obronnego, złożonego z Paulao i Perquisa. Tak to wyglądało niemal do 60. minuty. Wtedy to, niespodziewanie skuteczną kontrę przeprowadzili goście, siłami Rubena Castro i wprowadzonego chwilę wcześniej Jorge Moliny. Ten drugi w bodaj pierwszym kontakcie z piłką otworzył wynik spotkania. Odpowiedź gości przyszła szybko i podobnie jak w przypadku trafienia dla Betisu duża w tym zasługa zmiennika. Paco Alcacer doskonale zgasił długą piłkę zagraną w jego kierunku, jednocześnie zgrywając ją w stronę Diego Castro. Notujący udany początek sezonu, doświadczony pomocnik nie miał problemu z wykończeniem. Łatwe odrobienie strat uśpiło czujność gospodarzy. Z boku boiska Barrada dał się minąć Molinie i rozpaczliwie zatrzymując napastnika Verdiblancos, sprokurował rzut wolny. Do piłki podszedł Beñat i niespodziewanie huknął bezpośrednio na bramkę. Moya był bez szans. Getafe nie zdążyło się jeszcze otrząsnąć po golazo reprezentanta Hiszpanii, a już kolejny cios zadał Ruben Castro. Tuż przed upływem regulaminowego czasu gry emocje w końcówce zapewnił Pedro Leon. Najaktywniejszy gracz gospodarzy wykorzystał sprytne dogranie Diego Castro. Azulones rzucili wszystkie siły do ataku i to zemściło się w ostatniej z doliczonych minut. Po rzucie rożnym zawodnicy Verdiblancos przechwycili piłkę i co rzadko spotykane, w trójkę popędzili na osamotnionego Moye bez żadnej eskorty ze strony obrońców rywala. Piłkę do końca holował Salva Sevilla i to on pewnym strzałem przypieczętował wygraną drużyny Pepe Mela i ukoronował swój doskonały występ.Partidazo.



Wybitna skuteczność Aritza Aduriza - już jakiś czas temu blogowałem o tym ile dla sprawnego funkcjonowania ofensywy Athleticu Bilbao znaczy obecność w zespole Fernando Llorente. Swego zdania dalej nie zmieniłem. Reprezentanta Hiszpanii ciężko będzie Marcelo Bielsie w pełni zastąpić. Dużo mniej uciążliwym zadaniem okazało się jednak znalezienie zawodnika, który równie często co rosły napastnik będzie trafiał do siatki. Rozwiązaniem okazał się być sprowadzony za niewielkie pieniądze z Valencii , stary znajomy publiczności na San Mames - Aritz Aduriz. Obecny pobyt w drużynie Lwów z Bilbao jest dla niego już trzecim podejściem do tego klubu. Wszystko wskazuje na to, że będzie to próba najbardziej udana. W dotychczasowych rozgrywkach Bask w 10 spotkaniach strzelił 8 bramek, co jest bodaj najlepszym rezultatem na tym etapie sezonu w historii całego zespołu. Do swojego dorobku dołożył też asystę i 2 trafienia w Lidze Europy. W niedzielę kolejnymi 2 trafieniami zapewnił Baskom niezwykle cenne 3 punkty w meczu z Granadą. Nic dziwnego, że pojawiają się informacje, jakoby Josu Urrutia gotów byłby oddać czołowego do niedawna strzelca La Liga już w styczniu i to za kwotę 7 mln euro, a nie jak dotychczas utrzymywał - za sumę zawartą w klauzuli odejścia. Wygląda na to, że po Llorente nikt już płakał nie będzie.

Gole Roberto Soldado i Patricka Eberta - dwa absolutnie wybitne uderzenia, a jednocześnie dwa trafienia obrazujące inne atuty piłkarskie. Z jednej strony siła, z drugiej strony technika. W pierwszym wypadku atak pozycyjny w drugim kontra. Doskonałe zobrazowanie tego, że piękno w futbolu jest pojęciem względnym i nie ma jednej definicji efektownego gola. Zwłaszcza, że w obu przypadkach mamy do czynienia z prawdziwym eklektyzmem. Ebert doskonałym, miękkim podcięciem piłki wykańcza dynamiczną kontrę zawodników Valladolid, a Soldado techniczną wrzutkę Adila Ramiego (kto by pomyślał!) kontruje prawdziwą bombą z woleja. Obok wspomnianego rzutu wolnego autorstwa Beñat to prawdziwe ozdoby tej kolejki.

Współpraca duetu Leo Baptistao - Piti - jeśli komuś w szczególności Paco Jemez zawdzięcza przełamanie jego Vallecano, to bez wątpienia tej dwójce. Młodego Brazylijczyka wypada nazwać kolejną rewelacją tego sezonu. Ten 20-latek, posiadający także włoski paszport, po raz pierwszy błysnął w meczu z Betisem, w którym zapewnił swojej drużynie wygraną, asystując i strzelając. Potem trafiał jeszcze z Espanyolem i Atletico, ale jego gole nie przynosiły zdobyczy punktowej. Kiedy jednak asystuje, sympatycy Rayo mogą spodziewać się czegoś dobrego. Z niepokonaną dotychczas na własnym obiekcie Malagą zagrał rewelacyjnie. Gole strzelał Piti, ale całą robotę w obu przypadkach wykonywał Baptistao. Jeśli podaje Baptistao, strzela Piti, jeśli strzela Piti lub podaje Leo - Rayo zwycięża. Na Vallecas mają nadzieje na utrzymanie skuteczności przez tę dwójkę i utrzymanie tej sprzyjającej tendencji.



Pora na minusy

Niewykorzystane okazje się mszczą - w tej kolejce ten piłkarski komunał okazał się być aktualny jak nigdy. Główną ofiarą tej prawidłowości zostali zawodnicy Realu Sociedad San Sebastian. Podopieczni Montaniera przeważali, przez całe spotkanie, ale akcjom Veli, Illarramendiego, Agirretxe czy Xabiego Prieto brakowało wykończenia. Zimnej krwi nie zabrakło za to Diego Colotto. Środkowy obrońca Espanyolu udanie wykorzystał zgranie partnera z bloku defensywnego Hectora Moreno i zdobył decydującą bramkę. Espanyol śmielej odbija się od dna, a Sociedad coraz niebezpieczniej się ku niemu zbliża. Nie wszystko da się wytłumaczyć absencją Antoine Griezmanna (pierwszą spowodowaną kontuzją o kiedy jest w klubie). Kibice chcą by francuski szkoleniowiec za nieskuteczną grę podopiecznych zapłacił głową. W tygodniu pojawiły się informacje jakoby najbogatszy człowiek świata Carlos Slim Helu miał zainwestować w jeden z hiszpańskich zespołów. W orbicie zainteresowań miliardera pozostają podobno już tylko Getafe i Sociedad. Za jednymi przemawia stabilność, za drugimi dobrze pracująca szkółka i długoterminowe umowy z obiecującymi zawodnikami. 10. kolejka mogła jednak sprawić, że Meksykanin zwątpił w swój plan.



Krew się leje - rzecz w Hiszpanii jakby nie było, niezbyt często spotykana. Zarówno Radamel Falcao jak i Juan Valera opuszczali boisko wyglądając bardziej jak po skaryfikacji, aniżeli po meczu piłkarskim. Tego pierwszego jak wspominałem podeptał Soldado. Drugiego równie przypadkiem ciężko doświadczył Jorge Molina. 

Deportivo - Mallorca - drużyny Joaquina Caparrosa i Jose Luisa Oltry osiągnęli rzadki sukces. W ciągu jednego tygodnia rozegrali dwa niezwykle nudne spotkania. Co gorsze, mają wkrótce szansę na stworzenie trzeciego przygnębiającego widowiska, gdyż czeka ich jeszcze rewanż w Pucharze Króla. Pomijając atrakcyjność niedzielnej konfrontacji warto zauważyć jaki ciężar gatunkowy miał ten pojedynek. Obie ekipy nie triumfowały od kilku kolejek i starcie z równie nieskutecznym rywalem było szansą na przełamanie. Wykorzystali ją gospodarze, choć jasnych punktów w galicyjskim kolektywie wciąż ciężko się doszukać. Tym razem wystarczyła jeszcze raz świetna gra weterana Valerona, wspieranego przez Pizziego i strzelca bramki - Bruno Gamę. 

Falcao, Messi i Ronaldo nie strzelają - wydarzenie tak rzadkie, że należy je ochrzcić mianem anomalii. Ostatni raz taka sytuacja miała miejsce ponad rok temu.

Na koniec tradycyjnie "11" kolejki. Na wyróżnienie oprócz wymienionych zasłużyli także Villa, Feghouli, Iniesta, Pedro Leon, Aranzubia, Colotto, Valeron czy Essien. Wybór padł jednak na innych.

*liczba wyborów do "11" kolejki

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz