Po dwutygodniowej przerwie
spowodowanej meczami reprezentacyjnymi piłkarze wrócili na boiska La Liga. O
ile hiszpańskie rozgrywki pożegnały nas dość smętnym akcentem i poprzednia
kolejka pozostawiła po sobie niedosyt, o tyle powrót do rywalizacji w krajowym
czempionacie odbył się hucznie.
Mocne uderzenie zaplanowali
ludzie odpowiedzialni za terminarz rozgrywek na sobotnie popołudnie i wieczór
przewidując 4 ciekawie zapowiadające się pojedynki, w których zobaczyć nam było
dane aż 5 reprezentantów ligi w europejskich pucharach (taki układ pokierowany
jest faktem, że już w tym tygodniu czekają nas pierwsze starcia tych ekip w
Europie). Emocje rosły, z każdym meczem, choć spotkania szybciej czy później
układały się na korzyść faworytów. Wyłomem od tej zasady była kończąca sobotnią
serię spotkań potyczka Realu z Sevillą na Ramon Sanchez Pizjuan. Spotkania tych
dwóch drużyn w stolicy Andaluzji zawsze są przyczyną niesamowitych zdarzeń na
boisku Nie inaczej było i tym razem. Największą sensacją był wynik, ale i styl,
w jakim po zwycięstwo sięgnęli Sevillistas.
Niedziela została naznaczona natomiast przez dwa niesamowite spektakle, które otworzyły i zamknęły zmagania ligowców tego dnia. Autorami pierwszego widowiska byli zawodnicy Espanyolu i Athleticu, w drugim ciśnienie swoim sympatykom podnieśli piłkarze Atletico Madryt, którzy mimo spokojnego prowadzenia w małych derbach Madrytu, w końcówce spotkania nieomal dali się dopaść niezwykle zdeterminowanym podopiecznym Paco Jemeza. W międzyczasie rozegrano 3 inne spotkania, które poziomem nie dorównały pozostałym spotkaniom, aczkolwiek nie brakowało w nich zdarzeń godnych odnotowania. Kuriozalne zdarzenie z końcówki spotkania rozstrzygnęło losy poniedziałkowego pojedynku Betisu z Realem Valladolid
Jakie zdarzenia są warte
odnotowania w pozytywnym kontekście?
Vilanova poskramia demony
Guardioli – dream team zbudowany przez szkoleniowca z Santpedor przez 4 lata
imponował swą grą, pracując na to by na stałe zapisać się na kartach historii,
nie tylko hiszpańskiego, ale i europejskiego futbolu. Były jednak w
funkcjonowaniu tego mechanizmu pewne prawidłowości, które wśród kibiców
Azulgrany notorycznie wywoływały niepokój. Drużyna z zadziwiającą regularnością
zawodziła w spotkaniach rozgrywanych po przerwach reprezentacyjnych. W ubiegłym
sezonie dodatkową bolączką stały się wyjazdowe spotkania, w których gwiazdorzy
Barcelony męczyli się niemiłosiernie, raz po raz tracąc punkty, które w ostatecznym
rozrachunku pozbawiły ich szans na 4 z rzędu tytuł mistrzowski.
Nic dziwnego, że wobec zmiany na
ławce trenerskiej poczynania popularnego markiza na obcych boiskach stały się z
miejsca przedmiotem tych najdokładniejszych analiz. Gdy terminarz wyznaczył na ten weekend
(przyjmując standardy z ery Guardioli) wydawałoby się śmiertelną kombinację
meczu wyjazdowego, przypadającego po przerwie na reprezentację, dodatkowo z tak
niewygodnym przeciwnikiem jak Getafe, stało się jasne, że niedawnego asystenta
Mistera czeka prawdziwe wyzwanie. A okoliczności sprzyjające nie były –
Iniesta, Alexis i Alba wrócili z kadry z problemami zdrowotnymi i ich występ w
sobotę był wykluczony. Szkoleniowiec Dumy Katalonii specjalnie się tym nie
przejął, podnosząc sobie poprzeczkę jeszcze wyżej, sadzając na ławce Messiego i
Alvesa. Zaufał za to niedoświadczonemu Montoyi, wracającemu po długiej absencji
Thiago czy zawodzącemu ostatnimi czasy Fabregasowi.
Efekty widać dokładnie w
rubryczce prezentującej wynik spotkania. Pewna wygrana na trudnym terenie,
która mogła być jeszcze bardziej okazała gdyby Teixeria Vitienes przyznał
jedenastkę po ewidentnym faulu na Messim (a nie była to jedyna kontrowersyjna
decyzja tego dnia).
Można w tym miejscu zdobyć się na wstępne podsumowanie pracy nowego opiekuna Blaugrany. W 4 meczach ligowych udało mu się zgarnąć komplet punktów. Wynik to jednak o tyle imponujący, że na te 4 spotkania przypadły 2 wyjazdy, z których w zeszłym roku drużyna dowodzona przez Guardiolę wróciła z niczym (Osasuna, Getafe). Co więcej, w temporadzie 2011/2012 Barcelona traciła punkty ze wszystkimi drużynami, z jakimi w obecnych rozgrywkach przyszło jej się dotychczas mierzyć, a więc Vilanova w pokonanym polu zostawił póki, co drużyny, które jego drużynie co do zasady nastręczały problemów. Mimo to wielu krytyków wciąż sceptycznie podchodzi do jego pracy. To dziwi. Barcelona spod ręki byłego kapitana klubu z Katalonii może i zachwycała bardziej, ale skutecznością coraz bardziej odbiegała od poziomu, jaki wyznaczyła sobie w 3 pierwszych sezonach swego cyklu. Vilanova ma wyniki. Styl prędzej czy później przy takim potencjale kadrowym będzie lepszy, natomiast straconych na starcie punktów często już potem nie sposób odrobić, o czym doskonale przekonali się ostatnio wszyscy ci, którzy dobrze życzą tej drużynie.
Javier Saviola wraca do Hiszpanii
w wielkim stylu – nazywany potocznie Królikiem napastnik udowadnia, że jego
piłkarska metryka nie kłamie. Mający za sobą występy w Barcelonie i Realu
zawodnik był absolutnym bohaterem spotkania, które zapoczątkowało zmagania w 4
kolejce La Liga. Zakontraktowany w ostatnich godzinach okna transferowego przez
Malagę snajper najpierw zrobił użytek z błędu defensora Levante, który nie
przeciął prostopadłego podania od Isco i z zimną krwią wykorzystał sytuację sam
na sam z Munuą. W drugiej połowie przyczynił się natomiast do szybkiej
odpowiedzi na atomowy strzał Michela dający gościom wyrównanie, popisując się
świetnym prostopadłym podaniem do weterana hiszpańskich boisk Joaquina. Ten
100% sytuacji nie zmarnował i było 2:1. Za te zasługi publiczność na Rosaleda
zgotowała Argentyńczykowi owację na stojąco gdy ten opuszczał murawę. Spotkanie
efektownym trafieniem uwieńczył wychowanek klubu z Andaluzji – Portillo. Malaga
podtrzymała doskonałą serię i na moment została nawet liderem. W tym klubie
wszystko odbywa się jak dotychczas według zasady „im jest gorzej, tym jest lepiej”.
Reakcją na sprzedaż gwiazd i organizacyjny bajzel był awans do Ligi Mistrzów i
świetny start w lidze. Gdy Bilbao, korzystając z kazusu Rivaldo, próbuje im
wyrwać z szyków jedynego reprezentanta Hiszpanii w zespole – Nacho Monreala, oni
dalej wygrywają w najlepsze. Skądinąd sytuacja z bocznym obrońcą pokazuje, że w
klubie powoli radzą sobie z kryzysem. W przeciwnym wypadku nie windowano by za Baska
ceny, aż do 20 mln czym jasno sugerują rywalom, że nie jest on na sprzedaż.
Niezłomna postawa Sevilli –
Drużyna dowodzona przez byłą gwiazdę sobotnich rywali Sevillistas sprawiła
niespodziankę kopiując wyczyn Getafe i pokonując mistrza Hiszpanii. Bardziej od
samego wyniku imponuje jednak styl w jakim drużyna z Ramon Sanchez Pizjuan go
osiągnęła. Po szybko zdobytej bramce przez Piotra Trochowskiego zgodnie z
przewidywaniami gospodarze skupili się na obronie wyniku i wyprowadzaniu kontr.
Przejście do defensywy nie oznaczało jednak wcale rozpaczliwego murowania
bramki i wybijania piłki byle dalej przed siebie. Sevilla zaskakiwała spokojem,
mądrze przesuwała się w kryciu, piłkarze nawzajem asekurowali się i nie
pozwalali Królewskim rozwinąć skrzydeł. Świetnie funkcjonował tercet
Spahic-Botia-Maduro. Gdy kogoś z tej trójki akurat zabrakło w odpowiednim
miejscu w sukurs szedł Fernando Navarro. Kontry napędzali Navas, Trochowski i
rewelacyjny tego dnia Cicinho. Przewagi zwiększyć się nie udało, ale obrona
wytrwała w doskonałej dyspozycji.
Rayo Vallecano walczy do końca –
ostatnimi czasy meczom podopiecznych Paco Jemeza towarzyszą osobliwe przypadki,
które nieczęsto oglądamy na futbolowych arenach. Najpierw w meczu z Betisem już
w pierwszych 5 minutach padły dwa gole. Następnie w spotkaniu z Sevillą na
Vallecas goście nie wykorzystali 2 „jedenastek”. W derbach Madrytu jednak na
żadne cuda przez długi czas się nie zanosiło. Atletico rozkręcało się z każdą akcją,
a świetną partię rozgrywał zawodnik wypożyczony w zeszłym sezonie do ekipy
gości tego spotkania – Diego Costa. Szturm Rojiblancos po przerwie przyniósł im
3 szybkie trafienia i wydawało się, że jest już po meczu. Obaj szkoleniowcy
sięgnęli więc do zasobów zgromadzonych na ławce. Paco Jemez by ratować honor
drużyny postawił na Delibasicia, Alvaro Domingueza i Lassa, a Diego Simeone dał
odpocząć architektom efektownego prowadzenia – z boiska zeszli Costa, Mario
Suarez i Arda Turan. To co wydarzyło się w ostatnich 10 minutach było jednak
dobrą lekcją dla wciąż raczkującego w poważnym, trenerskim fachu Cholo.
Jego zawodnicy widząc zmiany jakich dokonał ich opiekun również uznali, że 3
punkty można sobie dopisać. Natomiast roszady przeprowadzone przez trenera
Vallecanos dały impulsom gościom do desperackiej szarży. Korzystając z
najprostszych środków w mgnieniu oka wpakowali rywalom 3 gole i mieli jeszcze
cień szansy na wyrównanie. Znakomicie spisali się zmiennicy – Delibasic zdobył
2 gole, Alvaro Dominguez i Lass dogrywali przy wszystkich 3 trafieniach. Rayo
co prawda poniosło pierwszą porażkę, ale znów nie może się swej postawy
wstydzić. Szkoda, że zareagowali tak późno.
- Atl. Madrid 4 Rayo Vallecano 3 przez acosart
Widowisko na Cornella El Prat – o
tym co wydarzyło się wczesnym popołudniem w Barcelonie można by napisać nie zwięzły
akapit, ale obszerny artykuł. Nie podejmę się wobec tego streszczenia przebiegu
tego spotkania. Niech skromną rekompensatą dla tych, którzy nie widzieli będzie
poniższy skrót.
ESPANYOL 3 ATHLETIC 3 przez acosart
Jako, że poziom spotkań rozegranych
w ten weekend można określić za więcej niż satysfakcjonujący ciężko było się do
czegoś przyczepić.
Można jednak wynotować kilka minusów tej kolejki
Pudło Sergio Ramosa – w zasadzie
bez komentarza. Dodam, że to doskonały obrazek ilustrujący w jakich kłopotach
znajduje się Real. W ubiegłym sezonie byłby z
tego pewny gol i może nawet w ostatecznym rozrachunku 3 punkty. W Madrycie była mowa o zmianie
cyklu, a póki co wracają stare, złe nawyki.
Głupota „nagrodzona” i „nienagrodzona”
– ta nagrodzona to oczywiście zachowanie Joseby Llorente z Osasuny i Jose Nunesa z Mallorci. Tych dwóch niezwykle doświadczonych zawodników stoczyło w 34
minucie spotkania rozgrywanego w Pampelunie zacięty pojedynek o piłkę wrzuconą
na skraj pola karnego gości. Uwięzieni w klinczu piłkarze zgodnie zadali sobie w walce
po ciosie i równie zgodnie runęli na murawę. Arbiter niczym w szermierce orzekł
trafienie równoczesne i w usunął obu walczaków z boiska.
Ta nienagrodzona to zachowanie
Angela Di Marii i Gonzalo Higuaina, którzy również zdecydowali się na samosąd i
natychmiastowe wymierzenie sprawiedliwości rywalom. Jednak wskutek chytrych
zabiegów Xabiego Alonso (przypadek Di Marii) i zamieszania (zdarzenie z
napastnikiem Realu) obu Argentyńczykom się upiekło. Sytuacje te w protokole
pomeczowym się nie znalazły, a jako że w Hiszpanii ma on rangę niemal Pisma
Świętego na reakcję Komisji Dyscyplinarnej nie ma szans. Cały proceder odbywa
się, w myśl powiedzenia „czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal”. Jeśli tak
się w Hiszpanii załatwia sprawy nie dziwi fakt, że kraj pogrążony jest
kryzysie.
Brak koncentracji Espanyolu –
statystyki dla Papużek są bezlitosne – gdyby stworzyć tabelę obejmującą wyniki
do przerwy wszystkich rozegranych dotychczas spotkań, Espanyol z 10 punktami
przewodziłby w takiej klasyfikacji. Gra się jednak 90 minut i w oficjalnej tabeli
podopieczni Mauricio Pochettino zamykają stawkę wspólnie z Osasuną mając na
koncie z trudem wywalczone w tę niedzielę 1 oczko. Argentyński szkoleniowiec ma
nad czym myśleć.
Fatalna pomyłka Jaime – błąd popełniony
przez bramkarza Valladolid dał kompletnie niezasłużone 3 punkty Verdiblancos w
spotkaniu, które kończyło 4 kolejkę La Liga. Podobnie jak w przypadku Ramosa szerszy
komentarz jest całkowicie zbędny. Szczęśliwcem okazał się Ruben Castro.
Na koniec moja własna „11” 4. Kolejki:
Palop - Adriano, Inigo Martinez,
Spahic, Cicinho - Maduro, Diego Costa, Fabregas - Saviola, Aduriz, Vela
Tak właśnie w przybliżeniu
wyglądał wielki powrót rozgrywek Primera Division. Czasu na oddech mamy jednak
niewiele. Już dziś startuje Liga Mistrzów a w niej 4 hiszpańskie drużyny. Na
początek w ramach gier wtorkowych Malaga podejmie u siebie rosyjski
Zenit, a w hicie tej kolejki Real zmierzy się u siebie z Manchesterem City i będzie
miał doskonałą okazję na przełamanie. W środę półfinalista zeszłorocznej edycji
– Barcelona podejmie u siebie moskiewski Spartak, a Valencię czeka podróż do
Monachium na arcytrudny mecz z Bayernem. Sprawdzimy jak moje przewidywania będą
się miały do rzeczywistości. Na blogu nie zabraknie relacji z tych spotkań oraz
ze zmagań hiszpańskich drużyn w Lidze Europejskiej, więc zapowiada się
pracowity tydzień.
real to pedały
OdpowiedzUsuńps dobry wpis
Anonimowy to pedał.
OdpowiedzUsuńPS Doby wpis.
rkn miałeś to na wizji powiedzieć, komentarz na blogu się nie liczy...
OdpowiedzUsuńDobry wpis i dobry blog! Będę zaglądał
OdpowiedzUsuń