wtorek, 15 stycznia 2013

19. kolejka - Patrick Ebert Show i inne

http://tikitaka.ro
Druga noworoczna kolejka w dużej mierze nie pokazała nam nic, czego już byśmy w tym sezonie nie widzieli. Zabójczo skuteczna Barcelona, męczący się Real, konsekwentne Atletico, nieudolna Osasuna, ekscytujący Betis (z tym urozmaiceniem, że bez Benata i Salvy Sevilli), Getafe i Sociedad zaskakująco gubiące punkty na własnych stadionach. Wszystko to przyprawione kilkoma kontrowersjami sędziowskimi.

Nie obyło się jednak bez kilku fajerwerków, o których mowa poniżej. Na uwagę zasługuje też kolejna wygrana Rayo i fakt, że drużyna najlepiej ubranego obecnie szkoleniowca w La Liga zajmuje miejsce premiowane grą w europejskich pucharach. Nie można rónież przejść obojętnie obok trzeciej kolejnej wygranej Valencii, która pozwala kończyć drużynie Valverde pierwszą rundę z identycznym bilansem jak lokalny rywal z Ciutat de Valencia. Jakkolwiek dziwnie to brzmi, takiej passy kibice Nietoperzy doświadczają w tych rozgrywkach dopiero po raz pierwszy.

PLUSY

Powrót dwóch króli - w poprzedniej kolejce w Realu Valladolid zabrakło kwartetu świadczącego o sile ekipy z  Estadio José Zorila i w konfrontacji z Celtą gracze Pucela prezentowali się jak drużyna na poziomie Segunda. Mowa tu o absencji Patricka Eberta, Oscara Gonzaleza, Victora Pereza i Manucho, którzy jak przed tym meczem wyliczono wyprodukowali 83% goli dla Pucela. Gdy okazało się przed sobotnim spotkaniem z Mallorką, że tym razem obejrzymy najlepszego strzelca drużyny i prawdziwego człowieka-orkiestrę jakim jest niemiecki skrzydłowy, to pewne było, że będziemy świadkami potężnego skoku jakościowego po stronie gospodarzy.

I tak też było, a prawdziwy show przygotował na to popołudnie były zawodnik Herthy Berlin. Pauzujący od spotkania z Realem zawodnik już po 21 minutach sprawił, że stadion eksplodował. Akcja lewą stroną, zejście do środka i oddany jakby od niechcenia, potężny strzał, szybujący zdecydowanie poza zasięgiem Dudu Aouate w stronę bramki. Kibice od razu przypomnieli sobie czego im brakowało w spotkaniach z Barceloną czy Celtą.

Na ten cios przyjezdnym, uskrzydlonym po zatrzymaniu wicelidera, udało się jednak wyprowadzić kontrę. I była to kontra w ich ulubionym stylu. Arizmendi pognał prawą flanką, dośrodkował, a w polu karnym z najbliższej odległości piłkę do siatki wbił głową Victor Casadesus. Po tym golu, podopieczni (paradującego tym razem dla odmiany w dresie) Joaquina Caparrosa przejęli inicjatywę. Ich nieznaczna przewaga utrzymywała się także w drugiej połowie, jednak nie udało się jej w żaden sposób udokumentować.

I kiedy wydawało się, że mecz zakończy się podziałem punktów Patrcik Ebert znów doszedł do głosu. Miękka wrzutka w pole karne, wprost na nogę Oscara Gonzaleza, który precyzyjnym uderzeniem lokuję ją tuż przy słupku. Gracze z Balearów jeszcze ruszyli do rozpaczliwych ataków, ale Pucela zachowali spokój i skarcili rywala. Kontra, piłka do Eberta, ten wbiega w pole karne, niemal w miejscu kładzie na ziemi obrońcę, potem bramkarza i na pełnym luzie ustala wynik. Występ kolejki. I pamiętajmy, że ten gość trafił tu za friko.


 
Odzyskany Diego Buonanotte - jedyna dobra informacja dla andaluzyjskiej drużyny po starciu z Barceloną. Zawodnik, który cierpiał z uwagi na brak zaufania ze strony Mauricio Pellegriniego i według doniesień sprzed kilkunastu dni był już jedną nogą we włoskim Palermo, nagle odpalił z formą i wszystko wskazuje na to, że nie będzie to radosne pożegnanie z Malagą, a raczej zapewnienie sobie dłuższego pobytu na Costa del Sol.

Wszystko zaczęło się od spotkania z Granadą. Filigranowy zawodnik (przy którym nawet barcelońskie mikrusy wyglądały na postawnych mężczyzn), tradycyjnie pojawił się wtedy na boisku na kilka ostatnich minut i posyłając świetne podanie do Roque Santa Cruza pokazał, że zasługuje na to by być uwzględnionym w planach chilijskiego szkoleniowca na kolejne mecze. Prawdziwą eksplozję dobrej dyspozycji oglądamy jednak dopiero teraz. Najpierw dwa arcyważne gole, w nadspodziewanie trudnym rewanżowym boju z Eibar w Pucharze Króla. Teraz, honorowe trafienie w przegranym starciu z Barceloną. Krzywdzące byłoby stwierdzenie, że było to słabe spotkanie Boquerones, a jednak ciężko dopatrzeć się kogoś w ekipie gospodarzy, kto zrobił w tym spotkaniu więcej od Argentyńczyka. W pół godziny zdobył gola i zdołał napsuć krwi, nawet rewelacyjnemu tego dnia Busquetsowi.

Buonanotte wysyła sygnały szkoleniowcowi na boisku, ale i poza nim, werbalizując swoje roszczenia na konferencjach prasowych. Już po spotkaniu z Eibar przyznał, że marginalna rola jaką odgrywa w zespole nie zachwyca go i jest przekonany, że zawodnicy tacy jak Seba Fernandez czy on zasługują na regularne szanse. Nie jest pozbawiony argumentów, by wspomnieć chociażby wyjazdowy bój Malagi z Zenitem, w którym to właśnie ta dwójka zapewniła Andaluzyjczykom pierwsze miejsce w tabeli. Jest to jednocześnie wielki sprawdzian dla chilijskiego opiekuna drużyny. Czy doceni wartościowych zawodników, których z początku zostawił na uboczu czy będzie się kurczowo trzymał 13-14 zawodników, na których stawia od pierwszych spotkań. Warto żeby miał przy tym na uwadze jak taki sposób prowadzenia drużyny mści się aktualnie na innym, świetnym fachowcu - Marcelo Bielsy...


 
Egzekutor Siqueira - brazylijski, boczny defensor to postać absolutnie czołowa w drużynie Anqueli i obok uwielbianego przez kibiców Daniego Beniteza największa gwiazda kolektywu z Nuevos Los Carmenes. Po ubiegłorocznym sezonie nie bez przyczyny był nieśmiało łączony z Barceloną i nieco konkretniej z nie  mniej wielką Valencią. Ostatecznie został w drużynie z Andaluzji i ponownie daje jej dużo jakości. W poniedziałek przyczynił się do tego by Granada ugrała remis na Coliseum Alfonso Perez, choć z przebiegu spotkania wydawało się, że wynik taki nie miał prawa paść.

Tego wieczoru Getafe było drużyną wyraźnie przeważającą. Świetne spotkanie rozgrywał przede wszystkim wracający do łask trenera Adrian Colunga, który skorzystał na wyjeździe Barrady na Puchar Narodów Afryki. To właśnie jego dwa podania przyniosły gole ekipie Azulones. Gospodarze mieli jeszcze kilka dogodnych okazji, ale brakowało szczęścia, precyzji i wprawnego oka arbitra, który dostrzegł spalonego przy trafieniu Alvaro Vazqueza, mimo że młody Hiszpan zdobył gola prawidłowo.

Jednocześnie wzrok rozjemcy spotkania nie szwankował, gdy trzeba było dyktować rzuty karne za zagrania ręką Rafy czy Abrahama. W obu sytuacjach można było mieć wątpliwości co do zasadności rozstrzygnięć arbitrów. Rozterek nie miał jednak Álvarez Izquierdo i nie miał ich sam Siqueira pewnie egzekwując obie jedenastki. To jak ważny jest każdy punkt zdobyty przez Granadę pokazuje końcowa tabela poprzednich rozgrywek. Gole te miały również znaczenie tu i teraz. Granada wyślizgnęła się ze strefy spadkowej kosztem Mallorki. A Siqueira według ostatnich doniesień jest mocno pożądany przez działaczy z Vicente Calderon.


 
Valencia zatrudnia Unaia Emery'ego - nie ma jednak mowy o powrocie Baska na ławkę trenerską Los Ches. Drużyna Nietoperzy zatrudniła, zwolnionego ze Spartaka Moskwa szkoleniowca jedynie pośrednio, pewnie ogrywając na Mestalla nowego pracodawcę Unaia - Seville. Porażka ta przelała czarę goryczy i wyczerpała cierpliwość Del Nido, który zwolnił pewnego siebie Michela. Była gwiazda Realu Madryt ma teraz sporo czasu na to by śnić o pracy w klubie, w którym święcił sukcesy jako piłkarz. Nowej oferty pracy, urodzony w Madrycie szkoleniowiec, prędko pewnie nie dostanie. Na obronę wyrzuconego z Ramon Sanchez Pizjuan fachowca trzeba jednak przywołać znakomity mecz z Los Blancos i to, że był niezwykle bliski skopiowania tego sukcesu w meczu z Blaugraną. Po porażce w ostatnich minutach tamtego spotkania koncepcja Michela jednak zupełnie się posypała, a drużynę udało mu się odbudować już tylko raz - na derbowe spotkanie z Betisem.

Jak poradzi sobie Emery - tego nie wiadomo. Można jedynie gdybać. Ja zaryzykuje stwierdzenie, że Sevilla to dobre tworzywo do pracy dla Baska: duży potencjał na skrzydłach, do tego kilku młodych zawodników, którzy wymagają pracy, ale mają zadatki na to by stać się gwiazdami. Te rzeczy umie wykorzystać nowy szkoleniowiec ekipy ze stolicy Andaluzji. Dużo jednak będzie zależało od tego jakim potencjałem ludzkim będzie dysponował 1 lutego.


 
MINUSY

Wątpliwy popis Realu  - 0:0 z ostatnią drużyną w tabeli z 1 celnym strzałem na bramkę oddanym w 93. minucie spotkania, 58% celności podań (dokładnie tyle ile u rywala). To nie tylko nie są liczby, które ciężko pogodzić z mistrzem kraju. Taka gra nie przystoi żadnej z drużyn w La Liga. Nie przesadzę stwierdzając, że Osasuna była w tym spotkaniu bliżej (choć również bardzo daleko) wygranej od Realu (choć wątpliwości może nasuwać to, że Callejon jednak trafił do siatki po minimalnym spalonym).

Usprawiedliwień może być wiele: brak czołowych graczy, ulewa w czasie meczu czy brak motywacji do tego by przemęczać się jeszcze w ogóle w lidze. To gorsze lub lepsze wymówki. Posłużyć się nimi bez wstydu mógłb jednak może Piotr Ćwielong, a nie zawodnicy, tworzący, mimo pewnych braków, absolutnie topowy i drogi kolektyw. Można się zgodzić z tym, że Realowi w tym sezonie idzie jak pod górkę (mając na uwadze, że sami są przyczyną niektórych problemów), ale to nie wyłącza zachowania minimum przyzwoitości.

Bardziej od kolejnego kiepskiego występu, w tym i tak nieudanym dla Królewskich sezonie ligowym boli inna rzecz. Zawodnicy Los Blancos muszą znać swoją markę, wiedzieć, że ich poczynania śledzi większe grono niż choćby starania takiego Realu Valladolid (i piszę to z pełnym szacunkiem dla Pucela, których losy osobiście śledzę nie mniej skrupulatnie, ale wiemy jak jest) i oprócz grania na chwałę całego Madridismo, grają na chwałę całej La Liga, której takim występem do spółki z Osasuną wystawiają kiepską wizytówkę i nie przysparzają nowych sympatyków.

Kolejne osiągnięcia panów z gwizdkiem. Tym razem ofiarą Lwy z Bilbao - nie lubię pisać o błędach arbitrów, ale w Hiszpanii ciężko zupełnie porzucić ten temat. Więc piszę o błędach rażących i takich, które mają wpływ na końcowy rezultat. Obie te przesłanki zostały spełnione na San Mames w piątkowy wieczór. O ile na prowadzenie piłkarze z Vallecas wyszli w pełni przepisowo, a znów błysnął Lass Bangoura, o tyle gol na 2:0 to wielka pomyłka arbitra. Chori Dominguez faulowany był przez wprowadzonego chwilę wcześniej Gurpegiego ewidentnie, ale równie jasne jest to, że miało to miejsce przed polem karnym. Jasne dla kibiców na stadionie, widzów, ale nie dla głównego arbitra, inspirowanego opinią liniowego. Piti był bezlitosny. W końcówce ładną bramkę honorową strzelił Mikel San Jose i w związku z tym można mieć wątpliwości czy końcowy wynik jest uczciwy.


 
"11" kolejki 

Tradycyjnie jest tu kilku nieobecnych z uwagi na ograniczoną liczbę miejsc. Tym razem zabrakło Gabiego, Iniesty, Joela Campbella, Colungi, Banegi, Lassa Bangoury czy Stuaniego. 

*liczba wyborów do "11" kolejki


 

2 komentarze: